Liverpoolowi taki mecz był bardzo potrzebny i samemu Mohamedowi Salahowi także. To po jego golu The Reds ograli 1:0 niepokonany dotychczas w lidze Manchester City. To może być moment zwrotny dla ekipy Kloppa. Van Dijk na spółkę z Joe Gomezem wyłączyli z gry Erlinga Haalanda.
Jeżeli Manchester City jedzie na Anfield, to jest to dla nich przekleństwo. The Citizens kompletnie nie potrafią tam grać. W 2003 roku Nicolas Anelka zdobył bramkę na 2:1 w doliczonym czasie gry i była to pierwsza wygrana City na tym obiekcie od… 22 lat. Na kolejną znowu trzeba było czekać w nieskończoność. A Manchester przestał być już ligowym średniakiem, tylko stał się drużyną regularnie wygrywającą tytuły. Mimo tego przyjeżdżał na Anfield i następował jakiś dziwny paraliż, niemoc. Udało się przełamać dopiero w 2021 roku, kiedy skład Liverpoolu kompletnie się posypał. Wówczas miała miejsce spektakularna wygrana 4:1, ale wydatnie pomogło w tym zestawienie środka obrony parą Henderson-Fabinho, a także Alisson Becker, który podarował dwie bramki, rozgrywając być może najgorszy mecz w karierze.
W ostatnim sezonie obie te drużyny mierzyły się ze sobą trzy razy i za każdym razem oglądaliśmy pełen emocji spektakl. W lidze dwukrotnie było 2:2, Liverpool wygrał też w półfinale FA Cup – 3:2, gdzie Zack Steffen odwalił niezłą manianę i w jednej akcji nabił Sadio Mane. Liverpool wygrał także w tym sezonie w spotkaniu o Tarczę Wspólnoty. Od tamtego bolesnego 4:1 był zatem niepokonany i właśnie podtrzymał tę passę do pięciu nieprzegranych spotkań z Manchesterem City. Tym razem jednak nie oglądaliśmy tyle trafień, co we wcześniejszych meczach, ale nie znaczy to, że spotkanie nie dostarczyło emocji. Szczególnie druga połowa miała ich w sobie tyle, że najlepiej gdyby sędzia doliczył jeszcze dodatkowe 20-30 minut. To się świetnie oglądało.
Widać było, że jakościowo to Manchester City jest w lepszej formie. Częściej miał piłkę, tworzył więcej okazji. Liverpoolowi jednak bardziej zależało na tym, żeby wreszcie się odkuć, mieć swój wielki mecz. Piłkarze szybko doskakiwali z pressingiem, grali intensywnie i przede wszystkim świetnie pilnowali Erlinga Haalanda. Norweg co prawda i tak miał okazje, ale choćby taki van Dijk raz wybił mu piłkę głową w bardzo efektowny sposób. Liverpool przegrał z Arsenalem i Manchesterem United, ośmieszył się z Napoli. Potrzebował takiego impulsu, jakim było pokonanie mistrza Anglii. Przeważyła o tym nie jakaś wspaniała akcja, ale przytomnośc umysłu Alissona Beckera. Brazylijczyk wyłapał dośrodkowanie i błyskawicznie podał na kontrę do Mohameda Salaha. Fatalny w skutkach błąd popełnił Joao Cancelo, który dał się zrobić na miękko i Egipcjanin pokonał Edersona w akcji sam na sam. Akcja miała miejsce w 76. minucie.
Arbiter Anthony Taylor pozwalał na bardzo wiele. Często nie gwizdał mniejszych fauli w obie strony i dawał grać. Bywało, że po prostu olewał niektóre przewinienia i nie wpływał na płynność gry. I właśnie o to mieli do niego pretensje obaj trenerzy. Jurgen Klopp dostał czerwoną kartkę jeszcze w trakcie meczu, ponieważ wściekł się, że sędzia puścił grę przy – jego zdaniem – ewidentnym faulu. Pep Guardiola także miał pretensje, ale o… niekonsekwencję. To samo powtarzał zresztą Bernardo Silva. Chodzi o to, że Phil Foden strzelił gola w 53. minucie, ale wcześniej Erling Haaland przytrzymał za koszulkę Fabinho. Zdaniem Katalończyka sędzia wykazał się niekonsekwencją, bo wszystkie takie akcje puszczał i tłumaczył asystentom, że w taki sposób będzie prowadził mecz, a później w akcji bramkowej odgwizdał faul. Może sobie jednak pogadać, faul Haalanda w tej sytuacji był i musi się z tym pogodzić.
Dla City to pierwsza ligowa porażka w sezonie. Świętować może Arsenal, bo nie dość, że ma cztery punkty przewagi, to jeszcze może się cieszyć z tego, że The Citizens nie powtórzą wyczynu słynnych “The Invincibles” z sezonu 2003/04.