Skip to main content

O wielkości bramkarza świadczą jego wielkie mecze i Thibaut Courtois ma swój 28 maja. Zostanie zapamiętane już na zawsze, że wybitnymi paradami wygrał Realowi Ligę Mistrzów. To był jego wieczór w Paryżu i może dumnie tytułować się najlepszym bramkarzem świata. Nawet bramka Vinisiusa zeszła na dalszy plan. To Belg jest najważniejszym bohaterem tego finału.

Jedną ze składowych finału Ligi Mistrzów był pojedynek dwóch bramkarzy, których określa się najlepszymi na świecie. Alisson Becker kontra Courtois. Który z nich jest lepszy? Obaj mieli świetny sezon, obaj wybronili sporo punktów, obaj są pewnymi punktami swoich zespołów i w zasadzie nie robią błędów. To ten sam wybitny poziom. O ocenie decydują detale, być może sympatia, odpowiedź który z nich jest lepszy nie byłaby jednoznaczna i obie opinie dałoby się spokojnie wybronić. Po finale Ligi Mistrzów król jest już tylko jeden. Alisson nie miał co prawda za wiele roboty, ale w jednej z sytuacji zachował się bardzo niepewnie, jednak uratowała go interpretacja przepisów. Po drugiej stronie Thibaut Courtois wyprawiał w bramce cuda, bo tak można śmiało powiedzieć. On po prostu fruwał. Na dziś Courtois > Alisson i ta sprawa została rozstrzygnięta.

To nie był wieczór pełen emocji, rollercoaster i jazda kamerą w obie strony. Finał zostanie zapamiętany z parad Courtoisa oraz z absurdalnych obrazków z Paryża, kiedy kibice, prawdopodobnie bez biletów, przeskakiwali bramki. Panował jeden wielki chaos, bramki zamykano, ludzie czekali na wejście po 2-3 godziny, a mecz został przesunięty, niczym w zawodach skoków narciarskich – najpierw o 15 minut, a później o kolejne 15 i rozpoczął się o 21:37, poprzedzony jeszcze występem Camili Cabello. Paryż organizacyjnie nie sprostał zadaniu. Nie dość, że były ogromne kolejki, to jeszcze nie było do końca bezpiecznie, bo pojawiały się sygnały o rabunkach. Ofiarami tego całego chaosu byli też brat Joela Matipa – Marvin oraz jego ciężarna żona, zmuszeni do opuszczenia Stade de France i schronienia się w jednej z restauacji, ponieważ policja gdzieś niedaleko nich użyła gazu łzawiącego.

Sam finał nie porwał. Real Madryt długo miał okrągłe 0 po stronie strzałów, ale wiele razy udowadniał, że w ich przypadku nie ma to najmniejszego znaczenia. To Liverpool prowadził grę i nie było to nic odkrywczego ani zaskakującego. Courtois już w pierwszej połowie zaliczył taką interwencję, że można było się tylko złapać na głowę. Pięknie sparował na słupek trudny i silny strzał Sadio Mane. Vinicius był bardzo dobrze pilnowany po prawej stronie, a więcej zamieszania w ofensywie siał Alexander-Arnold. W defensywie wyróżniał się Ibrahima Konate, który efektownie odbierał piłkę i jeszcze ze dwa razy ją ładnie podprowadził. Realu na boisku nie było, Liverpool miał 10 sytuacji, w tym tę najgroźniejszą Sadio Mane.

Królewscy do 45. minuty nie stworzyli żadnej okazji, aż trochę pomógł im Alisson Becker, który zachował się bardzo niepewnie. Nie dość, że nie trafił w piłkę, to wybił ją spod nóg rewelacyjnego w tym meczu Konate. I tu mamy całą sekwencję istotnych kontaktów z piłką, bo najpierw trafiła pod nogi Valverde, który lekko ją smyrnął, ale błyskawicznie Konate i Fabinho rzucili się wślizgami, żeby ratować sytuację. Pierwszy trafił w drugiego, a później piłka poleciała do Karima Benzemy, który strzelił gola, ale… znajdował się na pozycji spalonej. Sytuacja wzbudziła mnóstwo kontrowersji, bo przecież to nie Fede zagrywał podanie, a piłkarze Liverpoolu zrobili to przypadkową interwencją. Kluczowy jest tu kontakt z piłką Valverde właśnie, a interwencje Konate i Fabinho zostały uznane za intuicyjne, przypadkowe i nierozmyślne, niekontrolowane, czy jakkolwiek to określić… dlatego odgwizdano spalonego. VAR dość długo to sprawdzał. Taka jest interpretacja przepisów, ale czy można się na nią krzywić? Zapewne tak, bo Valverde przecież wcale nie chciał zagrywać do Benzemy.

W drugiej połowie Real przeprowadził właśnie tę jedną, jedyną akcję. Zdaje się, że Fede Valverde uderzał na bramkę, a wyszła z tego całkiem niezła asysta, bo z lewego skrzydła nabiegał akurat Vinicius Junior i ten kiepski strzał zamienił na gola. Na koniec jeszcze kilka imponujących liczb. Real Madryt wygrał osiem ostatnich finałów Ligi Mistrzów, a ostatni raz przegrał w 1981 roku. Jak już grają w finale, to nie przegrywają od 40 lat! Carlo Ancelotti wygrał cztery tytuły Ligi Mistrzów jako pierwszy trener w historii (2x z Milanem i 2x z Realem), a Karim Benzema pokazywał na palcach “piątkę”, podobnie Luka Modrić, Casemiro i Toni Kroos. To był dla nich wszystkich Puchar Europy numer pięć. Trzech pierwszych wygrało wszystkie z Realem, a Kroos cztery z Realem i jedno z Bayernem. Jeszcze jedno, co do Thibaut Courtoisa, żeby pokazać skalę jego parad. Liverpool miał xG na poziomie 2,60, a mimo to nic do siatki Belga nie wpadło. Wszystkich strzałów odbił dziewięć, w tym kilka naprawdę spektakularnie, ale przecież były jeszcze pewnie wyłapane dośrodkowania. Ze cztery albo pięć razy zatrzymał Salaha, który w końcu z bezradności uderzył pięścią w murawę, bo miał już dosyć tego wielkoluda z Belgii. To był po prostu jego wieczór.

Related Articles