Choć nie było już żadnych szans na ćwierćfinał, to Polakom zostały jeszcze dwa mecze na pocieszenie i podbudowanie – z Czarnogórą i Iranem. Jeden z nich był bardzo dobry, najlepszy spośród wszystkich, drugi mało przekonujący i męczący, ale Polacy poprawili swój bilans na mundialu, który kończą z trzema zwycięstwami i trzema porażkami.
Dlaczego Mateusz Kornecki zaczął grać tak późno? To pytanie do trenera Patryka Rombla. Bramkarz Łomży Industrii Kielce z Czarnogórą miał rewelacyjne 50% skuteczności obron i zgarnął nagrodę MVP. To był najpewniej wygrany mecz reprezentacji Polski na tym mundialu, zwłaszcza, że Czarnogóra jest w miarę równorzędnym rywalem. Kornecki zaczarował bramkę, bronił niesamowicie, dokładnie co drugą piłkę. Zaczął już w 1. minucie od obrony sam na sam z Lazoviciem i taką formę trzymał aż do ostatniej sekundy. Bardzo efektowna była parada w pierwszej połowie, gdzie odbił strzał z podłoża Branko Vujovicia. Odbijał te z bliska, z dystansu, ze skrzydeł, sam na sam i jednego karnego. Odbił kilka takich piłek, które były wręcz stuprocentowymi szansami Czarnogóry. Kornecki pomógł też w ofensywie, bo nawet rzucił jedną bramkę. Był zdecydowanym bohaterem tego meczu i głównym aktorem.
Tym razem wreszcie pomógł bramkarz, bo skuteczność wcale nie była jakaś olśniewająca, ale wygrana bardzo pewna. Czarnogóra tylko raz delikatnie postraszyła, doprowadzając do stanu 8:8, ale później wszystko wróciło do kontroli. Dwa razy trafił Sićko, raz Daszek i 11:8 do przerwy wyglądało już bezpieczniej. W drugiej części meczu doskonałą dyspozycję cały czas pokazywał Kornecki i Polacy jeszcze odskoczyli rywalom. Wreszcie Michał Daszek nie bał się w ogóle rzucać na bramkę i przynajmniej było jakieś zagrożenie z prawego rozegrania. Było to ważne, bo Szymon Sićko miał tego dnia trochę rozregulowany celownik. Znów zachwycił Piotr Jędraszczyk, który trafił 6/8, popisał się trzema asystami i przebijał między obrońcami. Zmarnował co prawda karnego, ale dał dużo dobrego w ofensywie. Bezbarwny był Arkadiusz Moryto, który spartolił aż dwie kontry na trzy, ale za to ciężar liderowania wzięli na siebie inni – właśnie Jędraszczyk, Kornecki, Daszek, ze skrzydła trafiał Krzysztof Komarzewski (3/4 bramki z prawego skrzydła i jedna skuteczna kontra), a Ariel Pietrasik w drugiej połowie dobijał już bezradnych rywali (4/6).
Mecz z Iranem już tak dobrze nie wyglądał. Nie był to przeciwnik z takiej samej półki jak Czarnogóra, a zwycięstwo Polaków 26:22 wcale nie było jakieś bardzo przekonujące. Za pierwszą połowę jeszcze należą się pochwały, bo udało się uzyskać spokojną przewagę sześciu trafień (16:10), a sam Pietrasik zdobył pięć bramek. Jednak już druga została przez naszych reprezentantów przegrana 10:12, co w konsekwencji dało wynik 26:22. Patryk Rombel dał pograć wszystkim. Każdy z 16-osobowej kadry spędził na boisku więcej niż 10 minut. Zadebiutował Dawydzik, który w ogóle pierwszy raz znalazł się w składzie meczowym. Mateusz Kornecki tym razem nie pomagał, dawał się co rusz pokonywać z dziewięciu metrów i w końcu zastąpił go Adam Morawski. Jako zmiennik spisał się nieźle. Odbił dwa strzały ze skrzydła i 3/4 z sześciu metrów, co dało mu 45% skuteczności. Gdyby nie te obrony, to wynik byłby jeszcze gorszy.
Najskuteczniejszy w polskim zespole był Ariel Pietrasik (6/10 – 60%), ale też on najczęściej rzucał, korzystając z miejsca na strzały z dystansu. Polacy podzielili się łupami mniej więcej po równo, bo aż czterech rzuciło po trzy bramki (Krajewski, Moryto, Pilitowski, Jędraszczyk). Dobrą zmianę na środku rozegrania dał Maciej Pilitowski. Grał tylko przez 11 minut, a w tym czasie trafił 3/3 rzuty, w tym dwie po ładnych zwodach i posłał jedną ładną asystę na koło do Dawida Dawydzika. Przynajmniej jego można wyróżnić w tej bezbarwnej drugiej połowie. Na szczęście rywal był dość przeciętny i nie potrafił w większym stopniu skorzystać z błędów. Udało się odnieść zwycięstwo na koniec, ale na pewno w mało przekonującym i mało efektownym stylu – jakościowo raczej takie bliżej spotkania z Arabią niż Czarnogórą. Tyle, że tutaj wygrana nie była w żadnej chwili zagrożona.
Cztery punkty w drugiej fazie grupowej wyglądają już dużo lepiej niż zero, ale do ćwierćfinału zabrakło sporo. To on był naszym celem – trudnym, ale możliwym do zrealizowania. Cieniem na tej ekipie kładzie się zwłaszcza blamaż ze Słowenią. 6 lutego Patryk Rombel ma spotkać się z władzami ZPRP, ponieważ jego kontrakt wygasa z końcem marca. Selekcjoner chce nadal prowadzić naszą kadrę, ale nie wszystko zależy od niego.