Dziś Orlen Wisła Płock nie gra w Lidze Mistrzów, tylko w lidze z Pogonią Szczecin, ale tuż po swoim spotkaniu będzie z uwagą śledzić zaległości europejskich rozgrywek. Może się im zamknąć się brama z napisem “play-off”. PPD Zagrzeb rozegra zaległy mecz z FC Porto. Jeśli Chorwaci wygrają, to ostatnia kolejka Ligi Mistrzów przestanie mieć znaczenie.
Najpierw krótki przegląd sytuacji w grupie. Prawie wszystkim pozostała jeszcze tylko jedna kolejka i akurat świetnie się składa, że Orlen Wisła Płock jedzie do zdecydowanie odstającego od wszystkich poziomem FC Porto. Tyle tylko, że znajdujące się oczko wyżej chorwackie PPD Zagrzeb akurat należy do tych nielicznych zespołów, które mają jeszcze do rozegrania mecz zaległy. I to niestety z tym samym najsłabszym w grupie FC Porto. Tak więc pokrótce: Wisła potrzebuje swojego zwycięstwa w ostatniej kolejce i dwóch porażek PPD Zagrzeb – tego teraz z FC Porto i tego później z GOG Håndbold. To trzeba by było rozpatrywać w kategoriach cudu. Zaległe spotkanie PPD z Porto już dzisiaj. Jeśli Chorwaci wygrają, to Orlen Wisła straci już jakiekolwiek szanse na awans. Jeżeli jednak wydarzy się sensacja i Porto pokona PPD, a później Wisła wygra z Porto, to i tak wcale nie daje gwarancji awansu. Bo znów trzeba liczyć na kolejną porażkę PPD, tym razem z GOG Håndbold. Szanse należy ocenić jako iluzoryczne.
Tegoroczna edycja Champions League to dla Orlen Wisły Płock zderzenie ze ścianą. Wicemistrz Polski przegrał u siebie z PSG 26:32, grając słabiutką drugą połowę i ma niewielkie szanse na awans do fazy play-off. Jak widać powyżej, po prostu potrzeba cudu. I to nawet nie jednego. Przede wszystkim trzeba liczyć na innych, a tego nikt nie lubi. Po zabawie może być już przed ostatnią kolejką. Wisła sama jest sobie winna, bo po drodze traciła punkty z przeciwnikami, z którymi nie powinna tego robić. Nawet PPD Zagrzeb, o którym mowa powyżej, zrobiło na wicemistrzu Polski aż cztery punkty – remisując u siebie i wygrywając na wyjeździe. I właśnie tamta porażka na własnej hali boli najbardziej. Kilka dni wcześniej Wiślacy w “Świętej Wojnie” wreszcie okazali się lepsi od odwiecznego rywala z Kielc. I tej euforii wcale nie przełożyli na występ w Champions League. Po tak gigantycznym sukcesie na krajowym podwórku, balonik błyskawicznie pękł przy europejskiej weryfikacji.
Można to było jeszcze odwrócić, ale trzeba było wspiąć się na wyżyny możliwości, bo do Płocka przyjechało potężne PSG. No i nie udało się sprawić niespodzianki. Wisła poniosła dziewiątą porażkę w grupie Ligi Mistrzów, siódmą w ostatnich ośmiu spotkaniach. To fatalna seria, która wypchnęła wicemistrza Polski nawet poza “niebieską strefę”, która pozwala jeszcze myśleć o wejściu do ćwierćfinału. Wielce prawdopodobne, że Orlen Wisła będzie jednym z czterech zespołów, które pożegnają się na tym etapie z rozgrywkami, obok Celje Pivovarna Laško, Elverum i FC Porto. Paryżanie wyższy bieg włączyli w drugiej połowie i było pozamiatane. Wisła była w stanie rywalizować jak równy z równym tylko przez pierwszą połowę. Do przerwy było 14:15. Wynik nie wyglądał źle, ale trzeba było zrobić to samo w drugiej części gry, a to się już nie udało. Katem okazał się – a jakże – Kamil Syprzak, wracający do grania po kontuzji, która wyłączyła go z mistrzostw świata.
Uwijał się jak w ukropie Dima Żytnikow, biorąc na siebie większość odpowiedzialności rzutowej. Gdy przebijał się bliżej bramki, to trafił 4/5, ale też zaskakiwał przeciwników bombami z dziewiątego metra. Zdarzały mu się pomyłki, ale trzymał wysoki poziom. W bramce niestety nie pomagał 19-letni Marcel Jastrzębski. Nastolatek był bohaterem spotkania z Magdeburgiem, gdzie popisał się aż 11 udanymi interwencjami, a Wisła niespodziewanie dopisała sobie za to spotkanie dwa punkty. To właśnie ten jedyny mecz na ostatnie osiem… Z PSG jego statystyki były fatalne, takie zdarzają się niezwykle rzadko. Bramkarz Wisły na 17 strzałów nie obronił ani jednego! Ferran Sole i Adama Keita bawili się na skrzydłach, a Kamil Syprzak błyszczał skutecznością na kole. PSG przyklepało zwycięstwo w grupie. Na zupełnie innym biegunie jest nasza Orlen Wisła.
Jeżeli wygra mistrzostwo Polski, a są na to spore szanse, bo przecież udało się pokonać kielczan, to na 100% otrzyma możliwość rehabilitacji w Lidze Mistrzów. Jedno miejsce dla mistrza kraju mamy gwarantowane. Jeśli jednak Industria Kielce odrobi stratę i wygra większą liczbą bramek niż dwie (bo trudno się spodziewać, żeby któraś z tych drużyn straciła po drodze punkty), to Wisła będzie musiała liczyć na dziką kartę od EHF. A ci mogą kręcić głowami po tak kiepskim występie. Chętnych na miejsca nie brakuje, europejska federacja być może będzie chciała dać szansę komuś innemu, bo Wisła jej na pewno nie wykorzystała.