Skip to main content

Rozgrywki w sezonie 2021/2022 definitywnie dobiegły końca. Przedziwny sezon poniósł za sobą degradację kilku uznanych w swoich krajach klubów. Anatomia ich „upadku” powinna zapalić lampkę ostrzegawczą u włodarzy ich konkurentów.

Największy exodus nastąpił we Francji. Ligue 1 opuściły w tym roku dwa zasłużone dla francuskiego futbolu kluby. Pierwszym z nich byli Girondins de Bordeaux. Sześciokrotni mistrzowie Francji z hukiem zlecieli z ligi, zajmując ostatnie, 20. miejsce i choć strzelili 52 gole stracili ich aż 91. To o 14 więcej niż drugi najgorszy wynik w rozgrywkach. Jeszcze 13 lat temu „Żyrondyści” świętowali mistrzostwo kraju i ćwierćfinał Ligi Mistrzów. Od tamtej pory raz przytrafił się Puchar Francji, po czym w klubie nastąpiła stagnacja, a następnie stopniowy regres. Prawdziwy bałagan rozpoczął się w sezonie 2017/2018. Trwający ponad rok proces zmian właścicielskich niekorzystnie wpłynął na poczynania zespołu. Nowi, amerykańscy właściciele nie zrozumieli realiów europejskiej piłki. Korporacyjne zarządzanie, w którym na pierwszym planie stanął wizerunek klubu na zewnątrz, piętrzyło patologie w samych strukturach. Skupiono się na tworzeniu z dnia meczowego show, zmianie herbu, natomiast niedostatecznie zadbano o drużynę, w której co raz częściej pojawiali się przepłaceni piłkarze o niewystarczających umiejętnościach. Swoje dołożyła także pandemia COVID-19, która znacznie uszczupliła wpływy do klubowej kasy. Suma nieszczęść zakończyła się wycofaniem Amerykanów w kwietniu 2021 roku. Bordeaux stanęło na skraju bankructwa. Doszło nawet do tego, że ligowi rywale nawoływali branżę winiarską do udzielenia pomocy „Żyrondystom”.

Z misją ratunkową ruszył były właściciel Lille, Gerard Lopez, ale tylko przedłużył agonię klubu o jeden sezon. W ciągu 6 lat w Bordeaux pracowało 10 trenerów. Najlepiej szło Gustavo Poyetowi, ale ten pożegnał się z klubem, gdy skrytykował władze, za sprzedaż zawodników bez pozyskania następców. Później było tylko gorzej, a ze stajnią Augiasza, jaką była szatnia Girondins nie poradzili sobie również znany kibicom znad Wisły Paulo Sousa oraz Vladimir Petković, stojący za sukcesami reprezentacji Szwajcarii. Gracze ściągani naprędce nie zagwarantowali piłkarskiej jakości, ani mentalności zwycięzców. Skonfliktowani z władzami w kontrowersyjnych okolicznościach odeszli M’Baye Niang, Laurent Koscielny i Benoit Costil. Jakby tego było mało okazało się, że trzeci bramkarz „Żyrondystów”, Davy Rouyard, kradł kolegom z szatni ubrania i buty, po czym sprzedawał je na portalu w internecie. Kibice podsumowali sezon jednym zdaniem: „Jesteście hańbą naszej 140-letniej historii”. Burdel to mało powiedziane. Przed Bordeaux bardzo trudny czas. Francuski organ nadzoru finansowego szacował deficyt klubu na 67 mln euro, a przed kilkoma dniami ogłosił jego degradację do National 1, czyli trzeciej ligi francuskiej. Co prawda Girondins przysługuje ścieżka odwoławcza, ale trudno sobie wyobrazić, aby klub z miasta nad Garonną wyszedł na prostą. Szkoda tylko Rafała Strączka ze Stali Mielec, który w styczniu podpisał 4-letni kontrakt z „Żyrondystami”.

Z francuską elitą po barażach z AJ Auxerre pożegnało się AS Saint-Etienne. „Zieloni” opuścili ligę z „przytupem”. Po porażce w rzutach karnych na murawę Stade Geoffroy-Guichard wtargnęli kibice Les Verts, rzucając w stronę loży honorowej i uciekających zawodników pełną gamą pirotechniki. Efekt? Ponad 30 osób zostało rannych, w tym funkcjonariusze policji oraz pracownicy Auxerre. Francuskie media pisały o czarnej niedzieli w historii AS Saint-Etienne. Klub po 18 latach nieprzerwanej gry w Ligue 1 został zdegradowany po raz 5. w swojej historii. Finaliści Pucharu Europy z 1976 roku są obok Paris Saint-Germain najbardziej utytułowanym klubem we Francji. Władze klubu szybko zareagowały publikując komunikat, w którym biorą pełną odpowiedzialność za spadek do niższej ligi rozgrywkowej, jednocześnie zapewniając, że zrobią wszystko, aby „Zieloni” wrócili do Ligue 1 w mgnieniu oka. Nad Sekwaną to spory szok. Przez ostatnią dekadę piłkarze Saint-Etienne regularnie walczyli o europejskie puchary i tylko raz byli blisko strefy spadkowej. Spory właścicielskie związane z chęcią sprzedaży klubu oraz pogłębiające się problemu finansowe sprawiły, że utrzymanie poziomu sportowego stawało się coraz trudniejsze. Odmłodzenie składu było koniecznością, a nie wynikiem długofalowej strategii czy odpowiedzialnego wprowadzania młodych zawodników do drużyny. W tym sezonie Les Verts pobili rekord w liczbie graczy, którzy wystąpili w Ligue 1 – było ich aż 31. Chaos personalny skutkował aż 20 porażkami (najwięcej w lidze) oraz drugą największą liczbą straconych goli (77). Co teraz stanie się z ASSE? Obecne władze nadal chcą sprzedać klub. Mówi się, że po fiasku przy zakupie Chelsea poważnie zainteresowany jest David Blitzer, współwłaściciel Crystal Palace, Augsburga, Den Haag i Waasland-Beveren.

Po 15 latach Serie A opuszcza Genoa – najstarszy oraz czwarty najbardziej utytułowany włoski klub oraz pierwszy w historii Mistrz Włoch. Nie jest to wielką sensacją, bowiem zespół ze stolicy Ligurii od kilku sezonów ślizgał się w drugiej połowie tabeli włoskiej elity. Trzy lata wcześniej Rossoblu zdołali oszukać przeznaczenie. Przed spadkiem uratował ich jedynie lepszy bilans meczów bezpośrednich z Empoli. Absurdalnym jest fakt, że genueńczycy do ostatniej kolejki mieli szanse na utrzymanie, choć przez cały sezon wygrali zaledwie 4 spotkania. Głosy dochodzące z Italii twierdzą, że paradoksalnie spadek pozwoli uzdrowić i uporządkować struktury klubu, który we wrześniu ubiegłego roku z rąk Enrico Preziosiego odkupił amerykański fundusz inwestycyjny 777 Partners. Nowi właściciele zdążyli już pokazać, że mają pomysł na Genoę i nie boją się odważnych ruchów. Takim było z pewnością pozyskanie trenera Alexandra Blessina, który swojego zawodu uczył się w stajni Red Bulla. Drużyna Aleksandra Buksy opuszcza Serie A zasłużenie. Najmniej zwycięstw, najniższa liczba strzelonych goli, mocno dotknięty zębem czasu kręgosłup zespołu i dwukrotna zmiana trenera w ciągu sezonu to suma elementów składających się na sportową katastrofę Rossoblu. Dość powiedzieć, że drugim najlepszym strzelcem Genoi był środkowy obrońca, Domenico Criscito. Jednak kibice ze Stadio Luigi Ferraris nie rozpaczają. Mimo degradacji nadal mocno wspierają swój zespół, a po ostatnim gwizdku starcia z Bolognią gromadnie ruszyli w kierunku Piazzale Kennedy, aby świętować zakończenie sezonu.

Na trzecim froncie angielskiego futbolu znalazł się zespół Derby County, jeden z klubów założycielskich The Football League w 1888 roku. Dwukrotni mistrzowie Anglii targani olbrzymimi problemami finansowymi startowali do rozgrywek z 12 punktami karnymi, ale jeszcze w listopadzie piłkarskie władze dołożyły im kolejne 9. Było to pokłosiem nieprawidłowości przy składaniu sprawozdań finansowych. We wrześniu w klubie wprowadzono specjalną formę zarządzania, aby uchronić go przed bankructwem. Obecnie trwają intensywne działania, aby „Barany” zostały przejęte przez nowego właściciela przed startem preaseason, który w Anglii rusza za 2 tygodnie. Szkoleniowiec Derby, Wayne Rooney stoi przed trudnym zadaniem, ponieważ ma w składzie zaledwie 5 seniorów z ważnymi kontraktami (jednym z nich jest Krystian Bielik). Były piłkarz reprezentacji Anglii zyskał olbrzymi szacunek wśród kibiców deklarując pozostanie na stanowisku trenera „zatopionego okrętu”. Sympatycy futbolu z całego świata z ciekawością spoglądali na heroiczną walkę Derby, którzy mimo olbrzymiej straty na starcie przez 43 kolejki pozostawali w grze o utrzymanie. Teraz wszystko w rękach ustanowionego jesienią zarządu powierniczego. Jeżeli przejęcie klubu nie nastąpi jego dalsze losy będą bardzo wątpliwe. Na giełdzie kandydatów pozostają już tylko 3 nazwiska – były prezes Derby Andy Appleby, były właściciel Wolverhampton Steve Morgan oraz kontrowersyjny, były właściciel Newcastle United Mike Ahsley.

Głośny spadek do I ligi zanotowała krakowska Wisła. Ostatni raz „Biała Gwiazda” na zapleczu Ekstraklasy (a wówczas I ligi) grała 26 lat temu. Przez ten czas pod dowództwem Bogusława Cupiała krakowiacy zdobyli 8 tytułów Mistrza Polski, zapewniając swoim kibicom ciekawe wspomnienia z gry w europejskich pucharach. Ostatnie 6 lat to organizacyjna równia pochyła Wisły. „Sharksi”, Jakub Meresiński, Marzena Sarapata, Vanna Ly – to główne nazwiska, które kopały „grób” przy Reymonta. Historie z nimi związane znamy aż za dokładnie. Zespół ratunkowy w składzie: Jarosław Królewski, Jakub Błaszczykowski i Tomasz Jażdżyński podjął się karkołomnego zadania ratowania stojącej na skraju upadku „Białej Gwiazdy”. Akcja „Nigdy Nie Zginie” pozwoliła zebrać 4 mln złotych niezbędne do dalszego funkcjonowania klubu. Wisła nie zginęła, ale z sezonu na sezon obniżała swój poziom sportowy. Częste zmiany trenerów, wagony zagranicznych zawodników i nietrafione transfery pokazały, że Królewski nie koniecznie umie w piłkarski biznes, a Błaszczykowski, choć świetnie gra w piłkę nie koniecznie się na niej zna. W efekcie zamiast Realu, Barcelony, Parmy, Lazio, Schalke czy Panathinaikosu przy Reymonta będzie oglądana Puszcza Niepołomice, Chojniczanka, Bruk-Bet Termalica Nieciecza i Chrobry Głogów. Pan Hartling się z tego śmieje.

Kiepskie wieści popłynęły również znad Bosforu. Bursaspor, Mistrz Turcji sprzed 12 lat spadł do trzeciej ligi. Dysponujący przepięknym, nowoczesnym obiektem z elewacją wykończoną głową krokodyla (zespół z Bursy nosi przydomek „Zielone Krokodyle”) klub zanotował fantastyczną końcówkę sezonu, jednak 15 punktów w 6 ostatnich meczach nie wystarczyło do utrzymania. Zabrakło jednego punktu, który w przedostatniej kolejce przepadł po porażce z Bandirmasporem. Casus Legii Warszawa miał miejsce w Galatasaray. Dwudziestodwukrotni mistrzowie Turcji zajęli w Sūper Lig dopiero 13. miejsce. To drugi przypadek w 117-letniej historii „Lwów” ze Stambułu, kiedy drużyna zajęła miejsce w drugiej dziesiątce tabeli i jednocześnie najgorszy wyniki w całej historii klubu! Fatalny wynik sportowy jest m.in. efektem nieprawdopodobnych długów Galaty, choć problemy finansowe toczą cały turecki futbol. Szacuje się, że zespół ze stadionu Ali Sami Yen jest na minusie ponad 400 milionów euro! Turecki rząd nakazał klubom restrukturyzację zadłużenia i opracował program spłaty. Do końca tej dekady turecka liga ma być wolna od długów. Tygrys i Eufrat mają swoje źródła we wschodniej Turcji, ale rzeka pieniędzy z kontraktów w Sūper Lig powoli przechodzi do przeszłości. Wajcha zostanie przestawiona w drugą stronę – liga ma pozwolić odbudować się rokującym zawodnikom i być oknem wystawowym dla transferów do czołowych lig Europy. Tu przykładem dla Turcji mają być takie kluby jak Ajax czy Benfica, a Galatasaray ma być prekursorem tych zmian.

O tym jak trudno wielkim klubom o powrót do elity dobitnie przekonuje się Hamburger SV, będąc najbardziej jaskrawym przykładem. Triumfatorzy Pucharu Europy i Pucharu Zdobywców Pucharów grali w Bundeslidze nieprzerwanie przez 55 lat od momentu jej założenia, ale po spadku w 2018 roku wciąż są o włos od powrotu. Trzykrotnie zajmowali 4. miejsce na zapleczu niemieckiej ekstraklasy, a kilka tygodni temu po zajęciu 3. pozycji przegrali dwumecz-baraż o Bundesligę z Herthą Berlin. Za Odrą śmieją się, że HSV jest już typowym drugoligowcem, za mocnym na drugi front i za słabym na elitę. Spadek z ligi to zawsze wyzwanie. Kto sobie poradzi, wróci oczyszczony. Kto nie podoła, ugrzęźnie w piłkarskiej przeciętności lub upadnie na samo dno.

Related Articles