Skip to main content

Reprezentacja Polski wygrała na wyjeździe z Wyspami Owczymi – 2:0. Szybko zdobyta bramka, bo już w czwartej minucie, ustawiła mecz. Później niestety Polacy zachowywali całkowity minimalizm. Nie wykorzystali nawet przewagi 11 na 10.

Czy naprawdę w spotkaniu z Wyspami Owczymi “najważniejsze są trzy punkty”? Polska mentalność gry na wynik sprawiła, że Farerzy omal nie doprowadzili do wyrównania. Za szybko zdobytą bramkę należy chwalić, bo uspokoiło to nastroje już na samym początku. Akcję lewym wahadłem napędził Przemysław Frankowski, obrońca gospodarzy wybił pod nogi Piotra Zielińskiego, a ten od razu obsłużył podaniem Sebastiana Szymańskiego. Piłkarz Fenerbahce pokazał, że jest w tym sezonie w świetnej formie. Pomogło mu też ustawienie nie na skrzydle, a bardziej w centralnej części boiska. Właściwie z kroka przymierzył technicznie lewą nogą i już od czwartej minuty reprezentacja Polski prowadziła.

Problem w tym, że nic za tym nie poszło. Żadna chęć podwyższenia rezultatu, tylko kompletny minimalizm. Jeśli ktoś próbował, to Piotr Zieliński, bo to nie tylko asysta, ale i doskonałe prostopadłe podanie do Szymańskiego, gdy ten dogrywał do Milika, jednak zawodnika Juve uprzedził nogą bramkarz Mattias Lamhauge. Później bliżej zdobycia bramki byli już gospodarze po dwóch rzutach rożnych z rzędu. Najpierw Wojciech Szczęsny nie dał się zaskoczyć wrzutką, która mogła mu wpaść za kołnierz, a po kolejnym rogu zdecydowanie uratował nas Patryk Peda, bo gdyby przepuścił piłkę, to za jego plecami było już dwóch zawodników Wysp Owczych i któryś z nich zapewne pokonałby Szczęsnego.

Milik zawiódł. Śmiało mógł mieć dwie bramki, gdyby dwukrotnie lepiej nabiegał na piłkę podawaną z lewego skrzydła. Polski minimalizm idealnie uwydatnił się w drugiej połowie. Długo analizowano sytuację z Milikiem i Hordurem Askhamem. Do faulu doszło już w szóstej sekundzie po wznowieniu. Znów warto podkreślić, że do Milika podawał Zieliński. Finalnie sędzia przyznał rzut wolny i wyrzucił obrońcę Wysp Owczych z boiska. Praktycznie przez całą drugą połowę Polacy grali w przewadze jednego zawodnika i… cóż, źle się to oglądało. Można było usnąć. W teorii – doskonała okazja, żeby wykorzystać miejsce i nastrzelać kilka goli słabeuszom. Niestety, ale nie w wykonaniu reprezentacji Polski. Przykre, że z przewagą zawodnika i starciu z takim przeciętnym zespołem, Polska oddaje zaledwie dwa celne strzały w drugiej połowie. Jeden z nich to gol Adama Buksy, co też trochę “podreperowało” wynik.

A jeszcze mieliśmy farta, bo Kiwior, przy wyniku 1:0, przytrzymywał w polu karnym jednego z graczy gospodarzy i były podstawy, by podyktować tutaj rzut karny. Uczciwie dodajmy, że my też mogliśmy mieć swojego karnego za zagranie ręką jeszcze w pierwszej połowie, więc powiedzmy, że błędy się zerują. Co może cieszyć? Na pewno to, że Michał Probierz od razu postawił na debiutantów. Najlepiej wypadł Patryk Peda na środku obrony, trochę gorzej Patryk Dziczek w środku pola, a na boisku pojawili się też Jakub Piotrowski i Filip Marchwiński. Od razu na dzień dobry aż czterech debiutantów. Warto przypomnieć, że za Fernando Santosa było ich okrągłe zero. To na pewno rzecz, którą należy odnotować.

Nie był to jednak pokaz futbolu reprezentantów Polski. Styl gry rozczarował, szczególnie w przewadze, gdzie można było nastukać kilka bramek i wrócić w dużo lepszych nastrojach, a tak nie ma czym się specjalnie podniecać. Argument o “trzech punktach” można schować w buty. Co innego, gdyby mówić tak po meczu z Niemcami, Hiszpanią, czy nawet inną Serbią, Austrią czy Rumunią, ale naprawdę z Wyspami Owczymi tak ważne są “trzy punkty”, a nie to, żeby pograć w piłkę ze słabym rywalem, przećwiczyć atak pozycyjny, podejść odważniej, spróbować strzelić kilka goli? Jeżeli my zachowawczo gramy z Farerami, to jakie będą zespoły, by zagrać z odwagą z przodu? Mecz towarzyski z Watykanem?

Related Articles