Skip to main content

Duńczycy w wielkim finale mistrzostw świata zmierzyli się z Francją. Pokonali Trójkolorowych 34:29. To był mecz szybkich akcji w ofensywie, a niespodziewanym bohaterem został Rasmus Lauge Schmidt, który zdobył aż dziesięć bramek, choć wcześniej nie zaznaczył się na tym mundialu niczym szczególnym.

Nie Niklas Landin, nie Mathias Gidsel, nie Mikkel Hansen, nie Nedim Remili, nie Dika Mem, nie Vincent Gerard. Niektórzy z nich oczywiście zagrali bardzo dobrze, szczególnie rozdający kolejne asysty Gisdel, król strzelców i MVP całych mistrzostw, ale i tak wszystkich przyćmił 31-letni Rasmus Lauge Schmidt, który w najważniejszej części finału, czyli w drugiej połowie, ładował bramkę za bramką. Tylko w drugich 30 minutach trafił do siatki osiem razy, a w ostatnich 10 minutach czterokrotnie. Jest to zdecydowanie nieoczekiwany bohater finału mistrzostw świata, bo wcześniej w całym turnieju nie uzbierał nawet 30 minut na parkiecie. W samym meczu o złoto zagrał więcej minut (26) niż w poprzednich ośmiu (23).

Duńczycy zawsze byli mocni w piłkę ręczną, ale nie tak, jak teraz. To ich trzecie mistrzostwo świata z rzędu. Nigdy wcześniej w historii nikt tego nie dokonał! Nawet potężna w latach 60. i 70. reprezentacja Rumunii zdobyła cztery tytuły, ale przedzielone jednym, który przegrała. Dania jest pierwszą kadrą, która wygrała trzy mundiale z rzędu. Mikkel Hansen zakończy więc karierę na pewno jako trzykrotny mistrz świata. Długowłosy gwiazdor w finale rzucił tylko jedną bramkę z karnego, a błyszczeli jego następcy – Simon Pytlick i Mathias Gidsel. Ten drugi to prawy rozgrywający, który furorę zrobił już dwa lata temu, ale wówczas nagroda MVP w naciąganym stylu powędrowała do Hansena. Teraz nie było wątpliwości, że Gidsel był w tych mistrzostwach najlepszy. Dołożył znakomity występ w finale – 6/11, a przede wszystkim aż siedem asyst. Gidsel został królem strzelców, zdobył 60 bramek na 80 rzutów, co dało mu 75% skuteczności.

Dania narzuciła wysokie tempo już od samego początku, popisując się świetnymi akcjami w ofensywie i ponadprzeciętną skutecznością. Vincent Gerard bronił na zawstydzająco niskim procencie, nie mógł zatrzymać nikogo i w 15. minucie zastąpił go Remi Desbonnet. Obaj francuscy bramkarze zagrali mniej więcej po równo. Gerard miał tylko 16%, odbił zaledwie cztery piłki (w tym dwie już pod koniec meczu), a Desbonnet z 19% miał trzy obrony. Najgorsze dla weterana Gerarda jest to, że mnóstwo bramek wpuścił po rzutach z dystansu. Wygrywał te teoretycznie trudniejsze pojedynki z szóstego metra, a z drugiej linii taki Pytlick czyz Lauge Schmidt, jeśli tylko trafili w światło bramki, to golkiper musiał szukać piłki w siatce.

Nie było wątpliwości, kto jest lepszy. Francja nie prowadziła w tym spotkaniu… ani razu. Od początku Duńczycy dyktowali tempo, wypracowali przewagę kilku trafień, prowadzili 6:2 czy 12:7. Wszystko zaprzepaścili w ostatnie dziesięć minut pierwszej połowy, zaczęli popełniać błędy, ale nie tylko rzutowe – słupek Pytlicka, kilka popełnionych fauli, niewykorzystanie gry w przewadze, no i w tym czasie zdobyli tylko dwie bramki. Francuzi odrobili straty tylko do -1 i wszystko w drugiej połowie było możliwe. Tam błysnął nieoczekiwany bohater, wspomniany już powyżej Lauge Schmidt. Skuteczność 10/11, wiele bramek w ważnych momentach meczu. Obrona nie mogła sobie z nim poradzić. Niklas Landin nie błyszczał, ale w końcówce obronił karnego Melvyna Richardsona i wszystko było jasne. Lauge Schmidt i inny rezerwowy – Mensah Larsen sprawili, że Dania wróciła do wysokiej przewagi i wygrała zasłużenie aż pięcioma bramkami.

Related Articles