Grali pięknie jak nigdy, a przegrali jak zawsze. To stwierdzenie pasowało w dawnych latach do reprezentacji Hiszpanii w piłce nożnej. To samo można powiedzieć o Orlen Wiśle Płock, nomen omen także prowadzonej przez… hiszpańskiego trenera.
Barlinek Industria Kielce nie przegrywa mistrzostwa Polski. Pod różną nazwą i z różnymi sponsorami, ale mistrzem jest nieprzerwanie od 12 lat! Emocji w tak zwanej Świętej Wojnie było co niemiara. Gospodarze potrzebowali wygrać różnicą dwóch bramek. Dlaczego tak? Bo w Płocku przegrali 27:29, a z racji lepszej różnicy bramkowej na przestrzeni całego sezonu, wystarczyło im, by w bezpośrednich starciach bilans wyszedł na zero. Obie te drużyny nie mają sobie równych w PGNiG Ekstralidze. Kielczanie przegrali w Płocku dokładnie 11 grudnia i już wtedy było jasne, że losy mistrzostwa rozstrzygną się w ostatniej kolejce. Nikt nie zakładał, że po drodze któraś z tych ekip pogubi punkty z Górnikiem Zabrze, Chrobrym Głogów czy innymi Azotami-Puławy. Dla takich klubów istnieje co najwyżej walka o brąz.
To był doskonały tydzień dla kieleckiej ekipy. Najpierw pokonała Telekom Veszprem 31:27, od początku narzucając swoją agresywną grę w defensywie. Ten mecz ustawiło pierwszych 12-13 minut, a potem była już tylko kontrola. Węgrzy w tym czasie rzucili zaledwie dwie bramki, dodajmy, że obie po… rzutach karnych. Obrona, przy głośnym wsparciu Hali Legionów, pracowała rewelacyjnie. W pewny sposób udało się wywalczyć bilet do Kolonii, gdzie mistrz Polski powalczy o wygraną w Lidze Mistrzów. Rok temu był bardzo blisko, lepsza po karnych okazała się Barcelona. Wygrana z Veszprem była jednak tylko rozgrzewką przed najważniejszym. Piłkarze ręczni świętowali po końcowym gwizdku, a spiker zachęcał do jeszcze większego i lepszego dopingu w niedzielę, kiedy dojdzie do Świętej Wojny.
A tam… co to był za mecz! Do przerwy dużo spokojniejszy. Po siedmiu minutach Kielce miały przewagę trzech bramek. Xavier Sabate poprosił o czas i próbował wstrząsnąć zespołem. Gra Płocka była wolna, przewidywalna. Nie radzili sobie z kielecką defensywą, co skutkowało co rusz sygnalizacją gry pasywnej. Ważne było trafienie szymona Sićki na 15:11. Gospodarze mieli kilkanaście sekund na ostatnią akcję, ale rozegrali ją znakomicie i reprezentant Polski podwyższył prowadzenie na +4. To dawało zapas na drugą połowę. Teoretycznie spokojnie, prawda? Otóż nie do końca! Na początku drugiej części gry Nafciarze znów zawodzili. Ta sama śpiewka – gra pasywna, Kosorotow “kumplujący się” z obramowaniem bramki… W 34. minucie Alex Dujszebajew trafił z karnego i przewaga wynosiła już +5.
Później jednak Orlen Wisła Płock się podniosła. Jeszcze w 51. minucie wydawało się, że kielczanie spokojnie dociągną z przewagą +4, w końcu to dwie bramki zapasu. Mogli kontrolować wynik. Obie drużyny się dużo myliły, notowały jakieś proste straty, nie wykorzystywały gry w przewadze. Na jakieś 6-7 minut przed końcem pierwszy raz w tym meczu piłkarze ręczni Orlen Wisły poczuli, że złoto mistrzostw Polski może zawisnąć na ich szyjach. Ignacio Biosca zaczął popisywać się świetnymi obronami, a Siergiej Kosorotow wykorzystał karnego, który dawał tylko różnicę jednej bramki. Gospodarze trafiali, goście odpowiadali tak, że na tablicy ciągle była jedna bramka straty. Nerwówka, bo to oznaczało mistrzostwo dla Płocka. Poważnie zrobiło się, gdy Arek Moryto spudłował karnego, ale na szczęście dla niego i gospodarzy, piłka została w ich posiadaniu i Karalek trafił na 25:23. Znów – tytuł dla Kielc.
Fazekas w kluczowej akcji podał piłkę rywalom i Moryto trafił do pustej bramki. To przeważyło. W końcówce za trzecie faule wylecieli z boiska Mirsad Terzić z Orlen Wisły i Arciom Karalek z Barlinek Industrii. To tylko pokazało, jaka była walka w Świętej Wojnie. Kibice gości i piłkarze ręczni błyskawicznie opuścili halę, co spowodowało, że starzy mistrzowie zaczęli z tego szydzić. Dylan Nahi i Igor Karacić szyderczo wypatrywali na trybunach fanów z Płocka. Tałant Dujszebajew też był rozczarowany. Tak mówił w TVP Sport: – Jest jedno, czego nie rozumiem. Jestem tu od dziesięciu lat. Jesteśmy przyzwyczajeni, żeby wygrywać. Ale kiedy w ubiegłym sezonie przegraliśmy Puchar Polski, to do końca staliśmy i klaskaliśmy dla Płocka. Oni dziś po raz kolejny poszli. Sabate, Wiśniewski, prezes, wszyscy. Mam prośbę. Bądźcie sportowcami do końca. Ja wiem, że boli. Ale to nie jest zachowanie sportowca.
Drugi sezon z rzędu było blisko poskromienia mistrzów, ale znów to Kielce górą. Jak długo jeszcze?