Patrzysz sobie na tabelę Bundesligi, a tam na dwóch pierwszych miejscach nie ma Bayernu, Borussii Dortmund, Borussi Moenchengladbach, Bayeru Leverkusen czy Lipska. Znajdują się tam Union Berlin oraz SC Freiburg i nie jest to błąd żadnej aplikacji.
Dlaczego Union Berlin wygrywa? Na czym polega fenomen zespołu, dla którego pozyskanie Tymoteusza Puchacza za 2,5 miliona euro to szósty najwyższy transfer w historii? Trudno to jakkolwiek logicznie wyjaśnić. Union Berlin jest LIDEREM Bundesligi. Jak to w ogóle brzmi? Jeszcze raz… Union w 2021 roku pozyskał z Lecha Poznań lewego obrońcę/wahadłowego – Tymoteusza Puchacza i wydał na to 2,5 mln euro. Nie interesując się i nie zagłębiając w szczegóły, można sobie pomyśleć – eee tam, ryzyko jakich mnóstwo, kupiony za drobniaki w skali innych transferów, nie ma problemu, by pozwolić sobie na niewypał. A okazuje się, że Puchacz jest wielkim wyrzutem sumienia dyrektora sportowego. Zespół ze stolicy tylko dwa razy w historii zapłacił za piłkarza więcej niż cztery miliony euro, ogląda dokładnie każdą wydaną monetę. Kupił Taiwo Awoniyiego za 8,5 mln, którego już po jednym sezonie opchnął za 20,5 mln angielskiemu Nottingham Forest.
27-letni Sheraldo Becker z Surinamu rozgrywa właśnie swój sezon życia. Dotychczas najwięcej bramek zdobył w sezonie 2018/19 w barwach ADO Den Haag. Wtedy trafił do siatki siedem razy w Eredivisie. Nigdy nie słynął ze świetnej skuteczności, rok temu w Bundeslidze strzelił cztery gole. Teraz ma już na koncie sześć. To on załatwił Herthę Berlin golem i asystą. Identycznie zrobił z RB Lipskiem. Tam także miał udział przy obu trafieniach Unionu. Świetnie współpracuje ze sprowadzonym tego lata Jordanem Siebatcheu, superstrzelcem Young Boys Berno z poprzedniego sezonu. Z Lipskiem wzajemnie wymienili się asystami. Wszystkie jego trzy asysty w Bundeslidze to właśnie podania do Jordana. Tak było z Herthą, Lipskiem i Wolfsburgiem. Chyba, że przyznamy mu też asystę za nabicie dośrodkowaniem Timo Hubersa z FC Koeln. Becker robi furorę w Berlinie.
To trudne do wyobrażenia, że w takim wieku i po tylu latach skromnych wynikowo sezonów wypalił właśnie Sheraldo Becker. Prędzej spodziewalibyśmy się tego po sprowadzonym z Young Boys Berno Jordanie. On jednak ma trzy gole, właśnie te po asystach Beckera, żadnego innego. Obaj świetnie ze sobą współpracują. Kiedy jeden wychodzi głębiej, to drugi rusza już do prostopadłego podania. No i Beckerowi dopisuje szczęście, szuka go piłka. Idealnie oddaje to spotkanie z Schalke, gdzie dwa razy wpisał się na listę strzelców. Raz bramką po rykoszecie od obrońcy, gdzie bramkarz rzucił się w zupełnie inną stronę, a za drugim razem obrońcy zablokowali… Jordana. Z tyłu już nabiegał Becker i dobrze się bezpańską piłką zajął. Reprezentant Surinamu nie jest lisem pola karnego, lubi zejść sobie do boku i stamtąd dośrodkować.
Union gra już czwarty sezon w Bundeslidze, choć większość ekspertów była zdania, że od razu stamtąd spadnie. A jeśli nie, to maksymalnie w drugim sezonie. Berlińczycy zaczęli od niespodziewanego 11. miejsca, później było 7. miejsce w sezonie 2020/21 i awans do Ligi Konferencji Europy. Rok temu było jeszcze lepiej – 5. miejsce, awans do fazy grupowej Ligi Europy i półfinał Pucharu Niemiec. I to wszystko po tym, jak stracili zimą dwóch kluczowych zawodników, Marvina Friedricha i Maxa Krusego. Union zwolnił, na siedem kolejnych meczów od początku lutego do 19 marca przegrał pięć meczów, jedno zremisował i tylko jedno wygrał. Wydawało się, że teraz musi pęknąć, a tymczasem siedem ostatnich kolejek to sześć zwycięstw i omal nie sensacyjny awans do TOP4, co dałoby fazę grupową Ligi Mistrzów. To bajka tak nieprawdopodobna, że fani Unionu chcą kartkować kolejne strony, oglądać piękne obrazki i wierzyć w historyczny awans do Champions League. Rok temu zabrakło zaledwie dwóch punktów.
Union Berlin wygrał już szósty mecz w tym sezonie i na skutek słabszego punktowania faworytów osiedlił się na miejscu lidera i… nie chce go oddać! A nawet jak je traci, to za chwilę znów odzyskuje. Zespół ma dwóch głównych architektów tego sukcesu. Przede wszystkim menadżera Ursa Fischera, który wprowadził Union do Bundesligi i jest tam już od sezonu 2018/19. Drugim jest Oliver Ruhnert, dyrektor sportowy, który musi obracać się tak, żeby sprowadzać odpowiednich zawodników za drobniaki. Union już tyle razy był skreślany, wypychany z Bundesligi, a nie dość, że za każdym razem się utrzymuje, to z każdym kolejnym rokiem coraz bardziej zadziwia.