Skip to main content

W sobotę w Premier League dziać się będzie wyjątkowo dużo. O 18:30 Leicester zmierzy się z Manchesterem City. Trzeci zespół ligowej tabeli podejmuje lidera i niemal koronowanego już mistrza. Czy Kelechi Iheanacho spłata figla byłym kolegom?

Nigeryjczyk grał w Manchesterze City do 2017 roku. Został pożegnany bez większego żalu, bo nie spełniał pokładanych w nim, dużych nadziei. Trafił do Leicester, gdzie w sumie także nie robił furory. W sezonie 17/18 strzelił w lidze 3 gole, rok później jednego, a rozgrywki 2019/20 zakończył z dorobkiem 5 trafień. Bida z nędzą.

W bieżącym sezonie Iheanacho także nie błyszczał. Przez pierwszą rundę, kiedy Leicester punktowało naprawdę bardzo dobrze przeszedł bez strzelonego gola, grając głównie ogony. Gdy jednak w zespole Lisów zaczęły się nawarstwiać kontuzje, Nigeryjczyk dostał więcej szans od Brendana Rodgersa. I wreszcie je wykorzystał. Gol z Fulham w 22. kolejce był sygnałem, że może być lepiej, a prawdziwa eksplozja nastąpiła ostatnio. W czterech ostatnich meczach Lisów Iheanacho strzelił aż 7 bramek! W trzech ostatnich ligowych – 5! Swój najlepszy strzelecki sezon w Premier League zaliczył w barwach Citizens. W rozgrywkach 2015/16 zdobył 8 bramek. Jeśli utrzyma swoją ostatnią passę, może przebić to osiągnięcie, a być może nawet przebić dwucyfrówkę.

Dziś jednak Iheanacho i jego koledzy z Leicester stają naprzeciwko najszczelniejszej defensywy w lidze. Manchester City stracił w dotychczasowych 30 spotkaniach tylko 21 goli, z czego 5… w meczu z Leicester! Tak, tak. To nie żarty. We wrześniu, gdy zespół Pepa Guardioli był jeszcze daleki od niesamowitej formy, Obywatele przegrali u siebie z Lisami aż 2:5, prezentując przeciwnikowi trzy rzuty karne, zamienione na gole przez Jamiego Vardy’ego i Yuoriego Tielemansa. Obecnie Citizens to jednak zupełnie inny zespół, na zupełnie innym etapie. Mistrzostwo Anglii niemal w garści, do tego finał i półfinał w krajowych pucharach, a w perspektywie kilku dni początek batalii o półfinał Champions League z Borussią Dortmund. Choć Guardiola tego nie lubi, znów mówi się o wygraniu wszystkich trofeów. On pewnie dwa krajowe puchary chętnie zamieniłby na Ligę Mistrzów, której nie wygrał od dekady, choć rokrocznie jest w gronie faworytów.

O ile goście muszą dziś uważać na rozpędzonego Iheanacho, o tyle Leicester także ma się kogo obawiać. Tu śmiało moglibyśmy wymienić cały zespół Man City, bo praktycznie każdy zawodnik zdobywa bramki lub choćby zalicza asysty (vide Ederson), ale skupmy się na byłym graczu Lisów, a zatem Riyadzie Mahrezie. On także jest w dobrej formie. W sześciu ostatnich meczach ligowych zanotował cztery gole i cztery asysty. Asystował także w rewanżowym meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów z Borussią Moenchengladbach. Mahrez w sezonie 15/16 poprowadził Leicester do sensacyjnego mistrzostwa i został najlepszym piłkarzem rozgrywek. Wtedy sięgnął po niego Manchester City. Tam jest jednym z wielu asów, ale Guardiola stawia na niego dość regularnie.

Dla Leicester przerwa reprezentacyjna była jak zbawienie. Z jednej strony drużyna Rodgersa wygrała trzy ostatnie spotkania, awansując do półfinału Pucharu Anglii, ale plaga kontuzji nie dawała trenerowi spokoju. Na mecz z City wraca już jednak kolejny rekonwalescent – James Maddison. Do pełni szczęścia brakuje Jamesa Justina i Harvey’a Barnesa, ale w obu przypadkach nie ma się co spodziewać szybkiego powrotu na boisku. Na pewno bliżej jest jednak ten drugi.

O tym jak bardzo trudne zadanie czeka dziś Leicester niech świadczy fakt, że lider Premier League wygrał 25 z 26 ostatnich spotkań we wszystkich rozgrywkach. Jedyna porażka przydarzyła się w derbach Manchesteru. Gdyby i tam podopieczni Guardioli sięgnęli po wygraną, dziś jakiekolwiek emocje w walce o mistrzostwo byłyby już poza nami. Teraz na Old Trafford i King Power Stadium mogą mieć jeszcze złudzenia. W przypadku wygranej The Foxes dziś wieczorem, te złudzenia zaczną nabierać wymiar marzeń.

Related Articles