Industria Kielce ma bardzo trudnego przeciwnika w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Mierzy się bowiem z broniącym tytułu Magdeburgiem. Mistrzowie Polski wygrali w pierwszym spotkaniu, lecz przewaga jest skromna i minimalna – to tylko jedno trafienie. Trzeba będzie wspiąć się na wyżyny umiejętności w Niemczech.
Industria Kielce prowadziła jedną bramką do przerwy i na końcu także ta jedna bramka pozostała. Wynik tego starcia to 27:26. Czy to rozczarowanie? Na pewno nie, bo w tej chwili Magdeburg jest mocniejszą drużyną. To zwycięzca Ligi Mistrzów, który broni tytułu, ponadto też prestiżowego EHF Super Globe (Klubowe Mistrzostwo Świata). Wygrał również swoją grupę w tej edycji Champions League z bilansem 12-0-2. Industria za to miała swoje kłopoty personalne, ale też i grała słabiej nawet z niżej notowanymi klubami i zakończyła fazę grupową na trzeciej lokacie z bilansem 6-4-4, a więc widać, że dużo gorszym. Musiała przez to zmierzyć się w dodatkowej fazie – 1/8 finału – gdzie jednak bez kłopotów pokonała GOG Håndbold 66:53 w dwumeczu. Zawsze to jednak dwa dodatkowe mecze w nogach.
Nie obyło się bez kontuzji. Zespół z Polski stracił bardzo cennego zawodnika – Michała Olejniczaka. Trzy minuty przed końcem meczu Felix Claar rzucił na bramkę i wpadł z dużym impetem na polskiego środkowego rozgrywającego. Noga bardzo nienaturalnie mu się wygięła i wyglądało to naprawdę dramatycznie. Kielecka drużyna musi sobie radzić w tym sezonie nie tylko z przeciwnikami, ale też licznymi kontuzjami. Wiadomo, że choćby Szymon Sićko ma już grę z głowy. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że Olejniczak, który wręcz wył z bólu i opuścił parkiet na noszach, uniknął najgorszego. Komunikat medyczny jest taki – przeszedł szczegółowe badania, które wykazały złamanie podchrzęstne przedniej części kłykcia przyśrodkowego piszczeli, a także stłuczenie kłykcia przyśrodkowego kości udowej. Fizjoterapeuta klubowy cieszył się z takiego obrotu spraw i zaznaczył, że więzadło jest całe.
Jeżeli jednak spojrzymy na przebieg ćwierćfinału z Magdeburgiem, to na pewno szkoda, że nie udało się uzyskać większej przewagi. Był taki jeden moment meczu, w którym gospodarze prowadzili 12:8 po przechwycie Igora Karacicia i bramce Alexa Dujszebajewa. To jedyny raz z +4 na tablicy wyników. Szybko zostało to zaprzepaszczone, bo cztery bramki z rzędu zdobyli goście i tego okresu gry na pewno najbardziej żal. Industria miała wówczas przestój blisko siedmiu minut i notowała proste straty. Gdyby nie Andreas Wolff, to goście rzuciliby nawet pięć bramek z rzędu i wyszli na prowadzenie. Końcówka pierwszej części gry, czyli – powiedzmy – ostatnie osiem minut to męczarnia. Na koniec ze skrzydła trafił Benoit Kounkoud, a było to już przy grze pasywnej. Szkoda też innego momentu – tego przy 4:1. Kielczanie znakomicie weszli w mecz, ale wtedy z boiska z czerwoną kartką za faul wyleciał Dylan Nahi, który na pewno przydałby się w dalszej części meczu.
Największy problem kielczanie mieli ze środkowym rozgrywającym Felixem Claarem, który zdobył aż osiem bramek na dziesięć rzutów, a nie wykonywał karnych. Często przebijał się na szósty metr i stamtąd pokonywał Wolffa. Obrońcy nie potrafili sobie z nim poradzić. Po polskiej stronie z kolei takimi przebojowymi akcjami odpowiadali Igor Karacić oraz Alex Dujszebajew. Oni także bardzo często “wjeżdżali” na szósty metr. Chorwat z bliska trafił 6/6, natomiast Hiszpan 5/6. Dużo było indywidualności i przebojowości w pierwszym spotkaniu i pewnie tak też będzie w rewanżu. Sporo zależy od formy lidera Alexa Dujszebajewa. Jeżeli powtórzy taki mecz, to Industria Kielce śmiało może powalczyć. Tylko trochę więcej musi dać od siebie Wolff, ponieważ 28% skuteczności obron to dość przeciętny wynik.
Kogo wyłapały obiektywy na trybunach? Otóż Kamila Stocha i Dawida Kubackiego. Obaj siedzieli skupieni i ubrani w barwy klubowe. Rewanż odbędzie się w Niemczech. Można sobie akurat odpalić Eurosport w majóweczkę i 1 maja pokibicować najlepszej polskiej klubowej drużynie.