To była niezwykle ważna wygrana polskiej reprezentacji w kontekście awansu na Euro 2022. Nasi szczypiorniści wyszarpali zwycięstwo w ostatnich sekundach spotkania, a bohaterem został Michał Daszek. To jego rzut dał wygraną ze Słowenią – 27:26.
Sprawa wygląda tak, że nie trzeba oglądać się rywali. Dzięki wygranej z wyżej notowaną Słowenią – Polacy zmierzą się w bezpośrednim starciu o awans z Holendrami. Kay Smiths zrobił we Wrocławiu dokładnie to samo, co właśnie Michał Daszek ze Słowenią. Nasi reprezentanci sami wyrwali to, co zostało im wyrwane i nadal liczą się w grze o bezpośredni awans na Euro. Gdyby jednak przegrali ze Słowenią, to mieliby do Holendrów trzy punkty straty, a to oznaczałoby już tylko liczenie bilansów ośmiu drużyn z trzecich miejsc (cztery awansują na Euro). A i tak musielibyśmy pokonać Holendrów, żeby w tej klasyfikacji załapać jakieś punkty.
Sytuacja w grupie prezentuje się następująco: Słowenia – 7 punktów i łatwiutki mecz z Turcją, Holandia – 7 punktów i mecz z Polską 2 maja w Almere. Polacy mają punktów sześć, a jeśli w Almere okażą się lepsi, to awansują z drugiego miejsca w grupie. Jeśli przegrają lub zremisują, wówczas będziemy porównywać się z innymi trzecimi miejscami. Spotkania z ostatnią drużyną w grupie odpadają, niczym dwie noty sędziowskie w skokach narciarskich. Nasz bilans z Turkami by się nie liczył, ale dwa punkty zdobyte po rzucie Michała Daszka – mogą być na wagę awansu, nawet w przypadku przegranej.
– Ta wygrana cieszy, bo bardzo potrzebowaliśmy tego zwycięstwa, zwłaszcza z tak mocnym przeciwnikiem – powiedział po spotkaniu Szymon Sićko. To nie on w tym spotkaniu okazał się jednak kluczowy. Sićko, szczególnie z dziewiątego metra, miał problem, żeby pokonać słoweńskiego bramkarza. Trafił tylko dwa razy na pięć z takich prób, a w sumie w całym spotkaniu miał bilans 5/9. Największą strzelbą w ataku naszej reprezentacji był Arkadiusz Moryto z bilansem 7/9. I to on rzucił jedną taką bramkę, że można było się złapać za głowę. Skrzydłowy już faulowany upadał na parkiet, ale jakimś cudem posłał "wkrętkę" obok Urha Kastelicia. Było to trafienie na 14:14.
Na jakieś 30 sekund przed końcem Michał Daszek zmarnował rzut na 27:25, który zamknąłby mecz. Utrzymało się więc 26:25 i trzeba było bronić. Słoweńcy jednak dograli piłkę do skrzydła i wyrównali na 26:26. Zegar wówczas wskazywał pięć sekund do końca. Polacy błyskawicznie wznowili, a Daszek odważnym rzutem przebił się aż przez potrójny mur i wszyscy rzucili się sobie w ramiona. Taki mecz stanowczo podbudował morale naszej reprezentacji.