Zostały jeszcze cztery kolejki, mistrza Polski nie znamy i poznamy pewnie dopiero w ostatniej, gdy Orlen Wisła Płock przyjedzie do Kielc, ale za to mamy już pewniaka na najniższym stopniu podium. Górnik Zabrze wygrał siedem spotkań z rzędu i zapewnił sobie brąz mistrzostw Polski.
Sezon 2022/23 PGNiG Superligi wygląda tak, że mamy dwóch wielkich, bezpośrednich kandydatów do walki o mistrzostwo, a z racji kryzysu Azotów-Puławy trzecią siłą ligi został zasłużenie Górnik Zabrze. Wymowne, że zapewnił sobire brąz akurat w Puławach, gdzie wygrał 34:30. Trzecie i czwarte miejsce gwarantuje udział w rozgrywkach Ligi Europejskiej, a i tam można się dobrze zaprezentować. Akurat w tych rozgrywkach zabrzanie mają coś do udowodnienia. To, co zrobili w Zurichu, jest rzeczą, która “się fizjologom nie śniła”. GC Amicitia Zürich to jedyna drużyna spośród wszystkich 46 uczestników, która… nie ma nawet swojego odnośnika na angielskiej Wikipedii, tylko świeci się na czerwono. To średniak słabej ligi szwajcarskiej, który w zeszłym sezonie przegrał 13 spotkań na 26 w rundzie zasadniczej i odpadł w półfinale play-offów, spokojnie ograny przez Kadetten Schaffhausen 3:0 (do trzech zwycięstw). Wygrał jednak Puchar Szwajcarii i dostał się do Europy.
Górnik Zabrze wypracował solidną przewagę u siebie, wygrał 27:19. Wystarczyło tylko pojechać do Szwajcarii i ją obronić. Była to pierwsza runda, a więc ta dla słabszych zespołów. Górnik się skompromitował, przegrał dziewięcioma bramkami i wypuścił z rąk awans. Jedna wielka tragedia. Próbując to przenieść na grunt piłkarski, to tak jakby Lechia Gdańsk w tegorocznej Lidze Konferencji odpadła z Akademią Pandewa albo Pogoń Szczecin z islandzkim KR. Tamta klęska Górnika odcisnęła tak wielkie piętno, że poskutkowało to zwolnieniem Marcina Lijewskiego. Odpadł ze Szwajcarami, przegrał z Orlen Wisłą Płock i stracił posadę szkoleniowca. Decyzja Bogdana Kmiecika spotkała się z krytyką w środowisku polskiego handballa. Olbrzymia wpadka nie przekreśliła jednak kilku lat przepracowanych w klubie, poprzedniego brązowego medalu i pomocy w rozwoju Szymona Sićki oraz kilku innych młodych zawodników.
Marcina Lijewskiego w Zabrzu już nie ma, a o jego świetnych wynikach można było zapomnieć, bo Górnik dawno tak dobrze nie punktował. W lidze przegrał tylko pięć meczów, z czego dwa z Wisłą i jeden z Industrią Kielce. Poza tym punktował w PGNiG bardzo regularnie, a najbardziej imponująca jest obecna seria siedmiu zwycięstw z rzędu. Po wygranej z dość przecięcnym Ostrowem Wielkopolskim może wynieść i osiem, ale z wielkim prawdopodobieństwem na tylu się zatrzyma, bo potem jest wyjazd do Kielc. Tak podbudowany Górnik będzie miał tam za zadanie godnie się zaprezentować i nawiązać walkę z gigantem przynajmniej w niektórych momentach spotkania. Po prostu zagrać lepiej niż jesienią w Zabrzu, gdy kielczanie wręcz zmiażdżyli i upokorzyli Górnik. Było tam 40:24. Bolesna lekcja.
Od jesieni trenerem jest Patrik Liljestrand, który musiał błyskawicznie zmienić swoją rolę. Jeszcze w czerwcu był przedstawiany jako asystent Lijewskiego. Miał przede wszystkim pomóc w rozwoju bramkarzy, w tym swojego syna – Caspera Liljestranda. Raptem po trzech meczach sezonu to on przejął drużynę, ale miał w tym akurat doświadczenie, nie powierzono tej posady jakiemuś żółtodziobowi. W latach 2013-15 był pierwszym szkoleniowcem Górnika. Podobnie jak Marcin Lijewski, też będzie ciepło i mile wspominany, bo także i on wywalczył wtedy brązowy medal mistrzostw Polski. No i teraz to osiągnięcie powtórzył jako tzw. “caretaker”, bo od nowego sezonu trenerem będzie Tomasz Strząbała, który teraz prowadzi Unię Tarnów.
Górnik zaprezentował swoją siłę w Puławach. Damian Przytuła rzucił tam aż dziewięć bramek, a goście przez większość czasu spokojnie prowadzili, w drugiej połowie nawet 25:15. Ostatecznie Azoty-Puławy uniknęły olbrzymiej klęski, ale Górnik i tak zagwarantował sobie brąz. To drużyna idealna dla zawodników, którzy mają wielką klasę, ale najlepsze lata już za sobą, jak Piotr Wyszomirski, czy mający nawet epizody w reprezentacji Krzysztof Łyżwa, jednak takich jest niewielu. Zespół opiera się na zawodnikach, którzy mają po 24 lata – prawoskrzydłowy Patryk Mauer, który w tym sezonie trafił do Zabrza z Legnicy, ofensywny lider tej drużyny – Damian Przytuła, który akurat do Górnika trafił dość niespodziewanie w 2021 roku. Rocznik 1998 to też Japończyk Rennosuke Tokuda, który wrócił do PGNiG Superligi po średnio udanej przygodzie w Niemczech. W sezonie 2020/21 był najlepszym strzelcem całej polskiej ligi, ale wtedy w Tarnowie wykonywał też rzuty karne, a teraz robi to Patryk Mauer. Japończyk był też wtedy trzecim najlepszym asystentem i jedną z gwiazd ligi.
W obecnym sezonie japoński prawy rozgrywający jest w całej lidze drugim najlepszym asystentem ze 129 ostatnimi podaniami i też ma duży wpływ na grę całego zespołu, ale ma taką rolę, by skupiać się bardziej na podaniach, bo tylko w swoim klubie więcej rzutów oddają Artemenko, Przytuła i Mauer. Duże nadzieje wiąże się też z niespełna 20-letnim Pawłem Krawczykiem, który także dostaje dużo szans na grę. To jeden z tych młodych zdolnych. Górnik jest dobrym zespołem, by budować takie kariery. Wyłapuje zawodników ze słabszych drużyn, żeby dać im szansę rozwoju o szczebel wyżej, nie boi się wprowadzać nastolatków, ale jest jednocześnie świadomy, że wyżej są inne machiny. Przyjdzie ktoś z Kielc lub Płocka i powie – biorę, a wtedy nie będzie gadania… na razie jednak trzeba się cieszyć z brązowego medalu. Industria Kielce w tej chwili ma swoje gigantyczne kłopoty.