Dziwnie będzie widzieć Barcelonę bez Jordiego Alby, ale przede wszystkim bez Sergio Busquetsa. Wydawało się, że ten drugi był w tej drużynie zawsze. To na niego postawił przecież Pep Guardiola kosztem Yayi Toure.
Zarówno Sergio Busquets, jak i Jordi Alba znajdują się na liście TOP10 pod względem występów w historii Barcelony. Pierwszy zagrał w 722 spotkaniach i zajmuje w tym rankingu trzecie miejsce, ustępując tylko Messiemu i Xaviemu. Lewy obrońca także osiągnął imponujący wynik, może nie aż tak jak Busi, jednak 459 spotkań w koszulce Barcy też zasługuje na wyróżnienie. On z kolei zajmuje 9. miejsce na liście wszech czasów. Obaj pożegnali się z Dumą Katalonii w tym samym spotkaniu, przy owacji całego Camp Nou. Barca wygrała z Mallorcą 3:0 po dwóch bramkach Ansu Fatiego i jednej Gaviego, ale nie to było tego dnia najważniejsze. Fanom na stadionie zaszkliły się oczy, gdy zdali sobie sprawę, że ich legend w przyszłym sezonie w Barcelonie już nie będzie. To było godne pożegnanie.
O tym, że jest to ostatni sezon Sergio Busquetsa wiedzieliśmy już od kilku tygodni, bo sam potwierdził pojawiające się doniesienia. Poważnie mówi się o dołączeniu pomocnika do Al-Hilal. To ta sama marka, która wciąż kusi Leo Messiego, oferując mu niewyobrażalny kontrakt na… ponad miliard euro, jakie miałby zarobić przez dwa kolejne lata. Niewykluczone, że dwaj koledzy z Barcelony ponownie wylądują w jednym klubie. Liga saudyjska może mieć dwie legendy światowej piłki i swoje własne derby – Al-Hilal z Leo Messim oraz Al-Nassr z Cristiano Ronaldo. To podbiłoby zainteresowanie egzotyczną ligą. Sergio Busquets także ma mocną pozycję w Europie. W 2005 roku trafił do Barcy, a Pep Guardiola w sezonie 2008/2009 wyciągnął go z rezerw i wkomponował do pierwszego zespołu. To dziewięciokrotny mistrz Hiszpanii, trzykrotny zdobywca Champions League i człowiek kojarzący się od razu z Barceloną. Saudyjski klub zagwarantował mu taką kasę, jakiej pewnie nie dałby już nikt 35-latkowi. “Duma Katalonii” chciała, by przedłużył kontrakt, ale on się na to nie zdecydował.
Jordi Alba to wychowanek Barcy, ale przeszedł zupełnie inną drogę. Ten 170-centymetrowy mikrus został “odpalony” z klubu w wieku 16 lat. Klasycznie – był po prostu zbyt mały i kiepsko zbudowany, żeby grać ze swoim rocznikiem. Wówczas występował jako lewoskrzydłowy. Karierę odbudowywał na… piątym poziomie rozgrywkowym, a po dwóch latach trafił do Valencii za 6000 euro. Tam zabłysnął na pozycji lewego obrońcy, a wielką renomę wyrobił sobie na Euro 2012, gdzie grał w podstawowym składzie i wygrał z Hiszpanią mistrzostwo kontynentu. Alba był jedną z rewelacji, a jego klub, czyli Valencia, regularnie kwalifikowała się do Champions League. Dziś to nie do pomyślenia w przypadku tej marki. Po Euro dołączył do klubu swojego dzieciństwa, któremu po drodze udowodnił, że niesłusznie postawili na nim krzyżyk. A dalej… przez laata zabetonował lewą stronę, ganiając z językiem na brodzie od jednej bramki do drugiej. To sześciokrotny mistrz kraju i zdobywca Ligi Mistrzów pod wodzą Luisa Enrique.
To było bardzo wzruszające pożegnanie. Nie tylko dwóch legend, ale także Camp Nou w starej odsłonie. Jordi Alba zalał się łzami. Zagrał w pierwszym składzie, choć w tym sezonie był raczej rezerwowym. W 81. minucie zszedł z boiska przy owacjach kibiców na stadionie. Sergio Busquets opuścił murawę cztery minuty później, także przy oklaskach. On jednak – przeciwnie do Alby – szeroko się uśmiechał. Obaj zagrali w ostatnim spotkaniu na Camp Nou, tuż przed generalnym remontem. Na owacjach się nie skończyło, bo już po meczu legendy Barcy odebrały pamiątki. Złapali też za mikrofon i wygłosili płomienne przemowy. Koledzy obu podrzucali w górę. Z całą pewnością można stwierdzić, że w Barcelonie kończy się pewna epoka. Zwłaszcza po odejściu Busquetsa, który był symbolem starych, dobrych czasów, jeszcze tych za Guardioli.