Skip to main content

Jeśli da się awansować w gorszym stylu, to powiedzcie mi, w jakim? Polska przegrała z Argentyną 0:2, ale dzięki szczęśliwemu układowi wyników awansowała do 1/8 finału. Tam czeka już na nas Francja. Mecz z obrońcami tytułu zagramy w niedzielę o 16:00.

Pierwsza połowa starcia z Albicelestes długo toczyła się według planu, którego można się było spodziewać. Podopieczni Czesława Michniewicza zabunkrowali się głęboko z tyłu i oddali piłkę Argentynie. Rywale atakowali, ale długo nie wynikało z tego za wiele ciekawego. Aż do 38. minuty, kiedy to Wojciech Szczęsny najpierw obronił jeden strzał, a chwilę później w z pozoru niegroźnej sytuacji delikatnie zawadził Leo Messiego rękawicą w twarz. Sędzia Danny Makkelie grę puścił i zrobił dobrze, bo interwencja naszego bramkarza, fakt – ciut spóźniona, miała miejsce już po uderzeniu siedmiokrotnego zdobywcy Złotej Piłki. Uderzeniu niecelnym dodajmy.

Niestety, żyjemy w epoce VAR. Makkelie został wezwany do monitorka. Sytuację sobie obejrzał, zastanowił się, po czym podyktował rzut karny. Czesław Michniewicz bezradnie rozłożył ręce, nasi gracze protestowali, ale wszystko na nic. Wapno.

Na szczęście żyjemy w epoce Wojciecha Szczęsnego, który rozgrywa turniej życia. W zasadzie już po fazie grupowej można mu przyznać tytuł najlepszego bramkarza imprezy i się rozejść. Polak wygrał wojnę nerwów z Leo Messim. Rzucił się w lewo i spektakularną paradą jedną ręką zbił piłkę do boku. Messi zmarnował kolejny ważny rzut karny w swojej karierze, a Szczęsny po raz kolejny został mężem opatrznościowym biało-czerwonych. Heros!

Argentyna dokręcała śrubę, ale sposobu na Szczęsnego w pierwszej połowie nie znalazła. W końcówce mieliśmy już nogi jak z ołowiu i mocno zapaskudzone zbroje. Ale wynik 0:0 utrzymywał się i tutaj, i na Lusail Iconic Stadium, gdzie Meksyk rywalizował z Arabią Saudyjską.

Wszystko szło więc zgodnie z planem, choć znów patrząc na grę biało-czerwonych oczy krwawiły. Można było jednak się tego spodziewać. W przerwie nasz trener posłał do boju nowe siły w postaci dwóch skrzydłowych – Jakuba Kamińskiego i Michała Skórasia. Do bazy zjechali bezbarwni i wykończeni ciągłym bieganiem za piłką Przemysław Frankowski i Karol Świderski.

Część z kibiców jeszcze dobrze nie usadowiła się na krzesełkach, a już Argentyna prowadziła 1:0. Zagranie Nahula Moliny zamknął Alexis Mac Allister. Kopnął koślawo jak Karol Linetty na Euro 2020 ze Słowacją i z takim samym skutkiem. Gol.

Co gorsza, złe wiadomości zaczęły napływać z drugiego stadionu, gdzie Meksyk wziął się za strzelanie goli. Wpadły dwa i zaczęliśmy wisieć na włosku. A sami nie potrafiliśmy stworzyć żadnych ciekawych akcji. Jedyna naprawdę groźna? Dośrodkowanie Piotra Zielińskiego z rzutu wolnego i główka Kamila Glika. Centymetry obok prawego słupka bramki Emiliano Martineza.

Wciąż to Argentyna przeważała, choć teraz nie miała już takiego parcia na bramki. Ten wynik dawał jej wygranie grupy. A w 67. minucie zrobiło się już 2:0 dla ludzi Lionela Scaloniego. Julian Alvarez przymierzył w samo okienko. W bramce mógł stać Szczęsny nawet ze swoim ojcem (o ile by się nie poprztykali), a i tak nic by nie wskórali. Piękna bramka.

W tym momencie biało-czerwoni trzymali się na pokładzie mundialu już tylko dzięki… korzystniejszej liczbie kartek. Meksyk obejrzał ich w turnieju 7, a nasi tylko 4. Potem kolejną dostał Grzegorz Krychowiak, ale to wciąż dawało nam w miarę bezpieczny zapas. Do tego stopnia bezpieczny, że trener Michniewicz nie bał się nawet wprowadzić na boisko Artura Jędrzejczyka.

Argentyna nie musiała już forsować tempa, ale miała sytuację na 3:0. Koszmarny błąd Jakuba Kiwiora powinien zostać skarcony. Nasz stoper wyłożył piłkę Lautaro Martinezowi, ale ten pomylił się i wciąż byliśmy pod tlenem. Dotrwaliśmy do końca i pozostało czekać na wieści z Lusail Iconic Stadium.

Meksyk strzelił nawet gola na 3:0, ale szybko w górę powędrowała chorągiewka asystenta. Radość El Tri nie potrwała więc długo. Odsłonięty zespół „Taty” Martino w końcówce nadział się na składną akcję Arabii Saudyjskiej, która zdobyła gola. Salem Al-Dawsari trafił do siatki. Niby to dobra wiadomość dla Polaków, ale tak naprawdę kolejny gol Meksyku i tak eliminowałby nas z turnieju, bo wówczas nasi korespondencyjni rywale mieliby więcej strzelonych goli. Na całe szczęście w ostatnich minutach Meksyk nic ciekawego już nie wykreował i choć wygrał 2:1, to przegrał. Przegrał awans do 1/8 finału po raz pierwszy od wielu mundiali.

Przegrał go kosztem Polski, która zagrała słabo w zasadzie w każdym z trzech spotkań, ale uzbierała cztery punkty i wystarczyło to do awansu. Tym samym cel został spełniony, a to podobno powinno uświęcać środki. Na szersze analizy przyjdzie więc czas. Ten awans budzi jednak tyleż samo radości, bo jest przełomem w XXI wieku, co niesmaku, bo Polacy po prostu nie potrafią grać w piłkę.

Related Articles