Dwa tygodnie temu pisaliśmy o zespołach, których dawny blask przeminął wraz z opuszczeniem najwyższego szczebla w swoich krajach. Dzisiaj pochylimy się nad powrotem wielkich marek z futbolowych odmętów. Jedni wracają na szczyt, inni dopiero na zaplecze krajowej elity.
Naszą podróż zaczynamy za Odrą. Po ubiegłorocznym spadku z Bundesligi błyskawiczny powrót zalicza Schalke 04 Gelsenkirchen. Dla drużyny Marcina Kamińskiego degradacja na drugi front oznaczała pogorszenie sytuacji finansowej. W związku z tym z zespołem pożegnało się aż 30 zawodników, ale w ich miejsce pozyskano 15 innych, m.in. trzykrotnego najlepszego strzelca 2. Bundesligi Simona Terodde. Poskładana od nowa drużyna po przeciętnym początku sezonu zakończyła rundę jesienną na 4. miejscu. Nienajlepsza dyspozycja po Nowym Roku sprawiła, że po porażce na własnym boisku z Hansą Rostock z pracą pożegnał się trener Dimitrios Grammozis. Grek zostawił drużynę na 6. lokacie z identyczną, 6-punktową stratą do miejsc spadkowych i tych premiowanych awansem. Jego następcą został dotychczasowy asystent Mike Büskens. Z nowym szkoleniowcem u steru „Die Knappen” wygrali 8 z 9 pozostałych spotkań, pieczętując awans do Bundesligi na kolejkę przed końcem rozgrywek. Doświadczony Terodde po raz czwarty został królem strzelców niemieckiego zaplecza z 30 golami na koncie. Siedmiokrotni mistrzowie Niemiec wracają na salony. Czas pokaże czy na chwilę czy też może na dłużej.
Czarną kartę w swojej 112-letniej historii zamyka 1. FC Kaiserslautern. „Czerwone Diabły” w 2018 roku spadły do 3. Bundesligi, w której ugrzęzły na długie 4 lata. Tegoroczna promocja nie przyszła jednak łatwo. W pierwszych 8 kolejkach FCK zdobyli zaledwie 6 punktów, po czym jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki karta odwróciła się. „Die roten Teufel” wygrali 18 z 26 kolejnych spotkań będąc o krok od powrotu na drugi szczebel niemieckiego futbolu. Wówczas stało się coś niewytłumaczalnego. Mając wszystkie argumenty w rękach – a raczej w nogach – drużyna Kaiserslautern przegrała trzy ostatnie spotkania spadając na 3. pozycję, gwarantującą grę w barażu z trzecim od końca zespołem zaplecza, Dynamem Drezno. Jakby tego było mało, na 10 dni przed pierwszym spotkaniem barażowym zwolniono trenera Marco Antwerpena, a kilka godzin po tej decyzji do dymisji podała się rada nadzorcza klubu. Oficjalnego powodu zwolnienia nie podano. Jego następca, Dirk Schuster zdołał jednak doprowadzić Lautern do awansu. Po bezbramkowym remisie na Fritz-Walter Stadion czterokrotni mistrzowie Niemiec pokonali Dynamo na ich terenie 2:0. Przed Kaiserslautern jeszcze bardzo długa droga, aby nawiązać do pięknych czasów Otto Rehhagela i Olafa Marschalla, ale pierwszy, najważniejszy krok wreszcie został poczyniony.
Także po czterech latach piłkarskiego niebytu w League One do „żywych” na zaplecze angielskiej elity wraca Sunderland. Historię futbolowej katastrofy „Czarnych Kotów” można obejrzeć na platformie Netflix w serialu „Sunderland aż po grób”. W ciągu czterech sezonów na trzecim szczeblu angielskich rozgrywek Sunderland trzykrotnie podchodził do baraży o awans. Najpierw, zaraz po spadku, wywrócił się w finale na Wembley w starciu z Charltonem. W kolejnej próbie, dwa lata później, „Czarne Koty” poległy już w półfinale play-off w starciu z Lincoln. Trzecia próba była już skuteczna, choć droga do niej kręta i wyboista. Styczniowa porażka 0:6 z Boltonem postawiła znak zapytania przy szansach Sunderlandu w grze o awans. Głową zapłacił za to trener Lee Johnson, a władze klubu na czele z 25-letnim Kyrilem Louisem-Dreyfusem, najmłodszym prezesem w historii angielskiej piłki, postawiły na Alexa Neila. Nowy szkoleniowiec, który w przeszłości awansował z Norwich do Premier League, poprowadził zespół w 18 ostatnich meczach sezonów, przegrywając tylko raz. W półfinale play-off Sunderland odprawił z kwitkiem Sheffield Wednesday, zaś w finale na Wembley pokonał Wymcombe Wanderers psując piłkarski benefis Adebayo Akinfenwy. „Mądrzy ludzie powiadają, że tylko głupiec by tak zrobił, ale nic na to nie poradzę, że się w tobie zakochuję.” – odśpiewało wraz z Elvisem Presleyem 46 tysięcy fanów „Czarnych Kotów” w londyńskiej świątyni futbolu po ostatnim gwizdku. Sunderland był na ostrym zakręcie, ale z takim wsparciem po prostu musi udać się wyjść na prostą.
Dwa głośne powroty zanotowaliśmy również na Półwyspie Apenińskim. Do Serie B wracają SSC Bari oraz Palermo. Robienie futbolu w Bari nigdy nie było proste. W ponad stuletniej historii klub upadał już cztery razy, ale miejscowi kibice mają nadzieję, że powrót w 2018 roku jest już ostatnim. Zespół z regionu Apulia nigdy nie był hegemonem we Włoszech. Skromne 30 sezonów w Serie A i odwieczna tułaczka między pierwszym a drugim frontem nie przyniosły dużej sławy drużynie znad Adriatyku. Co innego zbudowany na potrzeby Mistrzostw Świata w Italii Stadio San Nicola, który był świadkiem brązowego medalu Azzurrich na tychże i gościł także finał Pucharu Europy wygrany przez Crvenę zvezdę Belgrad. „Galletti” znakomicie weszli w miniony sezon i od 4. kolejki do samego końca nie oddali prowadzenia w Serie C. Boiskowym ojcem sukcesu był doświadczony Mirco Antenucci, były napastnik Leeds United oraz współautor sensacyjnego awansu SPAL do Serie A. Zespół jest zarządzany przez Luigiego De Laurentisa juniora, syna kontrowersyjnego właściciela Napoli, Aurelio De Laurentisa, co może nie najlepiej wróżyć na przyszłość „Biancorossich”. Choć kto wie, może syn uczy się na błędach ojca?
Targane ogromnymi problemami Palermo wraca na zaplecze włoskiej ekstraklasy po 3 latach od ogłoszenia piątej upadłości w ponad 120-letniej historii klubu. Kibice „Rosanero” z rozrzewnieniem wspominają złotą erę nieżyjącego już Maurizio Zampariniego, właściciela klubu na początku XXI wieku. Wówczas Palermo z powodzeniem walczyło o czołowe lokaty w Serie A, występując z powodzeniem również w Pucharze UEFA. Palermo wypuściło do calcio wielu znakomitych graczy z Paulo Dybalą, Edinsonem Cavani, Andreą Bellottim czy Andreą Barzaglim na czele. Te czasy minęły bezpowrotnie, ale głód poważnej piłki na Sycylii wciąż jest duży. Świadczy o tym komplet 35 tysięcy widzów na Stadio Renzo Barbera podczas barażowych spotkań z Triestiną, Entellą, Feralpisalo i Padovą. Drugie podejście do włoskich play-offów zakończyło się sukcesem. Bohaterem zespołu prowadzonego przez Silvio Baldiniego był wypożyczony z młodzieżowej drużyny Juventusu Matteo Brunori, autor 29 goli. Przed sycylijczykami być może tłuste lata. Głośno mówi się o przejęciu 80% udziałów przez City Football Group, zarządzane przez szejka Mansoura bin Zayeda al-Nahyana, właściciela Manchesteru City. Południe Włoch cierpi na deficyt solidnych drużyn, dlatego mocno kibicujemy projektowi budowanemu w Palermo.
Na koniec wracamy do kraju. Po ośmiu latach do Ekstraklasy wrócił Widzew Łódź. Sportowy fenomen piłkarskiej Polski odrodził się niczym feniks z popiołów. Po spadku z krajowej elity w 2014 roku klub z czerwonej części Łodzi toczył się po równi pochyłej i już rok później opuścił zaplecze Ekstraklasy, aby finalnie nie przystąpić do II ligi i ogłosić upadłość. Szybka reaktywacja przez kibiców i lokalnych biznesmenów pozwoliła wystartować nowemu Widzewowi w IV lidze. Marsz z piątego szczebla krajowych rozgrywek do Ekstraklasy zajął „Widzewiakom” siedem długich lat, podczas których powstał nowy stadion, a fani runda po rundzie wykupują komplet dostępnych karnetów bijąc kolejne rekordy Polski. Średnia frekwencja na meczach Widzewa to ścisła czołówka w kraju i tak pewnie zostanie także w Ekstraklasie. Zespół trenera Janusza Niedźwiedzia stoi przed dużym wyzwaniem. Utrzymanie się w elicie nie jest łatwym zadaniem o czym dobitnie przekonały się Górnik Łęczna i Bruk-Bet Termalica Nieciecza – oba zespoły spadły z ligi zaraz po awansie. Władze Widzewa otwarcie przyznają, że interesuje je zbudowanie zespołu w ustalonych ramach finansowych i o spektakularnych transferach raczej nie może być mowy. Pozostaje zatem życzyć łodzianom, aby stworzyli skuteczny zespół na miarę swoich możliwości.
Jak pokazują powyższe przykłady czasem degradacja oznacza piłkarską katastrofę, ale jednocześnie pozwala na totalne oczyszczenie, zarówno na polu sportowym, jak i tym organizacyjnym. Przed naszymi bohaterami jeszcze sporo pracy, abyśmy mogli mówić o ich świetlanej przyszłości i wielkich sukcesach. Z uwagą będziemy śledzić ich poczynania w nadchodzącym sezonie.