Skip to main content

Nie ma łatwo w grupie D Ligi Europy Raków Częstochowa. Mistrz Polski po trzech meczach nadal bez wygranej, z jednym punktem na koncie. Teraz niewiele zwiastuje, by miało się to zmienić już dzisiaj. Drużyna Dawida Szwargi ma przed sobą niezwykle wymagający mecz w Lizbonie ze Sportingiem.

Paradoksalnie to właśnie na – teoretycznie – drugim najsilniejszym zespole w swojej grupie Medaliki zdobyły punkt. Kilkanaście dni temu Raków zremisował w Sosnowcu ze Sportingiem 1:1. Przed meczem można byłoby to uznać za dobry wynik. Nie można się przecież oszukiwać, że Lwy z Lizbony to zespół z kompletnie innej półki europejskiej. Przed sezonem przecież sprzedali za 60 milionów euro Manuela Ugarte do PSG. Już niedługo podobną cenę może osiągnąć Goncalo Inacio, o którym się mówi w kontekście największych klubów, z Realem Madryt włącznie.
Wtedy jednak goście podali pomocną dłoń mistrzowi Polski. Już w 8. minucie Viktor Gyokeres dostał czerwoną kartkę i wyleciał z boiska. Traf chciał, że odbiło się to na zdrowiu Zorana Arsenicia. Chorwat wypadł z gry i wydawało się, że chodzić będzie o przerwę aż do grudnia. – Nasz zawodnik urazu naderwania więzozrostu w stawie skokowym oraz masywnego stłuczenia w obrębie stawu skokowego – pisał wówczas klub. Teraz okazuje się jednak, że poleciał z zespołem do Portugalii, a być może zobaczymy go na boisku w niedzielnym meczu z Pogonią w Szczecinie!

Kontuzja Arsenicia była jednak problematyczna, bowiem to kolejny jego uraz, a powszechnie wiadomo, że to po Franie Tudorze czy Vladanie Kovaceviciu kluczowa postać zespołu. Wówczas bolała jeszcze długa gra… 10 na 10. Wtedy bowiem aż sześć minut trwał stan, gdy żaden z rezerwowych nie wszedł za kontuzjowanego kolegę. Raków finalnie dogonił rywala i Fabian Piasecki zapewnił historyczny punkt w fazie grupowej. Wiele osób zarzuciło oczywiście zbytnią opieszałość w atakach przy osłabionym rywalu. Wciąż jednak zapominając, z kim przyszło się mierzyć.

Potrzebne odbicie w górę
Dla tych wszystkich, którzy wieszczyli kryzys mistrza Polski, ostatni mecz był tego idealnym zaprzeczeniem. Raków po wygranej przy Łazienkowskiej rozjechał się na przerwę reprezentacyjną, po której było kilka wyników niezbyt oczekiwanych. Porażka w Zabrzu, remis ze Sportingiem oraz Widzewem to na pewno nie był wymarzony powrót do gry w październiku. Listopad rozpoczęli od przepchnięcia awansu do 1/8 finału Pucharu Polski. ŁKS pokonali 2:0, ale po dogrywce. Dodatkowe 120 minut dla takich zawodników jak Fran Tudor czy Bogdan Racovitan to nie był idealny scenariusz, skoro i tak grają wszystko niemal od deski do deski w tym niezwykle wymagającym sezonie. Jednak niedzielne popołudnie w Częstochowie dało oddech. 5:0 z Zagłębiem Lubin to zdecydowanie najlepszy mecz Rakowa od dłuższego czasu. Na boisku zgadzało się wszystko. Od tworzenia sytuacji, przewagi i dominacji, po finalizacje. Ze świetnej strony pokazał się m.in. John Yeboah. Reprezentant Ekwadoru pokazał, dlaczego Medaliki tak ochoczo zabiegały o niego latem i trafił pod Jasną Górę ze Ślaska Wrocław. Efektowny rajd, a finalnie dwa gole nie pozostały bez echa. Yeboah znalazł się na czołówkach wszystkich ekwadorskich serwisów!

Niepokonany lider
Sporting w Lidze Europy, jak dotąd uzbierał 4 punkty. Mowa tutaj o planowej wygranej w Grazu oraz wspomnianym remisie w Sosnowcu. Poza tym przyszło im przełknąć gorycz domowej porażki z Atalantą. Wydaje się jednak, że terminarz teraz powinien sprzyjać, by zająć przynajmniej drugie miejsce i pozostać w rozgrywkach. U siebie ugoszczą Raków i Sturm, a raczej nikt w biało-zielonej części Lizbony nie wyobraża sobie innego scenariusza, niż 6 punktów i nawiązanie jeszcze rywalizacji z Włochami o wygraną w grupie i bezpośredni awans do 1/8 finału, zamiast “kotłowania” się ze spadkowiczem z Ligi Mistrzów.

Drużyna Rubena Amorima przede wszystkim świetnie sobie radzi na krajowym podwórku. Tylko dwa punkty stracone na przestrzeni 10 kolejek. Tylko Braga znalazła sposób na to, by powstrzymać czwarty zespół Liga Portugal w ubiegłym sezonie. To właśnie był spory kłopot w ubiegłym sezonie. Po efektownym mistrzostwie w 2021 roku, potem przyszło wicemistrzostwo, które także trzeba uznawać za dobry wynik w takiej stawce. Czwarta lokata w lidze, jaka przydarzyła się kilka miesięcy temu to już bezsprzecznie porażka. Nie dość, że przed nimi dwójka odwiecznych rywali – Benfica i Porto – to jeszcze Bradze udało się dostać do strefy Ligi Mistrzów, w której występują aktualnie.

Nadzieją niedzielne derby
Sporting w tym sezonie miał – do tej pory – terminarz pozbawiony dwójki największych rywali, czyli Benfiki i Porto. Ale już w najbliższy weekend przyjdzie czas na wyjazdowe derby na Estadio da Luz. Benfica w lidze może robi swoje i ma bilans 8-1-1, przy 9-1-0 po stronie rywali zza miedzy. Tyle że Orły będą, jak najbardziej do ugryzienia patrząc na katastrofalną postawę na europejskiej arenie. Komplet czterech porażek oraz bilans bramkowy 1:7 w Lidze Mistrzów to po prostu kompromitacja. Tym bardziej że RB Salzburg czy Real Sociedad z Interem to nie są drużyny będące zazwyczaj kilka półek wyżej od Benfiki. Tym bardziej Sporting będzie liczyć, że w niedzielę uda się ograć rywala, z którym nie wygrali od niemal dwóch lat. Na ligowy triumf czekają od 3 grudnia 2021, co jest zdecydowanie zbyt długim czasem oczekiwania dla tak wielkiego klubu.

***

Początek meczu o godzinie 21:00.

Related Articles