Skip to main content

W ubiegłym tygodniu Rijad gościł cztery ekipy walczące o Superpuchar Hiszpanii. Teraz przychodzi pora na kolejnych południowców. Włosi od wielu lat także organizują swój superpuchar poza krajem, ale pierwszy raz w formule final four. Cztery drużyny powalczą o trofeum, a faworytem będzie Inter, który znajduje się w zdecydowanie najwyższej dyspozycji.

USA, Chiny, Katar, Arabia Saudyjska i… Libia
To nie pierwszyzna dla Włochów, by decydujące mecze o Supercoppa Italiana rozgrywać poza domem. Historia wbrew pozorom jest niemal tak samo długa, jak tradycja tego pucharu. Pierwsza edycja odbyła się w 1989 roku, a już w latach 90. ubiegłego wieku Milan i Torino mierzyli się przeciwko sobie w Waszyngtonie. Na początku tego wieku Juventus z Milanem grali w New Jersey, ale dwanaście miesięcy wcześniej Juve pokonało Parmę w… libijskim Trypolisie. To jeszcze czasy rządów Muammara al-Kaddafiego w tym północnoafrykańskim kraju i efekt jego zainteresowania futbolem. Zresztą jeden z jego synów Al-Saadi miał okazje kilka lat później zadebiutować na boiskach Serie A!

Po Libii był powrót “do domu”, który jednak nie potrwał długo. Włosi podpisali swego czasu kilkuletnią umowę z Chińczykami, a trzy finały – z roczną przerwą – odbyły się na Stadionie Olimpijskim w Pekinie. Później znowu powrót do Rzymu, a następnie kolejne wycieczki – Doha, Szanghaj, ponownie Doha, znowu powrót do Rzymu i dwie lokalizacje w Arabii Saudyjskiej – Dżedda i Rijad. W czasach pandemii nie było mowy o jakichkolwiek wojażach, stąd nieoczekiwanie w 2021 roku mecz Juventusu z Napoli odbył się na stadionie, który okupuje Sassuolo – Mapei Stadium w Reggio Emilia. Rok później San Siro z ograniczoną pojemnością, aż rok temu ponownie Włosi zawędrowali na półwysep Arabski. Wtedy Inter zmiażdżył Milan 3:0, a teraz stanie przed szansą na swój ósmy triumf i samodzielną rolę wicelidera. Rekordzistą – 9 wygranych – jest Juventus, ale Starej Damy, podobnie jak jednego z wiceliderów, Milanu, zabraknie na Bliskim Wschodzie tym razem.

***

Podobnie jak w przypadku Hiszpanów, tutaj również w czwórce znajduje się mistrz, wicemistrz, zdobywca pucharu oraz jego finalista. W tym przypadku powtórek drużyn nie było. Z Serie A trafili tutaj Napoli z Lazio, a z Coppa Italia Inter oraz Fiorentina. Pary półfinałowe wyglądają logicznie, gdzie mistrz zagra z finalistą pucharu, czyli czysto teoretycznie najmocniejsza ekipa z najsłabszą. Kilka miesięcy temu tak byśmy powiedzieli o meczu Napoli z Fiorentiną. Dzisiaj tabela ligowa sugeruje coś innego. W piątkowy wieczór Inter spotka się z Lazio i to właśnie wtedy zobaczymy na murawie głównego faworyta.

Pary półfinałów:
Czwartek, 20:00 Napoli – Fiorentina
Piątek, 20:00 Inter – Lazio

Lider faworytem
Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, by stwierdzić, że Inter będzie faworytem turnieju w Arabii Saudyjskiej. Lider Serie A jedzie jako triumfator ostatniego Coppa Italia, którego już wiemy, że… nie obroni. Niedawna porażka z Bolonią na San Siro 1/8 finału sprawiła, że maksymalna liczba trofeów do zdobycia spadła z czterech do trzech. Oczywistym jest, że Simone Inzaghi i spółka będą celować przede wszystkim w dwa krajowe. Jako lider są faworytem numer jeden do scudetto, a tutaj na saudyjskiej ziemi nie będzie przecież Juventusu, który jako jedyny dotrzymuje im kroku w lidze.

Superpuchar to nie tylko trofeum do gabloty oraz prestiż, ale również konkretna kasa do zgarnięcia. Mówimy o nawet 8 milionach euro, jakie może popłynąć do triumfatora tych rozgrywek. W przypadku Interu już wiadomo, że piłkarze bezpośrednio będą mogli wywalczyć kwotę pomiędzy 1,5 a 2 miliony euro w formie premii do podziału na drużynę. Można mówić, że nikt nie myśli o pieniądzach na boisku, ale nikt nie pogardzi dodatkowymi kilkudziesięcioma tysiącami euro na koncie. Zresztą Neroazzuri w ostatnich latach to zespół z największą liczbą tytułów i meczów o najwyższą stawkę. Było mistrzostwo 2021, były krajowe puchary i superpuchary w 2022 i 2023 roku, a także udział w finale Ligi Mistrzów, co poza Juventusem od dawna było czymś poza zasięgiem pozostałych włoskich klubów. Brak wygranej teraz w Superpucharze będzie dla Interu wpadką i tak to trzeba traktować. Tym bardziej że liderzy drużyny są w formie. Pokaz siły odbył się w miniony weekend podczas małych derbów Lombardii. 5:1 w Monzy robi wrażenie, podobnie jak możliwości ofensywne drużyny. Lautaro Martinez to największa marka, ale Marcus Thuram, Hakan Calhanoglu czy Henrich Mchitarjan to bardzo ważne postacie. Zresztą przedłużenie kontraktu o dwa lat z 35-letnim zawodnikiem najlepiej pokazuje zaufanie do umiejętności oraz możliwości Ormianina.

Szansa na drugie i ostatnie trofeum w Neapolu
Piotr Zieliński zdobył w Neapolu “tylko” jedno trofeum. Wiosną ubiegłego roku drużyna z Polakiem w składzie sięgnęła po pierwsze od dawna Scudetto. Dwanaście miesięcy po tym sukcesie czas “Zielka” na Stadio Diego Armando Maradona prawdopodobnie dobiegnie końca. Kontrakt reprezentanta Polski kończy się 30 czerwca i nic nie zapowiada, by miało się coś w tej materii zmienić. Od dawna włoskie i polskie media prześcigają się w doniesieniach na temat jego kolejnego pracodawcy. Tym ma być Inter. Na 100%, na 99%, jedną nogą, półtorej nogi w Mediolanie i tak bez ustanku. Póki co jednak nie ma żadnych konkretów. W miniony weekend oczywiście wielu dolewało oliwy go ognia, po tym, gdy Zieliński nie zagrał ani minuty w meczu z Salernitaną. Wg niektórych kibiców oraz mediów, mają to być formy “represji” ze strony Aurelio De Laurentisa za negocjacje z rywalami i brak przedłużenia kontraktu z Napoli. Tymczasem komunikat klubu o zmęczeniu i koniecznym odpoczynku dla zawodnika okazał się być prawdą.

Póki co Piotr Zieliński jest graczem Napoli, a jego przyszłość wyjaśni się prawdopodobnie najwcześniej po zimowym okienku transferowym. Mało prawdopodobnym jest “klub kokosa”, który miałby być przeznaczeniem dla Polaka w przypadku ogłoszenia letniego transferu już teraz. Tym bardziej że Napoli musi walczyć o powrót do TOP4 w lidze, a za niedługo zagra w Champions League z Barceloną. Odstawienie kluczowego zawodnika w takiej sytuacji byłoby po prostu piłkarskim samobójstwem. Tym bardziej że sytuacja w klubie jest fatalna. Zespołu po prostu nie da się oglądać. Piękne, ofensywne Napoli z czasów Luciano Spalettiego to już przeszłość, za którą kibice mogą jedynie tęsknić. W siedmiu ostatnich ligowych grach zespół wygrał jedynie dwukrotnie, pokonując 17. Cagliari oraz ostatnią Salernitanę. Zresztą derby z weekendu rozstrzygnęli golem w doliczonym czasie gry za sprawą Amira Rrahmaniego. Po drodze doszło do niezliczonej liczby kompromitacji i klęsk na czele, których było 0:4 z Frosinone w Coppa Italia! Co ciekawe dla drużyny z okolic Rzymu to był ostatni pozytyw, po którym rozpoczęli trwającą nadal serie pięciu porażek z rzędu!

Wziąć rewanż
Gdy 17 grudnia Lazio przegrało z Interem 0:1 nikt nie mówił o niespodziance, tym bardziej patrząc na dyspozycje Biancocelestich. Jednak od tamtej pory drużyna Maurizio Sarriego wykorzystała sprzyjający terminarz ligowy. Empoli, Frosinone, Udinese i Lecce odprawione z kwitkiem. Po drodze wpadł duży bonus, jakim były wygrane derby z Romą. Awans do półfinału Coppa Italia, wyeliminowanie lokalnego rywala i przyspieszenie końca pracy Jose Mourinho – to trzy korzyści ze wspomnianego spotkania na Olimpico. W teorii nadal są w grze o trzy trofea(o mistrzostwie trzeba zapomnieć). Praktyka mówi jednak, że Liga Mistrzów to raczej kwestia marzeń. Zwłaszcza, że już w Walentynki miłości i litości może nie okazać Bayern Monachium. Na krajowym podwórku do pobicia w półfinałach będą drużyny liderujące w lidze. Dopiero w kwietniu Juventus (Coppa Italia), a teraz Inter. To idealna okazja do rewanżu za wspomniany mecz ligowy dokładnie sprzed miesiąca. Faworytem nie będą, ale dobrą informacją są powroty po kontuzjach Ciro Immobile oraz Luisa Alberto.

Półfinały i finały, ale kiedy trofeum?
W tym sezonie już zapewnili sobie półfinał Coppa Italia, w którym zmierzą się z Atalantą. W sezonie 2021/2022 doczłapali do najlepszej czwórki tych rozgrywek. Dwanaście miesięcy temu znaleźli się nawet w dwóch finałach – Puchar Włoch oraz Liga Konferencji. Teraz rozpoczynają rywalizacje w półfinale Superpucharu Włoch i chcą w końcu wywalczyć jakieś trofeum. Viola od dłuższego czasu plącze się w czołówce, potrafi dojść do najdalszych rund. Brakuje jednak tego najważniejszego, “kropki nad i”. Na Artemio Franchi chcieliby konkretów. Na takie być może zanosi się w tym sezonie. Dzisiaj to czwarta ekipa Serie A, zatem cel musi być jeden – awans do Champions League. Droga jest jedna i wiedzie przez ligę. Najlepiej byłoby upiec wiele pieczeni na jednym ogniu, lecz trudno będzie pogodzić wszystkie rozgrywki. Ekipa Vincenzo Italiano już niedługo wróci do Ligi Konferencji, gdzie od 1/8 finału także będzie jednym z faworytów, zwłaszcza po doświadczeniach sprzed roku.

Teraz wydaje się, że Fiorentina dostała wymarzonego rywala w półfinale, jeśli można tak powiedzieć o Napoli. Na pewno drużynę mocno rozbitą, którą udało się już tym sezonie w przekonywujący sposób ograć na wyjeździe. Na początku października Brekalo, Bonaventura oraz Nico Gonzalez zbili mistrza kraju 3:1 na jego terenie. Teraz neutralny grunt powinien tylko sprzyjać ekipie z Toskanii.

Related Articles