Legia w środowy wieczór pożegnała się z Pucharem Polski i najprawdopodobniej skończy sezon bez awansu do europejskich pucharów. Dziś podopieczni Aleksandara Vukovicia zagrają w Poznaniu z Lechem. Czy można się zatem spodziewać taryfy ulgowej wobec Kolejorza? Absolutnie nie! Jeśli Legia nie może odnieść sukcesu sama, zawsze może jeszcze napsuć krwi największemu rywalowi. Czy jednak aby na pewno ostatnim celem w sezonie 21/22 dla ustępującego mistrza Polski jest zostanie psem ogrodnika?
Matematycznie nie jest jeszcze wykluczone, że Legia zajmie 4. miejsce. Choć zimowała w strefie spadkowej, a momentami zajmowała nawet ostatnie miejsce, to dzięki udanej serii wiosną, wciąż marzenia o pozycji nr 4 nie zostały porzucone. Oczywiście, potrzebny byłby do tego niemal cud, bo na dziś Legia traci do Lechii 8 punktów, a do końca sezonu pozostało 7 kolejek. Marzyć jednak można, tym bardziej, że takie marzenia urealniają sami kandydaci do zajęcia lokaty tuż za podium. Wszyscy punktują po prostu słabo. Nic dziwnego, że szybko wiosną wyklarowała się trójka uciekinierów, która między sobą rozstrzygnie kwestię medali.
Dla kibiców Legii w kontekście dzisiejszego meczu równie ważne jest więc schadenfreude, czyli ewentualna radość z cudzego niepowodzenia, jak i przedłużenie swoich mikrych nadziei na uratowanie sezonu. Brak awansu do Europy dla Legionistów będzie katastrofą – wizerunkową, marketingową i finansową. Już dziś mówi się o cięciach budżetowych, które czekają Dariusza Mioduskiego. A skalę problemu pewnie poznamy przy okazji kolejnego raportu Deloitte’a.
Lech jest w zupełnie innym miejscu swojej historii. W Poznaniu wciąż marzą o podwójnej koronie na stulecie klubu. Problem w tym, że w obydwa trofea mierzy wciąż także Raków Częstochowa, a w grze o mistrza jest jeszcze Pogoń. Szczecinianie wczoraj przegrali swój mecz z Wisłą Płock, więc Lech choćby na kilkanaście godzin może dziś wskoczyć na fotel lidera i poczekać cierpliwie na niedzielny mecz Rakowa.
Poznaniacy w ostatnich sezonach rzadko kiedy bywali faworytem meczów z Legią i rzadko kiedy wygrywali te mecze – szczególnie w kluczowych momentach. To Legia wygrywała najważniejsze trofea, a Lech do swojej gabloty nie wstawił nic od 2016 roku i Superpucharu Polski. To były lata upokorzeń dla Kolejorza i jego fanów, którzy z zazdrością mogli obserwować sukcesy Legii. Choćby dlatego teraz, gdy role się odwróciły, Lech marzy, by nie skończyło się jedynie na przeskoczeniu Legii w tabeli, ale na konkretach.
Jesienią przy Łazienkowskiej podopieczni Macieja Skorży wygrali 1:0 po bramce Michaela Ishaka. Rok temu przy Bułgarskiej było 0:0, ale dla Lecha było to wtedy marne pocieszenie, bo poznański klub na koniec rozgrywek zajął miejsce w dolnej połówce. Brzmi znajomo. Przecież dziś do stolicy Wielkopolski przyjeżdża 10. zespół Ekstraklasy. Z drugiej strony to także zespół niepokonany od siedmiu gier w Ekstraklasie.
Lech we wtorek bez większego kłopotu uzyskał awans do finału Pucharu Polski. Team Skorży 3:0 ograł trzecioligową Olimpię Grudziądz. Wcześniej Kolejorz w lidze pokonał Śląsk (1:0) j Jagiellonię (3:0). Po potknięciach w meczach z Rakowem i krakowską Wisłą można mówić o powrocie „lokomotywy” na właściwe tory.
Dzisiejszy mecz to nie tylko kolejne 3 punkty, które można sobie dopisać do ligowej tabeli. To także prestiż najważniejszej klubowej batalii w lidze. Pojedynki Lecha z Legią to zawsze coś więcej. Dzisiejszy klasyk Ekstraklasy rozpocznie się o 17:30. Faworytem są gospodarze, ale Legia naprawdę chce dziś być tym, który sam nie zje, ale i drugiemu nie da.