Kilka miesięcy temu wydawało się, że jeśli ktoś ma być zadowolony na finiszu sezonu 2023/2024 to prędzej będzie to Juventus. Stara Dama jednak zaliczyła katastrofalną drugą połowę rozgrywek, a finał Coppa Italia będzie “akcją ratunkową”, by nie pogrążyć się jeszcze bardziej. Naprzeciwko wychodzi Atalanta Bergamo, która może ten sezon zakończyć nawet w podwójnej koronie! Przed nami finał Pucharu Włoch na Stadio Olimpico!
Liga Mistrzów na wyciągnięcie ręki
W ostatni weekend Atalanta Bergamo pokonała Romę na Gewiss Stadium, dzięki czemu już na wyciągnięcie ręki ma występ w przyszłorocznej Lidze Mistrzów. W zasadzie cud musiałby się wydarzyć, by La Dea tam nie zagrała. W lidze mają trzy mecze do rozegrania i potrzebują ledwie trzech punktów, a na rozkładzie Lecce, Torino oraz Fiorentina. Nawet, gdyby wydarzyła się katastrofa, czytaj: zostali wyprzedzeni przez Romę, to przecież pozostaje jeszcze finał Ligi Europy w Dublinie. O tym będzie w dalszej części tekstu.
Juventus także zyskał na zwycięstwie Atalanty w niedzielny wieczór. W ten sposób bianconeri przypieczętowali swój awans do Ligi Mistrzów na kolejny sezon. Co ciekawe nie byłoby to wcale pewne, gdyby nie dodatkowe – piąte – miejsce dla Serie A w kolejnej edycji tych rozgrywek. Przecież La Dea ma cztery punkty straty i jedno spotkanie mniej rozegrane od drużyny Maxa Allegriego. Jednak właśnie pięć gwarantowanych miejsc dla Serie A sprawiło, że w Turynie mogą być spokojni chociaż o ten aspekt. Co ciekawe jednak będą toczyć bezpośrednią rywalizacje o podium. Coś, co kilka miesięcy temu wydawało się być pewne, teraz wcale takie nie jest. Drużyna Wojciecha Szczęsnego i Arkadiusza Milika ma 67 punktów, jak Bologna. Tyle że rewelacja tego sezonu ma obecnie lepszy bilans bramkowy: +24 do +21 na korzyść ekipy Łukasza Skorupskiego i Kacpra Urbańskiego. W pierwszym meczu padł remis 1:1, co oznacza, że teraz bramki są najważniejsze. Rywalizacja może zostać jednak rozstrzygnięta w najbliższy poniedziałek. Na Renato Dall’Ara dojdzie do rewanżu. Jeśli ktoś go wygra, wówczas niemal zapewni sobie podium na koniec sezonu. No chyba, że… do gry wskoczyłaby Atalanta, ale do tego potrzebowałaby kompletu punktów i liczenia na korzystne wyniki w ostatniej kolejce.
Akcja ratunkowa
W Turynie wszystko szło zgodnie z planem do 21 stycznia włącznie. Wtedy pokonali 3:0 Lecce na Via del Mare. W perspektywie dwóch tygodni był mecz z Interem, który wówczas okrzyknięto spotkaniem o mistrzostwo Włoch! Jak irracjonalnie to brzmi patrząc na tabelę po 36. kolejkach. Mistrz Italii ma przecież 25 punktów przewagi nad swoim niedawnym jeszcze konkurentem. Trudno się jednak temu dziwić, skoro Juventus od tamtej pory wygrał 2(słownie: dwa) mecze ligowe na 15 możliwych! Jedynymi ekipami, które byli w stanie ograć, było Frosinone oraz Fiorentina, a pierwszych pokonali po golu w 95. minucie Daniele Ruganiego. Na ich szczęście w Coppa Italia już w tamtym momencie pozostał im tylko półfinał do rozegrania. Tutaj wystarczyło pokonać Lazio 2:0 w domu, a w rewanżu w końcówce uratował ich… Milik. Polak wszedł w 81. minucie i chwilę później wykorzystał wstrzelenie piłki przez Timothy’ego Weaha, dopełniając formalności z najbliższej odległości. Kolejny raz Juve przepchnęło kolanem mecz w fazie pucharowej.
O ile jeszcze Stara Dama miała okres w trakcie swojego kryzysu, gdy strzelali w miarę regularnie, o tyle obecnie jest z tym bardzo źle.
Salernitana 1:1
Roma 1:1
Milan 0:0
Cagliari 2:2
Torino 0:0
Fiorentina 1:0
Lazio 0:1
Genota 0:0
Osiem gier ligowych, w których pięć razy trafiali do siatki rywala! Seria zaczęła się od… remisu 2:2 z Atalantą na Allianz Stadium z 10 marca. Oczywiście do niej można dorzucić trzy bramki w dwumeczu z Lazio, ale nadal liczby nie wyglądają dobrze, bo wtedy mamy 8 goli w dziesięciu spotkaniach.
Niepowtarzalna szansa na podwójną koronę
– Jeden Puchar Włoch zdobyty w sezonie 1962/1963 to całość zdobytych trofeów przez Atalantę Bergamo w jej historii. Paradoks tej sytuacji jest taki, że w tym sezonie mają szansę, by… zdobyć dwa razy więcej pucharów do gabloty – pisałem w ubiegłym tygodniu przy okazji zapowiedzi rewanżowych meczów półfinału Ligi Europy. No właśnie Atalanta jest w decydujących spotkaniach o trofeach. Najpierw Rzym z Juventusem, tydzień później Dublin z Bayerem Leverkusen. Oczywiście może dojść do czarnego scenariusza, jakim byłaby podwójna porażka. Coś, co w 2011 roku przeżył Athletic Bilbao za kadencji Marcelo Bielsy. Mnóstwo wspaniałych gier, z sensacyjną wygraną na Old Trafford z Manchesterem United na czele. Skończyło się porażkami w Bukareszcie z Atletico oraz Madrycie(Vicente Calderon) z Barceloną. Teraz La Dea ma nadzieję, że będzie inaczej, a inny legendarny – już – trener przejdzie do historii. Gian Piero Gasperini już zapisał się złotymi zgłoskami w Bergamo, ale brakuje kropki nad i. Tak było w 2019 i 2021, gdy w Rzymie lepsze okazało się Lazio(0:2) oraz Juventus(1:2). Kilku zawodników pamięta tamte finały. Pięć lat temu w kadrze La Dei byli przecież Mario Pasalić, Hans Hateboer, Marten de Roon czy Berat Djimsiti. Co więcej ostatnia trójka wybiegła wtedy w podstawowym składzie i podobnie będzie prawdopodobnie teraz w przypadku de Roona czy Djimsitiego.
Dwa lata temu Holendrzy także zaczęli finał od pierwszych minut, podobnie do Rafaela Toloia. Później na boisku zameldowali się później także Djimsiti, Aleksiej Mirańczuk i Mario Pasalić. Całe spotkanie na ławce przesiedział z kolei Matteo Ruggeri. Krótko mówiąc parę rachunków do wyrównania będzie dla drużyny z Lombardii.
The 2023/24 #UELfinal 🏆✨
📅 Wednesday 22 May pic.twitter.com/u4fxMZbLXN
— UEFA Europa League (@EuropaLeague) May 10, 2024
***
W przypadku Juventusu trzy lata od tego triumfu pokazują, ile tak naprawdę upłynęło czasu. Wtedy w Turynie grali jeszcze Gianluigi Buffon, Giorgio Chiellini czy Cristiano Ronaldo. Jednak w podstawowej jedenastce byli wówczas Weston McKennie, Adrien Rabiot, Federico Chiesa czy Danilo. Wszyscy mieli szansę na występ od pierwszej minuty także teraz. Mieli, bo Danilo nadal nie jest pewny występu. Wszystko wskazuje na to, że z ówczesnej ławki rezerwowych powtórzą się tylko nazwiska… dwóch bramkarzy. Wtedy to byli Wojciech Szczęsny i Carlo Pinsoglio. Tak będzie prawdopodobnie teraz, gdyż pierwszym golkiperem w pucharze jest Mattia Perin.
Jedni i drudzy grają o przyszłość
Juve na pewno, Atalanta na 95% zagra w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów. Jednak końcówka sezonu to gra o przyszłość w obu klubach. Do niedawna było głośno o ewentualnym odejściu Gian Piero Gasperiniego z Atalanty. W jego przypadku miała to by być oferta z Neapolu. Aurelio De Laurentis nadal szuka kogoś, kto będzie mógł chociażby zbliżyć się do wyczynów Luciano Spalettiego. Według włoskich mediów “Gasp” miał być w czołówce tych kandydatów. Teraz więcej wskazuje na Stefano Piolego, który odchodzi Milanu.
O ile odejście Gasperiniego to coś, co MOŻE się zdarzyć, o tyle w Turynie sytuacja wydaje się być znacznie bardziej klarowna. Max Allegri ma ważny kontrakt z Juve, ale na 99% nie będzie trenerem Szczęsnego i spółki w kolejnych rozgrywkach. Sam zainteresowany oraz klub wiedzą, że rozwód to najlepsze wyjście dla obu stron. Forma współpracy dawno się wyczerpała, a druga połowa sezonu jest tego najlepszym dowodem. – Od Juventusu zawsze oczekuje się więcej – Puchar Włoch faktycznie jest jakimś trofeum, ale nie zmieni oceny sezonu w wykonaniu Bianconerich – powiedział na łamach La Gazetta dello Sport Alen Boksić, były zawodnik Juve. Chorwat ma rację, bo trofeum w jakimś stopniu może zrekompensować ostatnie miesiące, ale trudno będzie zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Zwłaszcza w sezonie, gdy Juve nie miało przecież na sobie ciężaru gry w Europie, zatem czysto teoretycznie powinno im być znacznie łatwiej rywalizować z Interem, Milanem i innymi ekipami.
W oczekiwaniu na drugi finał
Atalanta może na papierze nie jest faworytem finałowego meczu z Juventusem. Gdyby “grać” nazwami, wówczas będzie underdogiem. Tyle że La Dea tej wiosny już udowodniła swoją siłę w meczach z dużymi firmami. W Lidze Europy wyeliminowali Sporting, Liverpool(!) oraz Marsylię. Reważ z OM w Bergamo pokazał niesamowite możliwości drużyny Gasperiniego. 3:0 było tak naprawdę najniższym wymiarem kary dla francuskiej ekipy. W miniony weekend wspomniane 2:1 nad Romą nie wygląda może na łatwe zwycięstwo, bo trochę sami sobie narobili kłopotów. Tyle że bergamczycy powinni strzelić jakieś 5-6 goli! Na uwagę także zasługuje największa niespodzianka wiosennego grania w Lidze Europy, czyli 3:0 na Anfield. Druga wizyta na tym stadionie i drugie zwycięstwo. Atalanta jest w bardzo wąskim gronie drużyn, które tylko wygrywały, gdy odwiedzały Liverpool.
Swoje także zrobili w półfinale Coppa Italia. We Florencji 0:1, a w rewanżu 4:1, chociaż także z komplikacjami. Przy stanie 1:0 Nikola Milenković wyleciał z boiska z czerwoną kartką i wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą. Tymczasem gol Lucasa Martineza Quarty skomplikował sytuacje. Potem jednak show La Dei. Gianluca Scamacca “dał dogrywkę”, ale z niej nie musieli korzystać, dzięki bramkom Ademoli Lookmana i Mario Pasalicia. Szkopuł w tym, że Scamacca sam się wyeliminował z finału głupią żółtą kartką…
Kadrowo
Po obu stronach są zawieszenia za kartki. Atalanta bez wspomnianego Scamacci. To duża strata dla ataku tej ekipy, podobnie jak brak Manuela Locatelliego dla Juventusu z tego samego powodu. Pomocnik Starej Damy tylko od przerwy reprezentacyjnej rozegrał 8 pełnych meczów, a “wolne” dostał jedynie w ostatnim kwadransie meczu z Cagliari.
Jeśli chodzi o kwestie zdrowotne, sytuacja lepsza u Gasperiniego. Mecz opuszczą prawdopodobnie Emil Holm oraz Sead Kolasinac. Po stronie Juve ostatnio kłopoty mieli Alex Sandro i Danilo. W ostatnim czasie mocne grypy żołądkowe przechodzili Federico Chiesa ora Kenan Yildiz. Pierwszy zagrał przez to tylko połowę przeciwko Salernitanie. Turek nie dość, że miał przygody żołądkowe, to jeszcze wypadł z treningów po kontuzji barku. Szansę na jego grę są zdecydowanie najmniejsze spośród wymienionych.
***
Początek środowego finału o godzinie 21:00.