Najsłynniejszy pojedynek Bayernu Monachium z Man Utd miał miejsce już ponad 24 lata temu – 26 maja 1999 roku na Camp Nou w finale Ligi Mistrzów Czerwone Diabły wygrały 2:1 z Bawarczykami, choć doliczony czas gry zaczynał się z wynikiem 1:0 dla Bayernu. Dwa dośrodkowania z rzutów rożnych i dwa gole – najpierw Teddy Sheringham, potem Ole Gunnar Solskjaer. Piłkarze Alexa Fergusona oszaleli za szczęścia i niedługo potem wznieśli nad głowę Puchar Mistrzów. Od tamtej pory kluby te mierzyły się ze sobą ośmiokrotnie i Manchester United wygrał tylko jedno z tych ośmiu spotkań. Dziś kolejna odsłona tej rywalizacji.
Za to właśnie kochamy Champions League – już w fazie grupowej możemy liczyć na wielkie mecze. Bayern i Man Utd to faworyci grupy A, w której znalazły się jeszcze FC Kopenhaga i Galatasaray. Dziś jednak któryś z faworytów punkty stracić musi, a przy remisie będą to obie ekipy. Jednak mało kto przewiduje remis – większość wieszczy raczej pewne zwycięstwo Bayernu, który gra u siebie i będzie chciał wykorzystać kiepską formę rywali na starcie rozgrywek.
I właśnie do obozu Manchesteru United przenosimy się ruchem konika szachowego, bo to dość ciekawa sprawa. Erik ten Hag zebrał dość pozytywne recenzje za swój pierwszy sezon w roli szkoleniowca Czerwonych Diabłów. Przed startem kampanii 23/24 nadzieje były rozbudzone bardzo mocno, bo wszyscy wierzą w holenderskiego menadżera, a na dodatek klub nie poskąpił funtów na wzmocnienia. Tak krytykowanego ostatnimi czasy Davida De Geę zastąpił Andre Onana. Do drugiej linii sprowadzono Masona Mounta i rzutem na taśmę również Sofyana Amrabata. Transferem do pierwszej linii jest zaś Rasmus Hojlund.
Na papierze wszystko wyglądało więc co najmniej obiecująco. Ten Hag ma w kim wybierać, może rotować zawodnikami, co jest szalenie ważne przy łączeniu rozgrywek ligowych z Champions League. Problem w tym, że jak na razie nie zgadzają się wyniki, bo Czerwone Diabły przegrały już trzy mecze na pięć rozegranych. Wprawdzie przegrywały z nie byle kim – z Tottenhamem, Arsenalem i Brighton – ale jeśli chcesz grać o najwyższe cele, nie możesz ciągle przegrywać z rywalami z górnej półki. Zresztą, wymęczona wygrana z Nottingham i fartowna wygrana z Wolves po błędzie sędziów w doliczonym czasie gry, to również nie są powody do optymizmu dla kibiców z Old Trafford.
Holenderski trener Man Utd idzie w narrację o kontuzjach, które rujnują mu plan. Trochę racji ma, bo lista nieobecności w zespole jest naprawdę długa. Po pierwsze jednak w zdecydowanej większości urazy dotknęły graczy drugiego szeregu, po drugie absencja Jadona Sancho to efekt konfliktu z ten Hagiem, a nie problemów zdrowotnych. Z kolei Antony ma kłopoty z prawem. Tak czy owak – dziś w stolicy Bawarii w barwach United nie zobaczymy np. Raphaela Varane’a, Masona Mounta, Harry’ego Maguire’a, Luke’a Shawa, Sofyana Amrabata czy Aarona Wan-Bissaki, a także wspomnianej już dwójki skrzydłowych.
Bayern takich problemów nie ma. Wprawdzie poza grą wciąż jest Manuel Neuer, a do tego Thomas Tuchel nie może skorzystać z Kingsley’a Comana czy Raphaela Guerreiro, ale to jednak zupełnie inna skala kłopotów. Nawiasem mówiąc, Tuchel w tym meczu również pauzuje i oficjalnie nie może poprowadzić drużyny. Bayern ma jednak mocną ekipę, którą dodatkowo zasilił latem Harry Kane. Kapitan reprezentacji Anglii w swojej karierze w Tottenhamie pokonywał również bramkarzy Man Utd i zapewne dziś wieczorem będzie chciał zrobić to po raz kolejny. W Bundeslidze zdobył już cztery gole w pierwszych czterech kolejkach, a Bayern z bilansem 3-1-0 ustępuje tylko Bayerowi Leverkusen, który ma identyczny bilans. W miniony piątek mecz Aptekarzy z Bawarczykami zakończył się remisem 2:2.
Nie jest jednak też tak, że Bayern jest nie do skaleczenia. W będącym uwerturą do sezonu ligowego meczu o Superpuchar Niemiec zespół Tuchela przegrał 0:3 z RB Lipsk. I właśnie to jest iskierka nadziei dla sympatyków Red Devils przed dzisiejszym szlagierem Ligi Mistrzów, który rozpocznie się o 21:00.