Hity, hity, wszędzie hity. Miniony weekend był naprawdę obfity w duże spotkania. Takie odbyły się we Włoszech, Hiszpanii, Francji i Niemczech. Byłby jeszcze jeden w Anglii, ale mecz Chelsea z Liverpoolem został przełożony z uwagi na pogrzeb królowej Elżbiety.
Najbardziej w oczy rzucają się hity włoskie, bo tam były aż dwa. I to w jeden, niedzielny wieczór! Fani calcio mogli spokojnie usiąść przed telewizorami i delektować się od godziny 18:00 do 23:00, a jeżeli jeszcze dodatkowo postanowili oglądać Monzę z Juventusem, gdzie wydarzyła się bardzo duża niespodzianka, bo beniaminek, który sezon zaczął fatalnie, odniósł swoje pierwsze zwycięstwo, to mieli prawdziwą, niedzielną ucztę. No chyba, że ktoś jest akurat fanem Juve… ale to już inne kwestia.
Roma – Atalanta 0:1
Romie tak bardzo nic nie chciało wpaść do siatki, że sfrustrowany Jose Mourinho wyleciał w 57. minucie z boiska, niezadowolony z decyzji arbitra. Rzymianie bili głową w mur, stworzyli ponad 20 okazji, ale nie byli w stanie pokonać Marco Sportiello, rezerwowego golkipera Atalanty. Ten musiał wejść do bramki za kontuzjowanego Musso już w 8. minucie i miał ręce pełne roboty, ale wrócił do domu z czystym kontem. To była Atalanta zupełnie nie w stylu Atalanty, lecz bardziej jakiegoś dawnego Juventusu. Jeden strzał celny Scalviniego wystarczył do zwycięstwa. Roma od 41. do 45. minuty przedzierała się, jak przez masło i miała trzy doskonałe okazje. Dwa razy skórę kolegom ratował Sportiello, a raz w akcji sam na sam Abraham uderzył minimalnie obok słupka. W drugiej połowie też nic nie chciało im wpaść. Nie wiadomo jakim cudem, ale… do końca nie wpadło. W Atalancie niemal wszyscy biegali na żółto – mieli aż 19 fauli i siedem żółtych kartek. Finalnie jednak dopisali trzy punkty i zajmują miejsce wicelidera Serie A.
AC Milan – Napoli 1:2
Spotkanie o 18:00 było jednak tylko przystawką do tego, co czekało we Włoszech wieczorem. Piłkarze Napoli oddali co prawda kilka strzałów, ale Milan miał ich dwa razy więcej i był tego dnia po prostu nieskuteczny. Sam Olivier Giroud uderzał osiem razy! Ale od czego ma się Kwaracchelię? Gruzin siał popłoch w defensywie gospodarzy. Kjaer i Calabria za faule na nim dostali jeszcze w pierwszej połowie po żółtej kartce i musieli grać ostrożniej, dlatego Pioli na drugą połowę wpuścił za nich Kalulu i Desta. A ten drugi… zrobił karnego, faulując właśnie Gruzina. Bohaterem został Giovanni Simeone, który ostatnio ma bardzo dobry moment w karierze. Gol w debiucie w Lidze Mistrzów z Liverpoolem, a teraz bramka, która przesądziła o trzech punktach w hicie. Argentyńczyk jest doskonałym rezerwowym. Z Liverpoolem potrzebował trzech minut, a z Milanem dwunastu. Milan na pewno może być niezadowolony z wyniku, bo z gry powinien mieć tu lepszy wynik.
Atletico Madryt – Real Madryt 1:2
Trzeci opisywany mecz i trzeci, w którym to gospodarze mieli więcej okazji, ale skończyło się zerem punktów. Chociaż z drugiej strony… trudno to nazwać takim naporem, jak w przypadku włoskich gospodarzy. Te okazje raczej na kolana nie powalały. Real przyzwyczaił do tego, że jest wyrachowany i wie, w których momentach uderzyć. Już do przerwy było 2:0. Po przerwie kompletnie nic się nie działo, 45 minut nudy z jednym celnym strzałem (i od razu golem) na bramkę Courtoisa. Królewscy spokojnie obronili prowadzenie. Nawet gol Hermoso w 83. minucie nie nakręcił dostatecznie Atletico, żeby jeszcze depnąć i docisnąć w końcówce. Dla Realu oznacza to wprost genialny początek sezonu – 9 meczów i 9 zwycięstw. Iście Królewskie wejście w rozgrywki 22/23.
Borussia Monchengladbach – RB Lipsk 3:0
Patrząc w tabelę na miejsce, w którym jest Lipsk, można powiedzieć – a co to w ogóle za hit? Obie ekipy jednak aspirują do tego, by być siłą numer dwa albo chociaż numer trzy w Niemczech. Wcale nie było to tak jednostronne spotkanie, jak sugeruje wynik. Goście także mieli swoje okazje. Mecz był naprawdę bardzo otwarty i efektowny, chyba najbardziej ze wszystkich tu opisywanych spotkań. Akcje szły z obu stron, oczywiście więcej było ich w wykonaniu Borussii, ale goście także się odgryzali próbami Silvy czy Wernera w drugiej połowie, ale wszystko trafiało prosto w Sommera. Bohaterem Jonas Hofmann, zdobywca dwóch bramek.
Borussia Dortmund – Schalke 04 1:0
To bardziej hit na podstawie historii. Derby Zagłębia Ruhry mają dużą renomę i wróciły po zaledwie roku, który Schalke spędziło w drugiej Bundeslidze. Hit historyczny ma w obecnej chwili niewiele wspólnego z hitem sportowym. 1:0 to najniższy wymiar kary. Borussia Dortmund po prostu przejechała się po derbowym rywalu. Bardziej odpowiednim wynikiem byłoby tu 3:0 albo 4:0, ale dopiero Moukoko w 79. minucie zdołał pokonać Schwolowa. Goście z mniejszym lub większym szczęściem bardzo długo się bronili, ale grali po prostu tak, żeby jakimś cudem przetrwać, a to im się nie udało. Z gry nie mieli kompletnie nic.
Lyon – PSG 0:1
To bardziej starcie marek. Lyon przecież zdobywał mistrzostwo siedem razy z rzędu w latach 2001-2008. To było jednak dawno temu… 7. miejsce w sezonie 2019/20, 4. miejsce w 2020/21 i 8. miejsce w ubiegłym pokazuje, że teraz nie jest nawet ekipą numer dwa we Francji. Mimo tego ma markę wypracowaną przez lata, która pozwala ten mecz klasyfikować jako hit. W końcu coś we Francji trzeba takim hitem nazwać, prawda? PSG objęło błyskawicznie prowadzenie, bo już w 5. minucie po golu Messiego, ale nie można powiedzieć, żeby Lyon całkowicie oddał pole. Coś tam próbował zdziałać, szczególnie w drugiej połowie, kiedy zapał paryżan nieco przygasł. Nic więcej już nie wpadło i Lyon przegrał trzeci mecz z rzędu w Ligue 1, marnując doskonały początek sezonu (cztery wygrane i remis – m.in. 4:1 z Troyes i 5:0 z Angers).