Skip to main content

Dla pokolenia 20-30+ to absolutna nowość. Reprezentacja Polski nie zagra w trzecim grupowym meczu o honor, tylko o wyjście z grupy. Polacy wygrali 2:0! Absolutnym bohaterem spotkania z Arabią Saudyjską był Wojciech Szczęsny. Pierwszego gola na mundialu strzelił Robert Lewandowski i było to dla niego niezwykle emocjonalne przeżycie.

Polska reprezentacja przystępowała do tego spotkania po ogromnej krytyce, jaka spadła na nią po remisie z Meksykiem w absolutnie fatalnym stylu. Zarzucano drużynie Michniewicza, że w ogóle nie spróbowała choć minimalnie zaatakować przeciętnego przeciwnika, który ma najsłabszą kadrę od wielu lat. Źle się to oglądało i wszystko na ten temat zostało napisane. Choć sporo prawdy w tym, że gdyby Lewandowski trafił z karnego, to percepcja tego meczu byłaby zupełnie inna. Spotkanie z Arabią Saudyjską było zatem okazją na rehabilitację. Czesław Michniewicz dokonał roszad w składzie i ustawieniu – tym razem zagraliśmy na czwórkę obrońców i dwoch napastników. W pierwszym składzie zabrakło grających z Meksykiem: Szymańskiego, Zalewskiego i Kamińskiego, a pojawili się: Bielik, Frankowski oraz Milik. Odpowiedź była najlepszą z możliwych – Polska pokonała ekipę, która sprawiła dotychczas największą sensację na mundialu.

Jakościowo niestety nadal nie wyglądało to bardzo dobrze, bo Saudyjczycy mieli momenty, w których konkretnie naszą drużynę dominowali, lepiej grali piłką, klepali przy naszym polu karnym, a Wojciech Szczęsny kilka razy ratował nam skórę. Wynik i nastroje są jednak zdecydowanie inne. W futbolu liczą się przede wszystkim emocje, a te tym razem kadra Michniewicza nam zagwarantowała konkretne. Co z tego, że Arabia Saudyjska grała lepiej? My też wykorzystaliśmy swój moment. Pochwała należy się Polakom za to, że potrafiła przetrzymać napór i uderzyć w odpowiedniej chwili, zaskoczyć. Jeden błysk, jedno przyspieszenie, podłączenie się do ofensywy Casha i wymiana piłki z Frankowskim i Arabowie nie nadążyli. Lewandowski przejął podanie i dograł do Piotra Zielińskiego. Al Owais nie miał najmniejszych szans, bo zawodnik Napoli załadował z całej siły pod ladę. A kto rozpoczął akcję? Wojciech Szczęsny dokładną półlagą do Casha na skrzydło, z czego zresztą potem sam żartował w mediach.

Szczęsny na wielkim turnieju kojarzył się z jednym wielką tragedią. W 2012 roku otrzymał czerwoną kartkę po faulu na Salpingidisie. Wtedy do bramki wszedł Przemysław Tytoń i uratował honor. W 2016 roku Wojtek miał pecha, bo doznał kontuzji uda po zderzeniu z Kyle’em Laffertym w pierwszym meczu z Irlandią Północną. Do końca mistrzostw bronił już Fabiański, stając się jednym z bohaterów. Szczęsny odszedł w zapomnienie. W 2018 roku z kolei był zamieszany w kuriozalnego gola, którego strzelił nam Senegal. Na Euro rok temu strzelił sobie samobója ze Słowacją. Tym razem wreszcie przełamał te wszystkie pechowe występy. Nie wpuścił jeszcze gola, z Meksykiem miał jedną bardzo dobrą interwencję, broniąc strzał po rykoszecie Henry’ego Martina. Tym razem takich efektownych parad miał kilka, w tym najbardziej spektakularną interwencję mistrzostw – podwójne odbicie – najpierw karnego, a później dobitki. Był nie do pokonania.

Robert Lewandowski był trochę spięty, widać, ile ten mecz dla niego znaczył, jaki miał ciężar gatunkowy. Czuł się trochę nieswojo, odskakiwała mu piłka, mógł podjąć kilka lepszych decyzji. Ale kiedy trzeba było, to z zimną krwią wykorzystał fatalny błąd obrońcy rywali i trafił na 2:0. To był bardzo emocjonalny moment, pierwszy gol Lewego na mundialu. Aż się bidulek rozpłakał! Arabia Saudyjska stworzyła sporo szans, a ten ich rzut karny był dość “miękki”, równie dobrze można go było nie odgwizdać, bo zawodnik rywali trochę przyaktorzył. To zresztą było u nich bardzo irytujące. Często kładli się na murawę, symulowali, wymuszali, udawali. Jakby za wszelką cenę chcieli się skupić na tym, żebyśmy grali w 10, a nie w 11. Zresztą i tak powinniśmy już w pierwszej połowie po faulu Matty’ego Casha, ale mieliśmy ogromnego farta, że nasz prawy obrońca został na boisku. Na pochwałę zasługuje Bartosz Bereszyński, który świetnie się spisał na lewej stronie defensywy. Mimo że mieliśmy mniej okazji, to nasze były naprawdę konkretne – słupek Lewandowskiego, poprzeczka Milika i niewykorzystane sam na sam Lewandowskiego.

Po raz pierwszy od 1986 roku przystępujemy do trzeciego spotkania, grając o awans. Wówczas jednak w turnieju uczestniczyły 24 kraje i do 1/8 finału przechodziły też cztery najlepsze trzecie miejsca spośród sześciu grup. Było zatem łatwiej. Dzięki remisowi z Marokiem i wygranej z Portugalią po golu Włodzimierza Smolarka – Polacy mieli na koncie trzy punkty (wówczas za remis był punkt, a za wygraną dwa). Przegrana z Anglią i hat-trick Gary’ego Linekera nie miały aż takiego znaczenia. W końcu dość tych gier o honor! A najlepsze, że z Argentyną będziemy bronić… pozycji lidera, bo mamy w tej chwili cztery punkty, prowadząc w tabeli grupy C.

TOP – Wojciech Szczęsny. Nie może być innego wyboru. Obroniony w świetnym stylu karny, w którym to zrobił w ciula Al Dawsariego, udając, że idzie w swoje lewo. Potem odbił jeszcze dobitkę w jeszcze bardziej spektakularnym stylu. Oprócz tego miał dwie inne efektowne interwencje. Wprowadzał spokój, grał bardzo pewnie.

FLOP – Abdulelah Al Malki. Jego wielbłąd zamknął emocje w tym meczu. Piłka przeszła mu pod podeszwą i dopadł do niej Robert Lewandowski, trafiając na 2:0. To już całkowicie dobiło Saudyjczyków.

Related Articles