Orlen Wisła Płock obroniła Puchar Polski. Po raz drugi z rzędu pokonała w wielkim finale swojego największego rywala, czyli Barlinek Industrię Kielce.
Finał mistrzostw Polski skończył się biurowym skandalem. Najpierw Tałant Dujszebajew narzekał na brak klasy rywali, którzy prędko opuścili halę, a potem Orlen Wisła Płock nie mogła pogodzić się z porażką, więc zażądała… wyjaśnień od arbitrów. W zarządzie szczegółowo przeanalizowali decyzje sędziowskie i wyliczyli aż… 34 na niekorzyść swojego klubu, podczas gdy rywale mieli takich sytuacji zaledwie sześć. Najpierw domagali się wyjaśnień, a potem wydali jeszcze oburzeni oświadczenie, w którym poinformowali, że do tej pory nie otrzymali żadnej odpowiedzi. No to odpowiedziało im wreszcie bardzo mocnym stanowiskiem Kolegium Sędziów ZPRP, że takie oświadczenie to atak na arbitrów i jakieś dziwne insynuacje na temat ich obiektywizmu. Pokusili się też o małą szpileczkę. Oto fragment oświadczenia: “Wszystkie te działania SPR Wisły Płock są nie tylko próbą zdjęcia z siebie odpowiedzialności za osiągnięty, czy też raczej nieosiągnięty wynik sportowy”.
Już przed meczem było wiadomo, że Tałant Dujszebajew nie poprowadzi swojej drużyny. Przemówił w szatni, zmotywował, ale nie mógł zająć miejsca przy ławce. Wszystko przez czerwoną kartkę z 2021 roku w półfinale Pucharu Polski z Płockiem. Dujszebajew dostał sześć meczów zawieszenia, ale obowiązujących tylko w Pucharze Polski. No więc w takiej niemiłej atmosferze przystępowaliśmy do tego finału. O ile Orlen Wisła rzeczywiście mogła być rozżalona tym, że kilka decyzji było na ich niekorzyść w meczu o mistrzostwo (między innymi kroki w kluczowej akcji Alexa Dujszebajewa), tak w meczu o Puchar Polski przechylono wajchę w drugą stronę. Mecz był sędziowany słabiutko, po aptekarsku. Arbitrzy w ogóle nie pozwalali na agresywną grę w obronie, przerywali praktycznie każdą akcję w defensywie, sypali dwuminutowymi karami. Na pewno nie oglądało się tego płynnie i na pewno nie był to poziom Champions League. Kielczanie dostali aż osiem dwuminutowych kar, a płocczanie pięć. Co chwilę po którejś ze stron była pusta bramka.
Kluczowi w tym finale okazali się bardzo skuteczni Rosjanie – Siergiej Kosorotow oraz Dmitrij Żytnikow. Szczególnie ten pierwszy był nie do zatrzymania. Zdobył aż dziewięć bramek i wielokrotnie brał ciężar gry na siebie. Zaskakiwał rzutami z dystansu, z którymi nie radzili sobie bramkarze mistrza Polski. Raz zatrzymał go Mateusz Kornecki przy rzucie karnym, ale ogólnie to Kosorotow niemal cały czas był górą. Bardzo istotną bramkę zdobył jeszcze w pierwszej połowie na 13:11, gdy Orlen Wisła miała kilka sekund na rozegranie ostatniej akcji. Końcówka spotkania już całkowicie należała do ekipy z Płocka. Od stanu 26:25 zrobiło się aż 30:25 dla nich. Znów kluczową rolę odegrał Siergiej Kosorotow, który zdobył ważną bramkę na 27:25 i jeszcze w dodatku w tej samej akcji czerwoną kartkę za faul na nim otrzymał Dylan Nahi. Na zegarze wybiła 56. minuta, a Kielce musiały sobie radzić w osłabieniu i nie dały rady.
Orlen Wisła udowodniła, że jest w stanie nawiązać walkę z dominatorem. W drugiej połowie prowadziła od samego początku do końca – jednym trafieniem, dwoma, ale cały czas pilnowała tej przewagi. Końcowe +5 to najwyższe prowadzenie drużyny z Płocka w tym spotkaniu. Nafciarze podebrali rywalom już drugie trofeum w drugim sezonie z rzędu. Dla mistrzów Polski przegrany Puchar Polski jest akurat najmniejszym zmartwieniem. Dużo gorsze są straty personalne. Kontuzje w tym spotkaniu odnieśli: Arciom Karalek, Michał Olejniczak oraz Igor Karacić. Pierwszy ma kłopot z torebką skokową, drugi z więzadłem. Uraz Karacicia jest najdelikatniejszy i on na Final 4 powinien się wyrobić. Co z dwoma pozostałymi zawodnikami? Nie wiadomo. Byłoby to olbrzymie osłabienie w Lidze Mistrzów, a półfinał z PSG rozegrany zostanie 17 czerwca. Jest więc jeszcze trochę czasu.