Skip to main content

Raków Częstochowa ma olbrzymi problem, żeby wygrać w Ekstraklasie dwa mecze z rzędu. Coś takiego miało miejsce ostatnio… na początku października. Częstochowianie tracą też mnóstwo bramek. Widać duży regres w stosunku do formy ekipy Marka Papszuna. Niedawno zwołano dwugodzinne zebranie kryzysowe.

Dawid Szwarga na razie jeszcze nie stracił pracy, ale nie powiemy, że może spokojnie spać. Młody szkoleniowiec zbiera coraz większą krytykę za to, w jaki sposób gra mistrz Polski – wolno, przewidywalnie, nudno i przede wszystkim słabo w defensywie. Porażka w Pucharze Polski z Piastem Gliwice (0:3) przelała czarę goryczy. Michał Świerczewski, czyli właściciel klubu, nie wytrzymał i napisał: – Niestety, staliśmy się ligowym średniakiem. Nie ma sensu się oszukiwać, to nasz najpoważniejszy kryzys od 2016 r. Zebrałem wtedy trochę doświadczeń. Spróbujemy tą sytuacją zarządzić. W klubie panują podziały. Jedni drugim zarzucają brak zaangażowania. Vladan Kovacević nie gryzł się w język w “Przeglądzie Sportowym”. Portal “Weszło” poinformował z kolei, że część zawodników ma zostać przesunięta do rezerw. Wkrótce okaże się o jakie nazwiska chodzi.

W poprzednim sezonie Raków Częstochowa prowadził w Ekstraklasie od 9. kolejki do samego końca i zasłużenie zgarnął tytuł. Przede wszystkim regularnie punktował. Czy ktoś jest w stanie sobie wyobrazić, że zespół Dawida Szwargi wygrywa dziewięć meczów z rzędu we wszystkich rozgrywkach, a gdyby liczyć samą Ekstraklasę, to siedem albo przynajmniej pięć? Częstochowianie mieli wtedy moment, że na 17 spotkań wygrali aż 14 i zanotowali trzy remisy. Dziś jest to niemożliwe do zrealizowania. Raków dwukrotnie stracił po trzy gole (0:3 z Cravovią w lidze i 1:3 z Legią w lidze) i ani razu czterech. W tym sezonie, już na tym etapie, raz stracił trzy gole (świeże 0:3 z Piastem w Pucharze Polski) i aż trzykrotnie cztery gole – 0:4 z Atalantą w Lidze Europy, 1:4 z Lechem w lidze i 2:4 z Jagiellonią w lidze.

Bilans Rakowa po wznowieniu rozgrywek nie powala, bo jest to porażka w słabym stylu w Grodzisku Wielkopolskim, ogranie Piasta 3:1 (to akurat imponujące), ale też remis 0:0 w Mielcu i ćwierćfinał Pucharu Polski, po którym wylało się mleko na stole bez jednej nogi. Niestabilność towarzyszy tej drużynie już od początku jesieni. Bilans 20 kolejnych meczów wygląda tak: P R Z P Z P P Z R Z R R P Z Z R R P Z Z. Ani jednej serii z trzema zwycięstwami z rzędu. Wiadomo, że w Lidze Europy nie grali z leszczami. Ok, to w takim razie bilans wszystkich spotkań, ale tylko w Ekstraklasie: R Z P Z P R R R Z R P Z Z P Z Z Z Z P R Z. Wniosek? Mocny początek i trwała zadyszka. Ładnie żarło i zdechło. Wtedy udało się przecież wyeliminować Karabach Agdam i Aris Limassol. Te cztery literki “Z” oznaczają serię czterech zwycięstw. Raków ograł: Stal Mielec, Puszczę Niepołomice, ŁKS Łódź i Ruch Chorzów. Oprócz mielczan reszta to ligowy plankton, trójka spadkowiczów na dziś.

Mistrz Polski znajduje się na 6. miejscu w tabeli, ale wciąż ma szansę powalczyć o obronę tytułu. Tabela się spłaszczyła, bo Śląsk i Jagiellonia zaczęli tracić punkty. Wykrystalizowało się TOP6 i Raków jest tu obecny. Sześć punktów straty przy zaległym meczu nie jest wielką tragedią. De facto właściciel, dyrektor sportowy i trener usiedli na długim zebraniu i doszli do wniosku, że przecież dotarli do fazy grupowej Ligi Europy. Może nie zakończyli jej w sposób wybitny, ale przynajmniej się załapali nie do rozgrywek najniższej kategorii, a tych trochę fajniejszych, bardziej ekskluzywnych, z lepszymi przeciwnikami. To też ważne. Nie można zatem powiedzieć, że wynik sportowy to nieporozumienie. Już udało się dużo zrealizować. Raków w kryzysie nadal jest w grze o mistrzostwo Polski.

Chodzi jednak o coś innego. O wrażenia artystyczne, a przede wszystkim dalszą wizję. Ewidentnie coś nie gra, piłka nie chodzi jak po sznurku, źle się to ogląda, stałe fragmenty nie działają. Raków nie ma takiego pazura, jakim jeszcze niedawno się charakteryzował. Nie potrafi uderzyć w odpowiedniej chwili. W nowej rundzie strzelił tylko dwa gole z ataku pozycyjnego. Właściwie to nawet… jednego, bo drugi padł po kontrze, gdy rywale się totalnie otworzyli w samej końcówce. Pozostałe dwa trafienia to rzuty karne. Raków ciągle nie ma napastnika. To jest zdanie, które można powtarzać do porzygu i nie traci na aktualności. W defensywie pewnym usprawiedliwieniem mogą być kolejne kontuzje i wobec tego rotacje, jednak nie da się ukryć, że maszyna przestała płynnie działać.

Na pewno Dawid Szwarga ma zadanie trudne, bo nie da się wejść w buty Marka Papszuna i swobodnie w nich chodzić. Ma jednak czas na wyciągnięcie zespołu z kryzysu. To nie moment na gwałtowne ruchy i szybkie konsekwencje. Tak się nie działa w klubie, który powoli i bardzo cierpliwie budował swoją markę, aż stał się gigantem na skalę Ekstraklasy. Dlatego musi teraz równać do nowych, wyznaczonych sobie standardów i zastanowić się, co należy poprawić, bo jak napisał Michał Świerczewski – tak źle nie było od 2016 roku. Chodzi mu jeszcze o czasy II-ligowe i między innymi porażkę 1:8 z GKS-em Tychy, która wpisała się w serię siedmiu spotkań bez zwycięstwa i oddaliła Raków od baraży.

Related Articles