Raków za późno się obudził. Kilka minut zrywu w samej końcówce, tuż po bramce Łukasza Zwolińskiego, nie wystarczyło na doprowadzenie do dogrywki. Remis 1:1 na Parken sprawił, że to FC Kopenhaga zagra w fazie grupowej Champions League. Drugi raz z rzędu.
Statystyki końcowe mogą być trochę mylące, bo nadrobienie tych wszystkich strzałów i okazji miało miejsce dopiero w doliczonym czasie gry. Raków Częstochowa nic nie zrobił w pierwszej połowie. Kompletne zero, zmarnowane 45 minut na odrobienie straty. Jeden średnio udany strzał Giannisa Papanikolaou to zdecydowanie za mało na postraszenie gospodarzy. Ci raczej kontrolowali mecz, a już zwłaszcza od 35. minuty, gdy objęli prowadzenie. Denis Vavro to stoper, który rzadko wpisuje się na listę strzelców. Mówiło się nawet o nim w przedmeczowych analizach jako o najsłabszym punkcie Duńczyków. A tymczasem to jego zaskakujący strzał z woleja z ponad 30 metrów dał prowadzenie Kopenhadze.
Vladan Kovacević ewidentnie spodziewał się dośrodkowania, co raczej z tej pozycji było normalne. Bośniak myślał, że po prostu pójdzie wrzutka w pole karne i tak też się ustawił. A tu się okazało, że Vavro przysadził z woleja tak, że zaskoczył Kovacevicia. – Co mogę powiedzieć? Dostałem bramkę z 30 metrów. Nie oczekiwałem tego strzału, myślę, że nikt tutaj się go nie spodziewał. Taka jest jednak piłka. Zrobiłem krok do przodu, rywal był za daleko. Nie było nikogo do dośrodkowania. Przeciwnik mnie zaskoczył, ch***wo padła ta bramka. Co mogę więcej powiedzieć? – mówił, wypowiadając się dla “Kanału Sportowego”. Był wyraźnie przybity, wiedząc, że źle ocenił akcję. Na jego usprawiedliwienie – bramki prawie nie padają z takich pozycji i w takich sytuacjach. Kopenhaga mogła mieć awans już po pierwszej połowie, ale Jordan Larsson trafił w poprzeczkę.
Gdy oglądało się ten mecz przy 1:0, to brakowało wiary. Kopenhaga spokojnie przesuwała się w defensywie, piłkarze Rakowa nie potrafili niczym konkretnym zaskoczyć. Ale gdy masz wynik 2:0 w dwumeczu, to po co się odsłaniać? Logiczne. Raczej ograniczyli się do minimum. Dlatego mistrz Polski musiał coś wymyślić, coś skonstruować, a to szło bardzo opornie. Dość powiedzieć, że pierwszy celny strzał na bramkę Kamila Grabary to uderzenie głową Fabiana Piaseckiego z 68. minuty. Emocje zaczęły się tak naprawdę od wejścia Łukasza Zwolińskiego, który dał impuls i trafił w 87. minucie. Kopenhaga musiała mieć przez te kilka minut gorąco. Raków “siedział” w polu karnym, jednak nic z tego nie wyniknęło. Wrzutki z tamtego czasu pozostawiają wiele do życzenia. Nie było widocznej jakiejś różnicy klas, żebyśmy mogli mówić o rywalu nie do przejścia. Co to, to nie.
Szkoda tej Ligi Mistrzów, ale trzeba też pamiętać o tym, co Raków osiągnął. A jest to faza grupowa drugich w hierarchii europejskich rozgrywek, czyli Ligi Europy. Tam grają silniejsze ekipy niż w Lidze Konferencji. Z Hiszpanii, Francji, Anglii, Niemiec. Z pewnością trafi się jakiś efektowny i głośny przeciwnik. Dopiero dziś poznamy wszystkich uczestników edycji 2023/24, ale już w pierwszym koszyku mamy np.: West Ham, Liverpool, Romę, Villarreal. Są jeszcze takie ekipy, jak Brighton, Atalanta, Leverkusen, Sporting czy Rangersi. Nie da się nie wylosować jakichś mocarzy i zaliczyć fajnego dwumeczu. Tym bardziej, że Raków jest losowany z czwartego koszyka, więc dostanie kogoś mocnego z jedynki i z dwójki. Może Rennes, Marsylię, Ajax, Real Betis? Trzeba się szybko przestawić, że to nie rozczarowanie, a wielki sukces. Zaraz przyjdzie faza grupowa i znów Raków będzie cieszył się Europą.