Skip to main content

Legia Warszawa spokojnie poradziła sobie ze Zrinjskim Mostar i wygrała 2:0 po bramkach Augustyniaka i Josue. Ma już w Lidze Konferencji dziewięć punktów po czterech meczach. W stolicy ewidentnie pachnie już europejską wiosną.

Tym razem Zrinjski nie był tak groźny, jak na własnym terenie. Przegrał zasłużenie i nawet nie był blisko, żeby jakkolwiek “drasnąć” ekipę Kosty Runjaicia. Obie bramki padły jeszcze w pierwszej połowie. Nawet przy stanie 2:0 dla Legii, bliżej było podwyższenia prowadzenia na trzybramkowe, niż podłączenia Zrinjskiego do prądu. Legia dążyła do zdobycia kolejnych bramek i wygrała pewnie. AZ Alkmaar pokazał, że punkty z Bośniakami wcale nie muszą być oczywistością, dlatego należy docenić dublet, skutkujący sześcioma punktami. Do tego dochodzi wygrana z Aston Villą w pierwszej kolejce i Legia jest po czterech kolejkach liderem grupy E. Pojedzie jeszcze w następnej kolejce na Villa Park, żeby bronić pierwszego miejsca, a na końcu podejmie u siebie Holendrów z AZ. Na dziś jest w świetnej sytuacji.

Bośniacy prowadzili grę w pierwszych 10 minutach, ale szybko zostali “spacyfikowani” golem Rafała Augustyniaka. Pierwszy strzał Legii i od razu prowadzenie. Josue dośrodkował z rożnego, Pekhart nie trafił w piłkę, ale użytek z niej zrobił Augustyniak. Akurat zamykał tę akcję i kropnął z prostego podbicia. Legia poszła za ciosem i od razu dążyła do tego, żeby podwyższyć prowadzenie. Wyraźnie się rozochocziła, poczuła pewniej i zaczęła dominować. To poskutkowało akcją Patryka Kuna i trochę naciąganą jedenastką. Na pewno można mieć co do niej wątpliwości. Lewy wahadłowy nie został wyraźnie wycięty, obrońca tylko delikatnie położył na nim rękę. Kun wszedł przed niego i wykorzystał okazję, ale to zdecydowanie karny z serii miękkich, co do których można dyskutować. Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie. Rabin – autor artykułu – jest dużo bardziej zdania, że nie.

Jak mawia klasyk Zbigniewa Bońka – “karny jest jak sędzia gwiźnie”. No to “gwiznął”, a Josue nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. W 30. minucie Legia prowadziła więc 2:0. Krunoslav Rendulić, czyli trener Zrinjskiego, przyznał później na konferencji prasowej, że w tym momencie mecz dla jego ekipy się skończył. Tak to właśnie wyglądało. Drużyna, która odrobiła już w tej edycji trzy bramki straty, tutaj nie wierzyła w powodzenie misji come backu. W końcówce pierwszej połowy było trochę groźnie, ale na szczęście dla Legii – Canadjija przestrzelił. To właściwie była jedyna groźna okazja Bośniaków w tej części gry. Legia wcale się jakoś nie wysilała, nie napierała, a bardzo spokojnie prowadziła.

W drugiej połowie piłka nie chciała Pawłowi Wszołkowi wpaść do siatki. Prawy wahadłowy powinien przynajmniej jedną z dwóch doskonałych sytuacji zamienić na bramkę. Goście byli totalnie bezradni, nie potrafili stworzyć niczego ciekawego. Dominik Hładun nie miał problemów z tym, że nic się pod jego bramką nie działo. W całym spotkaniu obronił trzy strzały. Dwa z serii prostych dla ośmiolatka i jeden, w którym musiał się trochę bardziej wykazać. Legioniści w drugiej połowie też jakoś specjalnie nie napierali. Wystarczało im to, co na tablicy wyników. Tym bardziej, że przeciwnik przyjechał do Warszawy bez zębów. Zrinjski potrafił utrzymywać się przy piłce, ale nic z tego nie wynikało. Trzy punkty zostały zdobyte w bardzo spokojnych nastrojach, zero jakiejkolwiek nerwówki.

 

Related Articles