Liga Europy zaczęła się dla Legii pięknie, od zwycięstw ze Spartakiem i Leicester. Później przyszły trzy porażki, ale przed ostatnim meczem nadal była szansa na pozytywny scenariusz – wystarczyło pokonać Spartak u siebie. Skończyło się przegraną 0:1 i wykopaniem Legii z europejskich pucharów. Mimo tak kapitalnego początku, nie dostali się nawet do Ligi Konferencji.
Legia "krajowa" z czasem dopasowała się do Legii "europejskiej" i zaczęła również na tym drugim gruncie przegrywać. Trudno było się spodziewać, że dająca się lać nawet zwykłym ekstraklasowym przeciętniakom – nagle stanie przeciwko Napoli czy Leicester i będzie rywalizować, jak równy z równym. O "Wojskowych" pojawia się mnóstwo tekstów, nie ma sensu wałkować cały czas tego samego tematu. Dotknął ich swoisty paraliż, a kryzys tylko się pogłębia. Od "afery alkoholowej" i zwolnienia Czesława Michniewicza minęło już półtora miesiąca, a poprawy wcale nie widać. Trener Marek Gołębiewski wygrał tylko trzy spotkania (dwa w Pucharze Polski – w Skolwinie i w Lublinie i jedno w lidze – z Jagiellonią), a przegrał aż siedem.
Liga Europy na początku była jedynym światełkiem w tunelu. Mimo fatalnych wyników – światełko cały czas się świeciło, aż do wczoraj… Gdyby Legia pokonała Spartak, który w lidze rosyjskiej radzi sobie wyjątkowo przeciętnie (ale wciąż nie tak słabo jak polski zespół), to mogła jeszcze na wiosnę zagrać w Lidze Europy. Akurat sytuacja w tabeli grupy C była tak pokręcona, że mistrzowie Polski mogli zająć albo drugie miejsce, albo czwarte. Opcje były dwie – mecz 1/16 finału w Lidze Europy lub po prostu odjazd z europejskich pucharów, nawet bez pucharu pocieszenia. Pewnie gdyby było można, to Brendan Rodgers zamieniłby się z Markiem Gołębiewskim i oddał swoje miejsce, bo przyznał, że nawet nie ma pojęcia co to są za rozgrywki. Wymowne. Dla Legii nawet Liga Konferencji znaczyłaby bardzo wiele.
O meczu Legii nie ma się co za bardzo rozpisywać. Próbowali, ale bardziej chaotycznie… nie można im odmówić, że nie chcieli. Niestety nie szło to w parze z umiejętnościami, zabrakło składnych i przemyślanych akcji, Spartak wykorzystał fatalny błąd Maika Nawrockiego i po golu Bakajewa prowadził od 17. minuty. Liczył na ewentualną kontrę i chciał po prostu utrzymać taki wynik do końca. Nie ma co patrzeć np. na statystyki strzałów, bo akcje Legii były raczej mało groźne i przewidywalne. Najczęściej próbował Josue, ale trafiał głównie w środek bramki. Groźnie było już w końcówce, kiedy Pekhart po strzale z główki trafił w poprzeczkę, a później… no właśnie…
Idealnym podsumowaniem Legii w tym sezonie był sposób pożegnania się z europejskimi pucharami. Tomas Pekhart w 98. minucie wykonywał rzut karny i strzelił go tak, że… trudno wskazać bramkarza, który miałby problem z obroną takiego strzału. Legionistom ten gol dałby dodatkowe 210 tysięcy euro, bo tyle UEFA płaci za każdy remis w Lidze Europy. Nie dałby on jednak awansu, bo do tego Legia potrzebowała zwycięstwa. Karny był dużo ważniejszy dla Spartaka – Aleksandr Selikow obronił strzał Pekharta, a po końcowym gwizdku rzucił się na niego cały zespół wraz ze sztabem. Gdyby tego strzału nie obronił, to Spartak odpadłby z Ligi Europy i trafił do Ligi Konferencji, a tak zajął pierwsze miejsce w grupie i awansował od razu do 1/8 finału, unikając jednej fazy.
Od tego sezonu są nieco nietypowe zasady – pierwsze miejsce w grupie uzyskuje awans do 1/8 finału, drugie ma jeszcze mecz w 1/16 ze "spadkowiczami" z Champions League, a trzecie trafia do Ligi Konferencji. Rosjanie wyszli z pierwszego, Napoli pokonało Leicester i wyszło z drugiego, a "Lisy" trafiły do Ligi Konferencji, więc Brendan Rodgers będzie musiał co nieco poczytać o tych rozgrywkach. Legia została "wykopana z Europy", co może być wyjątkowo bolesne po tak udanym starcie.