FA Cup wkracza w decydującą fazę. Na pokładzie są już tylko cztery drużyny, wśród których jest przyszły triumfator rozgrywek. Zanim finaliści zameldują się na Wembley 25 maja, już w sobotę i niedzielę dojdzie do meczów półfinałowych. Obrońcą trofeum jest Manchester City, a kopciuszkiem Coventry.
Manchester City – Chelsea (sobota 18:15)
Citizens właśnie pożegnali się z marzeniami o obronie trofeum Ligi Mistrzów, a co za tym idzie – z marzeniami o tryplecie. Wciąż mogą jednak zdobyć podwójną koronę na krajowym podwórku. Tutaj również łatwo nie będzie – na szczycie tabeli Premier League jest bardzo ciasno, a w Pucharze Anglii trzeba pokonać Chelsea, a potem prawdopodobnie Man Utd.
Pokonanie Chelsea czysto teoretycznie nie powinno stanowić dla teamu Pepa Guardioli wielkiego wyzwania. W końcu mówimy o zaledwie 9. drużynie ligowej tabeli. Jednak należy zwrócić uwagę, że w obydwu bezpośrednich starciach obu ekip w tym sezonie notowaliśmy remisy – w listopadzie na Stamford Bridge po szalonym meczu było 4:4, a w rewanżu na Etihad 17 lutego padł remis 1:1. Citizens i The Blues wpadły na siebie również w Pucharze Anglii w zeszłym sezonie – wówczas późniejsi triumfatorzy rozgrywek zwyciężyli aż 4:0.
Siłą rzeczy przy okazji starcia Man City – Chelsea wszystkie światła kierowane są na Cole’a Palmera. Młody Anglik latem opuścił drużynę Guardioli i wybrał ofertę ze Stamford Bridge. Wydawało się, że będzie jedynie uzupełnieniem składu Chelsea, a tymczasem stał się jej najważniejszym piłkarzem, a obecnie jest współliderem klasyfikacji strzelców Premier League! Palmer strzelił już 20 goli i zanotował 9 asyst. A mówimy o chłopaku, który niebawem skończy dopiero 22 lata. W błękitnej części Manchesteru mogą pluć sobie w brodę, że wypuścili taki talent z rąk. Z drugiej strony Palmer może być zadowolony z indywidualnego dorobku, ale na pewno nie z osiągnięć drużynowych. Wiele wskazuje na to, że Chelsea zabraknie w przyszłym sezonie w europejskich pucharach. No chyba, że uda się wygrać Puchar Anglii… Była już szansa poprzez wygranie Pucharu Ligi, ale tam podopieczni Mauricio Pochettino po dogrywce ulegli Liverpoolowi. To zresztą ostatnia porażka zespołu The Blues – od tej pory Chelsea wyłącznie wygrywa i remisuje. Ostatnie zwycięstwo 6:0 z Evertonem (m.in. cztery gole niesamowitego Palmera) na pewno zbudowało wysokie morale.
W ekipie City morale pewnie na niższym poziomie, bo choć w rewanżowym meczu z Realem drużyna Guardioli wyraźnie przeważała, to przełożyło się to tylko na remis i porażkę w rzutach karnych. Co gorsza – Chelsea przystąpi do sobotniego półfinału na świeżości, a Manchester City będzie miał w nogach 120 minut ciężkiego boju z Królewskimi.
Nie brak zatem argumentów przemawiających za sukcesem ekipy Pochettino. Co nie zmienia faktu, że faworytem pozostaje obrońca trofeum.
Coventry – Manchester United (niedziela 16:30)
Jeśli Manchester City wywiążę się z roli faworyta, to całkiem prawdopodobne, że w finale Pucharu Anglii obejrzymy derby fabrycznego miasta. Manchester United jest wyraźnym faworytem swojego półfinału, bo rywalem Czerwonych Diabłów będzie ekipa z Championship, czyli Coventry. Niech nikt nie myśli, że to czołowy zespół zaplecza Premier League. Coventry zajmuje 8. miejsce w lidze i ma już wyłącznie matematyczne szanse na TOP 6, czyli grę w barażach o Premier League. Piękna przygoda w FA Cup będzie zatem dla Coventry jedynym miłym akcentem sezonu 23/24. Jak miłym? Wszystko zależy od tego, czy uda się sprawić sensację i pokonać Man Utd. W poprzednich rundach ekipa Marka Robinsa ogrywała znacznie mniej prestiżowych rywali – kolejno Oxford Utd, Sheffield Wed, Maidstone i Wolverhampton.
Z kolei Czerwone Diabły by zameldować się na Wembley musiały napocić się przede wszystkim w ćwierćfinałowym pojedynku z Liverpoolu. Po fascynującym spotkaniu drużyna Erika ten Haga wygrała 4:3, zwycięskiego gola zdobywając w samej końcówce dogrywki.
Dla United Puchar Anglii to szansa na uratowanie tego sezonu i niewykluczone, że dla ten Haga będzie to szansa na uratowanie posady. W Champions League Czerwone Diabły się skompromitowały. W lidze nie jest lepiej – 7. miejsce, tylko 50 punktów w dorobku i aż 12 porażek w sezonie! Mało tego, szans na Ligę Mistrzów nie ma już żadnych, a przecież przed startem rozgrywek wzmocnione personalnie Man Utd miało być rywalem dla City czy Arsenalu w grze o tytuł. Życie brutalnie zweryfikowało takie przewidywania. Może to się skończyć nawet brakiem awansu do jakichkolwiek pucharów, bo blisko za plecami Red Devils są ekipy West Hamu i Chelsea.