Porażka ze Szwecją jest nawet bardziej bolesna niż ta z Norwegią. Norwegowie weszli na nieosiągalny dla nas poziom, a Szwedzi zagrali tylko poprawnie, a i tak byli w stanie wygrać 28:18. Polacy pobili dwa kolejne niechlubne rekordy – najmniej bramek rzuconych do przerwy na tym Euro – 6 oraz najmniej rzuconych w całym meczu – 18 (wynik dzielony z Bośnią i Hercegowiną).
Mistrzostwa Europy dla nas się już skończyły. Nie mamy już szans na awans, bo zostały dwa mecze, pierwsza Hiszpania ma sześć punktów, a druga Szwecja cztery. Można tworzyć fikołki matematyczne, ale i to nic nie da. Może to i lepiej, bo Polacy wyjdą na Rosjan i na Hiszpanów już na totalnym luzie? Nie byliśmy oczywiście tutaj faworytem, Szwedzi to wicemistrzowie świata z zeszłego roku, zespół, który ma w składzie handballowe gwiazdy, jak kołowy Jim Gottfridsson i lewoskrzydłowy Hampus Wanne z Flensburga. Co prawda musieli sobie radzić bez największej gwiazdy zakażonej koronawirusem, a więc Nicklasa Ekberga, ale w ogóle nie było tego widać. Zastępujący go młody i najmniej niedoświadczony w kadrze Isaak Person miał skuteczność 3/3. Tobias Thulin bronił, mając aż 40% skuteczności.
Trudno nie być rozczarowanym. Można to tłumaczyć brakiem ogrania, kłopotami kadrowo-covidowymi (bracia Gębala, Morawski, Bis), dużo bardziej doświadczonymi i silniejszymi przeciwnikami w drugiej fazie grupowej, ale skala porażki jest dołująca. Obrony Mateusza Zembrzyckiego były marnowane stratami. Przez 12 minut nasza reprezentacja nie potrafiła zdobyć bramki, przełamała się dopiero po trafieniu Arkadiusza Moryty z karnego. W całym meczu mieliśmy 18 strat. Proste błędy techniczne czy niedokładne podania doprowadziły do zatrważającej statystyki, bo przez końcowe 18 minut pierwszej połowy… nie wrzuciliśmy nic do siatki z ataku pozycyjnego. Ten karny Moryty to była nasza jedyna bramka w tym czasie! Dało to zawstydzający wynik 6:14 do przerwy. Wszystko było pozamiatane do takiego stopnia, że nawet nie chciało się odpalać drugiej połowy. Wiara sięgała dna, czyli miejsca, w którym znajdował się mental naszych szczypiornistów.
Ile razy w tym spotkaniu Polacy byli na prowadzeniu? Zero. Co więcej, tylko raz remisowali i to 1:1. Tym bardziej szkoda, bo zaczęło się bardzo dobrze, już na początku Mateusz Kornecki miał dwie udane interwencje, tylko nikt w ataku nie potrafił tego wykorzystać. Szwedzi grali kiepsko. Błędy popełniały obie reprezentacje. Nasi szczypiorniści głupio tracili, ale i taki Hampus Wanne nie potrafił wykorzystać dogodnej okazji. Kiedy rywale trochę lepiej weszli w mecz, to zaczęli już tylko odskakiwać. Nasze ostatnie trafienie z gry w pierwszej połowie to rzut z koła Dawida Dawydzika. Miało to miejsce w 12. minucie. Później był już tylko rzut karny Arka Moryty, a przeciwnicy w tym czasie trafili ośmiokrotnie i do przerwy było 6:14. Warto podkreślić – to najgorszy ofensywny wynik do przerwy na tych mistrzostwach. Nikt przez pierwsze 30 minut nie zdobył mniej bramek.
Szwedzi przestali już na taką skalę marnować okazje i tracić piłkę, po 15 minutach drugiej połowy mieli już przewagę +13. Wyglądało to z naszej strony dramatycznie. Najwięcej grali Przemysław Krajewski i Arkadiusz Moryto, ale taki Szymon Sićko szybko usiadł na ławce rezerwowych, bo został rozczytany przez Szwedów i skutecznie blokowany. Bardzo źle wyglądał na lewym skrzydle Jan Czuwara, który bodajże trzy razy z rzędu tylko poprawił skuteczność bramkarzowi rywali. Po raz kolejny nie mieliśmy żadnych argumentów, ale jest to o tyle bolesne, że nie przez nadzwyczajną grę przeciwników, a własne słabości. Mecz z Norwegią był inny, tam przeciwnik nie popełniał błędów, parł do przodu jak walec. Ze Szwedami można było z całą pewnością przynajmniej powalczyć. Przegraliśmy 18:28. Jeszcze raz podkreślmy, że to najgorszy ofensywny wynik na tych mistrzostwach, a niechlubny rekord dzielimy z Bośnią i Hercegowiną.
Turniej jest już przegrany, darujemy sobie więc analizę kolejnych "meczów towarzyskich" i pastwienia się nad zawodnikami Patryka Rombla. Chyba, że bez presji ograją jakiegoś silnego rywala, żeby opis był większą przyjemnością.