Skip to main content

Po wtorku dużo bliżej ćwierćfinałów Ligi Mistrzów są drużyny PSG i Liverpoolu. Kto w środę uczyni krok w tym kierunku? Na pewno rozkład jazdy na dzisiejszy wieczór nie jest tak imponujący, ale i tak powinno być ciekawie. Szczególnie na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan w Sewilli, gdzie miejscowi podejmują Borussię Dortmund.

Sevilla jest w gazie. Inaczej tego nazwać niepodobna. Od porażki z Atletico 12 stycznia zespół Julena Lopetegui wygrywa wszystko jak leci. Ba, tylko jedna z tych dziewięciu wygranych nie była okraszona czystym kontem po stronie strat. Ostatniego gola Sevilla dała sobie wbić 19 stycznia, a szczęśliwcem, który trafił do bramki strzeżonej przez Bono był Edgar Mendez z Alaves. Od tamtej pory w siedmiu kolejnych spotkaniach (La Liga i Copa del Rey) Andaluzyjczycy zagrali na zero z tyłu. Erling Haaland i spółka nie mogą się czuć komfortowo.

Co gorsza prawdziwym problemem Borussii Dortmund jest sama Borussia Dortmund. Ekipa z Westfalii radzi sobie w lidze cieniutko. Zwolnienie Luciena Favre’a jesienią nic nie pomogło, a dziś można nawet zaryzykować stwierdzenie, że pogorszyło sprawy. Rok 2021 BVB zaczęło od zwycięstw z Wolfsburgiem i Lipskiem. Było zatem więcej niż obiecująco. A co potem? Zaledwie jedna wygrana w lidze w sześciu meczach (z Augsburgiem) i wymęczony awans w Pucharze Niemiec po dogrywce z Paderborn. Jak źle się sprawy mają, najlepiej pokaże ligowa tabela. Borussia zajmuje 6. miejsce, tracąc do prowadzącego Bayernu 16 punktów! Do miejsc gwarantujących udział w Champions League ekipa Edina Terzicia traci 6 oczek. Były marzenia o detronizacji Bayernu, a jest proza życia.

Terzić jest zresztą w trudnym położeniu. Wie, że jest tylko tymczasowym trenerem Borussii. Czy poświęci się pracy bez reszty, mając świadomość, że latem zastąpi go Marco Rose? Od paru dni wiadomo już oficjalnie, że Rose zmieni Borussię Moenchengladbach na tę z Dortmundu. Jeśli Terzić nie wyciągnie zespołu z kryzysu, może się jednak okazać, że nowy trener w pierwszym sezonie Ligę Mistrzów oglądać będzie sobie wyłącznie w telewizji.

Forma i atut własnego boiska zdecydowanie przemawiają za Sevillą. Borussia musi liczyć na swojego superstrzelca, Erlinga Haalanda, który z 6 bramkami na koncie jest współliderem klasyfikacji strzelców rozgrywek. Z powodu kontuzji nie zagrają na pewno Thorgan Hazard, Roman Burki, Łukasz Piszczek, Axel Witsel, Marcel Schmelzer oraz Dan-Axel Zagadou. W Sevilli sytuacja kadrowa jest lepsza – poza grą są jedynie Argentyńczycy, Marcos Acuna i Lucas Ocampos.

Równolegle do meczu w Andaluzji toczyć się będzie spotkanie na Estádio do Dragão w Porto. Miejscowi zmierzą się z Juventusem. Niezależnie od kłopotów Starej Damy w lidze (widmo utraty Scudetto) faworyt tego dwumeczu jest oczywisty. Juve od lat bezskutecznie próbuje wejść na europejski szczyt. Gdyby ktoś obiecał turyńczykom triumf w Lidze Mistrzów w zamian za oddanie schedy w Serie A, pewnie bez mrugnięcia okiem w Piemoncie by na to przystali. Nie po to do klubu ściągana „szefa” tych rozgrywek, Cristiano Ronaldo, by odpadać z Lyonem, co stało się rok temu, czy z Porto, co może stać się niedługo.

Porto jednak ma swoje kłopoty. Jeszcze trzy kolejki temu było w kontakcie ze Sportingiem. Trzy kolejne remisy przy jednoczesnych zwycięstwach Sportingu i nagle przewaga lidera wynosi 10 punktów. Smoki o mistrzostwie kraju powoli mogą zapomnieć. Udana kampania w Europie byłaby miłą rekompensatą. Jednak w tym roku Juventus pokonują nieliczni – udało się to Interowi i Napoli.

W historii Champions League Porto z Juventusem mierzyło się cztery razy. Trzykrotnie wygrywali Bianconeri, raz padł remis. Prawdę mówiąc nie brzmi to jak zwiastun sukcesu gospodarzy.

Related Articles