Wszyscy jesteśmy rozczarowani. Polacy przegrali ze Szwedami 2:3 w swoim ostatnim meczu na Euro 2021. Odpadliśmy z mistrzostw Europy, zdobywając w fazie grupowej tylko punkt.
Wielu kibiców nawet nie zdążyło sobie przesypać paluszków do szklanki, chipsów do miseczki, czy pójść po upragnionego zimnego browara do lodówki, a już Emil Forsberg sprawił, że przestało się chcieć oglądać to spotkanie. Strzelił nam gola w 81. sekundzie i jest to druga najszybsza bramka w historii mistrzostw Europy. Szybszą zdobył tylko Dmitrij Kiriczenko w 2004 roku przeciwko Grekom – w 67. sekundzie. Trafieniu towarzyszył splot niewyjaśnionych okoliczności po stronie polskiej defensywy, a apogeum tej akcji to kiks Kamila Jóźwiaka po tym, jak piłka odbiła się od… piętki leżącego Isaka. Młody Szwed zaliczył tym samym świetną "asystę", a Jóźwiak komiczną "obcinkę". Najpierw próbował wybijać Bereszyński, później Isaka zatrzymał Glik, ale piłkę przejął właśnie Forsberg i pokonał Szczęsnego.
Polacy potrzebowali trochę czasu, żeby zaczęły im wychodzić jakieś akcje. Momentem zwrotnym mógł być gol Lewandowskiego w 17. minucie, a była niestety podwójna poprzeczka. Trudno nawet uwierzyć, że coś takiego nie wpadło w ogóle do bramki. Lewandowski najpierw trafił w poprzeczkę po dośrodkowaniu Zielińskiego z rzutu rożnego, a później z trzech metrów dobijał swój strzał i trafił w nią ponownie. Piłka odbiła się w taki sposób, że przeszła między nogami Lewandowskiego, a następnie między nogami Krychowiaka i wybił ją Lustig. Ta akcja będzie nam się już zawsze kojarzyć z mistrzostwami Europy w 2021 roku.
Szwedzi po prostu bronili wyniku 1:0, ustawiając się głęboko w defensywie i ciesząc się tylko z tysiąca wrzutek posyłanych bezsensownie przez naszych zawodników, głównie wahadłowych. Receptą na taką obronę były strzały z daleka. Jeszcze w pierwszej połowie próbował Zieliński, w drugiej znów on, a raz także Krychowiak, ale za każdym razem świetną interwencją popisywał się Olsen, mający wyraźnie dobry dzień. Ogólnie mieliśmy też 10 rzutów rożnych, z których niewiele wynikało, oprócz właśnie tej podwójnej poprzeczki. Szwedzi śmiało mogli wybijać piłkę na rzut rożny i nie czuć zagrożenia z naszej strony. Atakowali rzadziej, ale jak już to robili, to za każdym razem było groźnie.
I tak właśnie Kulusevski uciekł Frankowskiemu, wystawił piłkę Forsbergowi i zrobiło się 2:0. Trzeba było zdobyć trzy bramki, żeby awansować. Lewandowski popisał się wyjątkowym kunsztem przy obu trafieniach, najpierw sam wypracował sobie gola i strzelił pięknie po długim rogu, jakby finezyjnie w FIFIE. Później udała się (hurra!) jedna z tysiąca wrzutek i Lewandowski do końca wyczekał Olsena. Przez kilka minut można było mieć nadzieję, że nasi zawodnicy jakimś cudem to przepchną, ale stawiając wszystko na jedną kartę – nadziali się na kolejną z groźnych kontr i Viktor Claesson przypieczętował pierwsze miejsce w grupie dla Szwedów. Po meczu można było w oczach Lewandowskiego zobaczyć łzy.
Przynajmniej na turnieju dołożyliśmy kilka rekordów. Kacper Kozłowski został najmłodszym piłkarzem, który zagrał w mistrzostwach Europy, mając 17 lat i 246 dni, a Wojciech Szczęsny został pierwszym bramkarzem, który na Euro strzelił sobie samobója. Dobrze, że się pospieszył, bo później zrobili to jeszcze Hradecky i Dubravka. Jak zawsze nadzieje były ogromne i mocno podpompowaliśmy się meczem z Hiszpanią, a skończyło się na tym, że dostaliśmy w łeb i zwijamy się do domu. Szkoda meczu ze Słowacją, bo w dwóch kolejnych przynajmniej widać było charakter i jakąś zadziorność. Mecze fazy play-off już bez nas.