Udana końcówka mistrzostw świata polskich szczypiornistek. Po meczu z Francją było wiadomo, że Polki pożegnają się z turniejem. W dwóch ostatnich spotaniach pokonały Słowenki 27:26 i Czarnogórki – 33:28.
Polki zaczęły grać lepiej, kiedy całkowicie zeszła z nich presja. Żeby awansować do ćwierćfinału potrzebowały cudu i zwycięstwa z mistrzyniami olimpijskimi. Różnica poziomów była jednak brutalna. Francuzki wygrały z naszymi szczypiornistkami 26:16 i zamknęły drogę do dalszego awansu. Nie było to możliwe z trzema porażkami na koncie. Dwie przeszły na konto Polek po pierwszej fazie, gdzie było bardzo blisko pokonania Serbii i Rosji, ale skończyło się na dwóch porażkach. Po laniu od Francuzek było już jasne, że czekają już tylko mecze bez żadnej presji. I właśnie w ten sposób Polki pokonały Słowenki, a później Czarnogórki, czyli rywalki w naszym zasięgu. Udało się wyprzedzić właśnie te dwie reprezentacje i w grupie drugiej fazy mundialu zająć 4. miejsce.
O starciu z Francuzkami nie ma się nawet co rozpisywać, bo tam dominacja trwała niemal od początku do końca, a różnica była widoczna w każdym elemencie. W spotkaniu ze Słowenią początek był mocny w obronie, a pierwszą bramkę udało się zdobyć Romanie Roszak z rzutu karnego. Wcześniej Polki fatalnie wykonywały "siódemki" i to przez ten element przegrały dwa mecze. Polska obrona grała bardzo agresywnie i zmuszała rywalki do strat, ale atak nie wyglądał już tak dobrze. Po 10 minutach było tylko 4:2 dla nas. Po wykluczeniu rywalki przewaga wzrosła do czterech trafień, skuteczność się poprawiła i było już 8:4, a później 9:5 i wtedy przytrafił się najgorszy moment w spotkaniu – ponad 12 minut bez bramki (!) i seria siedmiu trafień z rzędu Słowenek. Dzięki Adriannie Płaczek było "tylko" -3, a po dobrej końcówce i dwóch bramkach Oktawii Płomińskiej do przerwy było, patrząc od naszej strony – 12:13.
Bohaterką tego spotkania z 33% skuteczności w bramce została Adrianna Płaczek. Polska bramkarka odbiła 12 piłek na 36 prób rywalek. Jeżeli chodzi zaś o zawodniczki z pola, to 6/7 trafiła Dagmara Nocuń, a w samej drugiej połowie miała 5/5 i to ona zgarnęła nagrodę MVP. Polki prowadziły od stanu 15:14 i tego prowadzenia nie oddały już do końca meczu. Przewaga wynosiła dwa, trzy, a nawet cztery trafienia, a skończyło się na +1. To nie Polki były faworytkami, sprawiły więc niespodziankę pokonując całkiem mocną reprezentację europejską, duża w tym zasługa Płaczek, ale i poprawy skuteczności w drugiej połowie.
W meczu z Czarnogórą to nam przytrafiła się seria bramek z rzędu – od 6:6 do 13:6. To był popis "Biało-czerwonych". Polki grały na bardzo wysokiej skuteczności w ataku. Magda Balsam miała 5/5, Sylwia Matuszczyk 4/4, Aleksandra Rosiak 7/8, a Romana Roszak 6/7. Tym razem Płaczek miała jeszcze wyższą skuteczność obron, bo 36% i zgarnęła nagrodę zawodniczki meczu. Nasza bramkarka odbiła 12 piłek na 33 rzuty. Czarnogórki próbowały podejść jak najbliżej i grać z kołem, bo słabiutko grały na skrzydłach i przy rzutach z 9. metra. W pewnym momencie Polki miały przewagę +10, ale skończyło się "tylko" na +5. Czarnogóra była najsłabszym zespołem w naszej grupie. Udało się pozytywnie zakończyć te mistrzostwa. Polki przegrały w sumie trzy spotkania i trzy wygrały.