Skip to main content

Nazwa Real raczej nie dobrze się kojarzy kibicom Barcelony. Nie tylko chodzi o codzienne zapatrywania, ale przede wszystkim o miniony weekend. Blaugrana przegrała w El Clasico i humory w Katalonii trochę mogły się popsuć, a przed drużyną Xaviego kolejne trudne wyzwanie. Tym razem Real Sociedad i to w San Sebastian. Spotkanie czwartej z piątą ekipą LaLiga to zdecydowanie hit 12. kolejki w Hiszpanii!

Wszystko zaczęło się przecież idealnie. Pierwsze El Clasico na Montjuic rozpoczęło się od gola Ilkaya Gundogana i dużej przewagi Blaugrany. Barcelona grała dużo lepiej od swojego odwiecznego rywala. Tyle że nie przekładało się to na kolejne gole. Ponadto Barcelona może i posiadać w swoich szeregach grono świetnych piłkarzy, ale nie ma obecnie najlepiej grającego zawodnika w Europie. Jude’a Bellinghama. Anglik wziął sprawy w swoje ręce i zamiast punktu/ów, ekipa ze stolicy Katalonii jest już na czwartym miejscu. Przed nimi nie tylko Real, ale także Girona oraz Atletico, które jeśli pokona Seville w zaległym meczu, to dołączy do wspomnianego duetu i z 28 punktami miałoby cztery “oczka” przewagi nad Barcą. Krótko mówiąc w tym momencie Xavi i jego drużyna nie mają żadnego marginesu błędu w lidze, bowiem każda kolejna wpadka może wiązać się z odjazdem największych rywali. Mowa oczywiście o madryckim duecie, wszak trudno spodziewać się, by Girona miała do końca sezonu ciągnąć swoją niesamowitą serię, którą ogląda się z niebywałą przyjemnością.

Brak marginesu błędu to też kwestia terminarza, jaki ma Barca w najbliższych tygodniach. Przed przerwą na reprezentacje czeka Real Sociedad i Alaves, a tuż po niej Rayo w Madrycie. Następnie dwa spotkania ze wspomnianą czołówką, czyli domowe potyczki z Atleti oraz Gironą. Wydaje się, że w połowie grudnia będzie dobry czas na to, by ponownie zweryfikować plany zespołu. Na ich szczęście nie ma kłopotów tam, gdzie ich być nie powinno – w Lidze Mistrzów. 9pkt po trzech meczach i wiele wskazuje, że we wtorkowy wieczór w Hamburgu będą mogli świętować awans do 1/8 finału.

Powrót Pedriego i spółki
W czwartek swój pierwszy pełny trening po kontuzji zaliczył Pedri. Wypadł jeszcze pod koniec sierpnia i w tym momencie na jego liczniku widnieje zaledwie 169 minut rozegranych w meczach z Getafe oraz Cadizem na starcie sezonu. Kanaryjczyk raz po raz zmaga się z kontuzjami, a to nadal może mieć związek z sytuacją z 2021 roku. Wtedy był świeżo po pełnym sezonie w klubie, po którym dostał jeszcze grę na Euro oraz Igrzyskach Olimpijskich. Po powrocie do klubu także niewiele odpoczywał, a w zasadzie jego regeneracją była jedna przerwa reprezentacyjna, czyli tydzień wolnego. Od tamtej pory opuścił wg szacunków Transfermarktu ponad 60 meczów dla Barcelony i reprezentacji Hiszpanii. To mniej więcej tak, jakby wypadł na cały rok. Ta sprawa ciągnie się za nim do dzisiaj, a teraz jeszcze wielu kibiców o niej sobie przypomni za sprawą Pau Torresa. Hiszpański stoper w wywiadzie dla Relevo wspomniał, że podobnie do Pedriego również grał na Euro i IO w Tokio, a po tym wrócił do klubu. Tyle że miał szczęście w postaci trenera. Ronald Koeman nie dał wolnego Pedriemu, a Torres został niemal przymusowo wysłany na wakacje przez Unaia Emery’ego. Jak wyniszczający to był okres dla stopera najlepiej świadczy fakt, że po turniejach stracił aż 5,5 kilograma swojej naturalnej wagi!

Swoją drogą Barcelona obecnie ma dobry czas na powroty. Na El Clasico przecież dostępni byli do gry Robert Lewandowski, Raphinha i Jules Kounde. Dwaj pierwsi weszli z ławki, a teraz Polaka będzie można spodziewać się od pierwszej minuty przeciwko Realowi Sociedad, czyli rywalowi przeciwko, któremu strzelił swoje pierwsze bramki po przenosinach z Bayernu(21 sierpnia 2022) i zrobił to na Reale Arena.
Poza Pedrim bliski powrotu jest jeszcze Frenkie De Jong. Holender miał być dostępny na sobotnie spotkanie, ale wydaje się jednak, że prędzej poleci z drużyną do Hamburga na mecz z Szachtarem, ewentualnie zagra przeciwko Alaves w przyszłą niedzielę, tuż przed przerwą na reprezentacje.

Koszulka za chipsy
W środku tygodnia niemal wszystkie ekipy LaLiga mierzyły się podczas 1/64 finału Copa del Rey. Wśród nich był m.in. Real Sociedad, który swoje zrobił, czytaj: awansował. Txurri-Urdin jednak trochę się musieli namęczyć, bowiem Bunol z niższych lig pokonali zaledwie 1:0 po golu Carlosa Fernandeza. To była idealna okazja dla Imanola Alguacila do zrobienia wielu rotacji. W zasadzie żaden zawodnik z podstawowego składu nie wybiegł na murawę nikt. Najczęściej grającym piłkarzem, który rozpoczął mecz był Jon Pacheco, dla którego było to zaledwie czwarte spotkanie od pierwszej minuty w tym sezonie. Przypomnijmy, że Real Sociedad ma już za sobą 15 gier we wszystkich rozgrywkach – 11 w lidze, 3 w Lidze Mistrzów oraz wspomniane pucharowe.

Co ciekawe, to jednak nie wynik, a inne wydarzenie poszło w świat. Jeden z najmłodszych kibiców na wspomnianym meczu Bunol-Real Sociedad podszedł do ławki rezerwowych gości poprosił o koszulkę Takefuse Kubo. Japończyk szybko odrzucił młodemu fanowi swój trykot i zrobił “dobry interes”. W nagrodę nowy posiadacz koszulki przyniósł mu swoją paczkę z chipsami. Wideo już obiegło cały świat i jest hitem rundy.

Kapitan na jakiego czekali
Początek sezonu ewidentnie nie należał do Mikela Oyarzabala. “10” oraz kapitan La Realu był ewidentnie pod formą. Nie zawsze wychodził w podstawowym składzie, a jeśli tak się stało, często zawodził. Zdarzały się mecze, w których wchodził z ławki i to właśnie dwa takie przypadki pomogły w odbudowaniu dyspozycji. Pierwszym była potyczka z Getafe, gdy wszedł w 58. minucie przy stanie 1:2. Dorzucił dwa gole i pomógł w wygranej 4:2 nad madryckim zespołem. Tydzień później dostał mniej więcej podobny czas od trenera i dobił Athletic w derbach, trafiając na 3:0.

Swoją drogą liczby mówią wiele. W pierwszych sześciu grach ani jednego gola i tylko asysta, a w kolejnych ośmiu aż siedem trafień! Dzisiaj to już zawodnik, bez którego – ponownie – trudno sobie wyobrazić podstawowy skład klubu z San Sebastian. Ponadto znalazł się w czołówce strzelców, gdzie przed nim zaledwie duet z Atletico(Griezmann i Morata), a obok Gerard Moreno. Krótko mówiąc, wszystko idzie w dobrym kierunku. Podobnie zresztą, jak wyniki zespołu. Owszem, mogą być źli na końcówki spotkań rozegranych w Madrycie. Za nimi już trzy wyjazdy do stolicy, z których przywieźli zaledwie punkt. Mowa o ostatniej wyprawie, gdy zremisowali z Rayo 2:2, ale stracili gola w doliczonym czasie gry. Wcześniej Atletico zwycięskie trafienie strzeliło im w 89. minucie. Jeszcze we wrześniu w tym samym stosunku – 1:2 – przegrali na Santiago Bernabeu. Niby tutaj nie poszło o końcówkę, ale także mogli sobie pluć w brodę. Prowadzili 1:0, a w pierwszej połowie mogli jeszcze przynamniej dwukrotnie pokonać Kepę i prawdopodobnie wywieźliby wtedy komplet punktów.

Real Sociedad w lidze jest piąty i nie może narzekać, bo gdyby nie zaskakująca postawa Girony, byłby w tym miejscu, w którym planował i był ostatnio, czytaj: na czwartym, w strefie Ligi Mistrzów. Jeśli już jesteśmy przy Champions League, tutaj mogą niemal sobie przybić piątki z Realem Madryt i Barceloną. 7 punktów po połowie fazy grupowej to świetny wynik, a mógł być lepszy, gdyby dobili Inter u siebie i nie pozwolili mu odrobić strat. W środę jednak będą mogli już świętować awans do 1/8 finału, jeśli ponownie pokonają Benfikę, a Inter ponownie ogra Red Bull Salzburg.

***

Początek meczu na Reale Arena o godzinie 21:00.

Related Articles