Skip to main content

Jak się okazało, w swoim ostatnim turniejowym meczu, Polki zremisowały z Niemkami 21:21 i  pożegnały się z mistrzostwami Europy. W każdej z grup odpadała ostatnia – czwarta drużyna i w grupie D padło na nas. Nie jest to jednak niespodzianką, bo "na papierze" Polki były słabsze od wszystkich rywalek.

Polki musiały pokonać Niemki czterema bramkami, żeby awansować do dalszego etapu. Wtedy istotna byłaby tzw. "mała gra" między Polską, Niemcami i Rumunią. Ach, znowu to nasze kochane narodowe liczenie… Polska, przy takiej wygranej, miałaby bilans 0, Rumunia +1, a Niemki -1 i jechałyby do domu.  Nasze zawodniczki mecz rozpoczęły fantastycznie. W 6. minucie było 3:0 dla nas, a kilka minut później 6:2. Wydawało się, że jest to misja możliwa do realizacji, że to naprawdę może się udać. Trafiała Aneta Łabuda, Joanna Szarawaga i Natalia Nosek, a Weronika Gawlik miała swój dobry dzień w bramce. Wszystko zaczynało świetnie się układać, Polki się nakręcały.

Ostatecznie Gawlik odbiła 11 na 31 rzutów, co dało jej 35% skuteczności. Początek miała mocny, bo weszła na poziom 60-70% obron. Niemkom niewiele wychodziło. Później jednak dwukrotnie trafiły trzy razy z rzędu i wynik do przerwy to 9:8 dla nich. Polki dwa razy przez 7-8 minut miały posuchę bez gola i bardzo źle grały w przewadze. Jak można nie wykorzystać aż pięciu dwuminutowych kar dla rywalek? Aż się o to prosiło. Biało-czerwone miały z atakiem pozycyjnym w przewadze ewidentny problem i to na niego trzeba spojrzeć szerzej. Wynik końcowy to 21:21, Polki w końcówce rzuciły dwie bramki, doprowadzając do remisu. W pewnym momencie było 15:13 i to był ostatni moment na zryw, jednak Niemki znów rzuciły trzy bramki z rzędu. Misja wygranej czterema golami otrzymała wtedy status: niemożliwa.

Najbardziej szkoda jednak poprzedniego spotkania z Rumunią. Tam było 15:11 dla nas do przerwy. Cristina Neagu trafiała mniej więcej co drugi rzut. Polki w obronie grały na ambicji, bardzo szczelnie, w dużym skupieniu. Znów, podobnie jak z Norweżkami, na drugą połowę wyszedł zupełnie inny zespół, obdarty ze swoich umiejętności. Nasz zespół osłabł, ale w 46. minucie prowadził nadal 19:18. Wtedy jednak wszystko zaczęło wpadać Lorenie Ostase. To nie Neagu, a młoda zawodniczka CSM Slatina niespodziewanie została bohaterką końcówki. Polki wypuściły sporą przewagę na własne życzenie i to tam przegrały awans…

Trener Arne Senstad nie zapowiadał wielkiego sukcesu. Od początku oznajmił, że na turniej jedziemy po naukę i w tak też podsumował po ostatnim spotkaniu: –  Dziewczyny bardzo chciały wygrać, są trochę smutne, ale dla mnie każdy powinien wiedzieć, że te dziewczyny to przyszłość. Obiecuję, że jeszcze wrócimy i pokażemy, co potrafimy. Na pewno momenty były, szczególnie we wszystkich pierwszych połowach meczów, gdzie nasz bilans to 36:37. Drugie połowy to już niestety 31:47.

Related Articles