Skip to main content

To dopiero historia. Orlen Wisła Płock omal nie odpadła w fazie grupowej Ligi Mistrzów, a teraz jest już w ćwierćfinale! Wiślacy sprawili sensację i wyeliminowali dużo lepsze HBC Nantes. Zagwarantowali przy tym niesamowite emocje, bo zrobili to po rzutach karnych.

Po remisie u siebie, Orlen Wisła Płock potrzebowała sensacyjnego wyniku na wyjeździe, żeby awansować do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. I stał się dla nich kolejny w tej edycji cud! Tym razem jednak Wisła nie musiała liczyć na innych, ale sama na siebie. Po syrenie oznaczającej koniec pierwszej połowy, na tablicy było 14:11 dla Nantes. Po przerwie bramkę rzucił Jorge Maqueda i mogło się wydawać, że jest po zabawie. Druga połowa, bramka za bramkę, cztery trafienia przewagi, kontrolowanie przebiegu spotkania, pilnowanie wyniku, a to wszystko przed własną publicznością. Bo oczywiście to HBC Nantes było faworytem rewanżu. Do pewnego momentu wszystko toczyło się dokładnie tak, jak zakładano. I kiedy nikt się tego kompletnie nie spodziewał, to nagle Ignacio Biosca zaczarował dostęp do bramki i trafiać zaczęli tylko goście – Żytnikow, Lucin, Serdio i Krajewski. Sensacyjnie w 41. minucie było 18:17 dla Orlen Wisły! A jeszcze siedem minut temu miała cztery bramki straty… oczy wychodziły z orbit.

Do awansu Wisła potrzebowała jakiegokolwiek zwycięstwa. Nagle wyszła z sytuacji beznadziejnej. Siergiej Kosorotow trafił efektownie z tak zwanego podłoża i na niecałe dziewięć minut przed końcem było nawet 22:20. Gospodarzy ratował tylko i wyłącznie Linus Persson. Nikt inny nie potrafił pokonać hiszpańskiego golkipera Wiślaków, a szwedzki rozgrywający zrobił to aż cztery razy z rzędu. Utrzymywał Nantes przy życiu. Gdyby nie dziwna końcówka, to nie byłby potrzebny taki horror. Wszystko ważyło się do ostatnich sekund i niestety spory w tym udział mieli arbitrzy… Kosorotow uciszył trybuny, trafiając na 25:23, gdy było jakieś 50 sekund do końca. Francuzi odpowiedzieli błyskawicznie, a potem w to wszystko wplątali się sędziowie, którzy dopatrzyli się dziwnego faulu w ataku. Cavalcanti trafił do pustej bramki na 25:25… Kiedy było jeszcze kilkanaście sekund na akcję, to sędziowie mieli z tym jakiś problem i nawet nie pozwolili Polakom wznowić akcji. Przypominało to mundial w Katarze, a nie Ligę Mistrzów.

Mimo tego, że sędziowie bardzo pilnowali, żeby doszło do konkursu rzutów karnych, to tam sprawiedliwość była po naszej stronie. Wystarczyło, że Biosca odbił jeden strzał w drugiej serii, a Wiślacy byli zabójczo skuteczni. Trafili kolejno: Lucin, Kosorotow, Mindegia, Daszek, a na końcu nie pomylił się też Krajewski. Sensacja stała się faktem i Orlen Wisła Płock w ten spektakularny sposób awansowała do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. To dla tej drużyny historyczny sukces, bo nigdy wcześniej nie znalazła się na tym etapie. W ćwierćfinale będziemy mieli dwie polskie drużyny, bo jest jeszcze Industria Kielce, która czekała na tym etapie od jakiegoś czasu, gdy wywalczyła bezpośredni awans z fazy grupowej. Orlen Wisła musiała grać baraż, czyli tzw. 1/8 finału, jako drużyna, która zajęła 6. miejsce. Zmierzyła się  z HBC Nantes, a więc rywalem grupowym Industrii Kielce. Trudno ją było uznawać za faworyta, tym bardziej, że ledwo co wygrzebała się w ogóle z grupy.

Przypomnijmy, że potrzeba było cudu. Nie wszystko zależało od samej Wisły. Wszystkie trzy mecze potoczyły się dokładnie tak, jak mogła sobie tylko wymarzyć. Po thrillerze w Portugalii i wygranej 28:27 w samej końcówce, udało się rzutem na taśmę wyprzedzić w grupie PPD Zagrzeb. Ale to już ostateczna faza tego cudu. Żeby Wisła awansowała do fazy play-off, to potrzebne były trzy warunki – dwie porażki PPD Zagrzeb (w tym z najgorszym w grupie FC Porto) i wygrana Wisły w ostatniej kolejce z tym samym Porto. Chorwacka drużyna najpierw przyjechała do Portugalii na zaległe spotkanie 13. kolejki i mogła zapewnić sobie 6. miejsce gwarantujące play-offy. Ale… tego nie zrobiła. Potem przegrała jeszcze w ostatniej kolejce, Wisła pokonała Porto i wskoczyła na szóste miejsce. w 1/8 odprawiła z kwitkiem z HBC Nantes. Teraz znów czeka mocny rywal – SC Magdeburg. Niewiele brakło, a już dawno nie byłoby wicemistrzów Polski w Lidze Mistrzów, a tutaj taka historia! Jakże zmieniły się w Płocku nastroje. Teraz wszystko jest możliwe.

Related Articles