Skip to main content

Gramy dalej w mistrzostwach świata i to jedyny pozytyw. Polacy długo męczyli się z outsiderem grupy. Był to bardzo przeciętny występ naszej reprezentacji. Momentami wynik oscylował w granicach największej sensacji w historii tego sportu w Polsce, ale udało się przepchnąć wygraną 27:24.

Francja wygrała z Arabią Saudyjską 41:23, Słowenia wygrała 33:19. W obu tych spotkaniach dopisanie sobie punktów przez faworytów było formalnością. Zdecydowanie tak to nie wyglądało w przypadku reprezentacji Polski. Przez cały mecz miała miejsce jedna wielka i bardzo wstydliwa nerwówka, Arabowie byli na granicy sprawienia gigantycznej sensacji. Strach w ogóle sobie wyobrazić co by się działo po ich zwycięstwie… To, co miało być spacerkiem, żeby podbudować się przed późniejszymi spotkaniami z dużo bardziej wymagającymi rywalami, stało się walką o przetrwanie w turnieju. Jeszcze w 52. minucie Arabia Saudyjska miała piłkę na remis. Na szczęście dla nas Przemysław Krajewski przechwycił podanie i trafił po kontrze na 24:22.

Na pewno nie tak miał wyglądać przebieg tego meczu. To była walka nie tylko o zwycięstwo, ale także o zbudowanie pewności siebie, udowodnienie, że ta kadra potrafi efektownie grać w piłkę ręczną. I cóż… to się po prostu nie udało. Momentami bolały oczy od głupich strat, czy przede wszystkim od powielania non stop tego samego błędu, jakim było zostawianie miejsca kołowym z Arabii Saudyjskiej. W wielu akcjach powtarzał się ten sam schemat – wyciągnięcie środkowych obrońców, markowanie rzutu i dogranie do koła. Albo skutkowało to bezpośrednimi bramkami, albo karnymi, które wykorzystywał Abdullah Al-Abbas. Na pewno Arabowie mogą być dumni z tego, co zaprezentowali w ostatnim meczu. Dużo do sensacji im nie brakowało.

Inaczej sprawa ma się z reprezentacją Polski. Tu już nie ma się kompletnie z czego cieszyć. Jest ewidentny problem w głowach naszych szczypiornistów. Nie grają na miarę swoich możliwości, dużo lepiej wyglądali na poprzednim Euro czy mundialu w 2021 roku. Teraz jakby zżerała ich presja własnych trybun, a więc dzieje sie zupełnie coś odwrotnego niż powinno. Zresztą nawet sam trener Patryk Rombel przyznał, że to w głowie jest problem, a nie w umiejętnościach. Przecież nawet Francuzi byli do “ugryzienia”, grali przeciętnie, byli przewidywalni, ale to na średnio grających Polaków i tak im wystarczyło. Spotkanie ze Słowenią całkowicie zabiło pewność siebie polskich zawodników. Taki blamaż i upokorzenie jednak w głowie zostały.

Na wyróżnienie zasługuje Szymon Sićko. Gdyby nie jego bomby z dystansu… lewy rozgrywający miał fantastyczną skuteczność. Trafił aż 100% swoich rzutów (8/8), z czego pięć było z dziewiątego metra. Nawet nie było opcji, by nagrodę MVP zgarnął ktoś inny. Arkadiusz Moryto trafiał w większości siódemek, ale nie potrafił sobie poradzić, kiedy bramkarz Arabii przyjął nietypową pozycję i wycofał się, by bronić karnego na samej linii. Dwukrotnie to zaskoczyło Arka przez co popsuł sobie trochę procenty. Wreszcie w bramce dobrze pracował Adam Morawski. 38% to skuteczność więcej niż przyzwoita. Były chwile, że te interwencje znaczyły naprawdę dużo, jak choćby te dwie w ostatnich 10 minutach, gdy broniliśmy trzypunktowego prowadzenia. Niestety nie wyróżnił się nikt inny, a obrona częściej łapała kary dwuminutowe niż notowała skuteczne przechwyty. Rzuciliśmy pięć bramek po kontrach. Dla porównania, Słowenia miała ich z Arabią aż 11, co rusz zabierając piłkę w obronie. Kontry stanowiły aż 33% ich dorobku.

Szanse na nasz awans do ćwierćfinału są minimalne. Nie ma żadnego marginesu błędu. Trzeba pokonać Hiszpanię, Czarnogórę oraz Iran. Pierwszy mecz już jutro – od razu z najsilniejszymi z tego grona Hiszpanami. Jeżeli nie uda się wygrać, to ci będą mieli już sześć punktów. Szybko można się zatem pozbyć nawet matematycznych szans.

 

 

Related Articles