Skip to main content

Napoli w najlepszy możliwy sposób uczciło Diego Armando Maradonę w pierwszą rocznicę jego śmierci. Zespół Luciano Spallettiego rozbił w pył Lazio, wygrywając 4:0. A wszystko to bez najlepszego snajpera – Victora Osimhena.

Diego Maradona zmarł dokładnie 25 listopada zeszłego roku, a mecz z Lazio był akurat pierwszym, który wypadł w kalendarzu Napoli po tej rocznicy. Legendę, która poprowadziła ten klub do dwóch mistrzostw uczczono błyskawicznie. Już tydzień po jego śmierci stadion, na którym czarował Argentyńczyk, zmienił nazwę z San Paolo na Stadio Diego Armando Maradona. Od tamtego czasu "moloch" praktycznie się nie zmienił, nadal czuć tam ducha czasu, a z własnego niemiłego doświadczenia wiem, że idąc do toalety… oddaje się mocz po prostu do dziury.

W tym sezonie Napoli idzie na razie wyśmienicie. Pod wodzą Luciano Spallettiego zespół ten gra niezwykle intensywnie, a Victor Osimhen stał się jednym z najgroźniejszych napastników w Europie. Nie dość, że neapolitańczycy zdobywają dużo bramek, to jeszcze niemal w ogóle ich nie tracą. W Serie A stracili ich raptem siedem, z czego trzy w niedawnym meczu z Interem. Łatwo więc policzyć, że w pozostałych 13 spotkaniach przeciwnicy wbili im zaledwie cztery gole. Pęknięcia oczodołu z przemieszczeniem doznał Victor Osimhen i wypadł na miesiąc, a być może i na dłużej. Kontuzjowany jest także Anguissa. Obaj wylecieli z gry po meczu z Interem. W jednym spotkaniu neapolitańczycy stracili swoje główne żądło i lidera środka pola…

Wobec tych urazów słusznie zastanawiano się, czy Napoli po prostu nie przyhamuje. Bez tych piłkarzy przegrali przecież w Moskwie ze Spartakiem i do ostatniego meczu będą się bić o awans w Lidze Europy. W tamtym meczu wyraźnie brakowało z przodu snajpera, druga połowa po zmianie taktyki na wahadła – wyglądała już lepiej, ale finisz nadal leżał, a Aleksandr Selikow rozegrał w bramce mecz życia i Spartak po raz drugi pokonał w grupie Napoli. Wietrzono więc kryzys, tym bardziej, że do Neapolu przyjeżdżał stary trenerski Bóg – Maurizio Sarri, który swego czasu tchnął ducha w ten zespół i zbudował z niego kandydata do tytułu. Chciał coś udowodnić.

Spekulacje o kryzysie Napoli szybko zostały ucięte. Pół godziny gry i Lazio było na kolanach. Dries Mertens nie jest już tak przebiegły, jak w swojej najlepszej formie. Na początku sezonu był przez dwa miesiące kontuzjowany, potem siedział na ławce, wchodził na końcówki, ale widać było, że to już raczej zmierzch najlepszego strzelca w historii Napoli. A tutaj udowodnił, że co klasa, to klasa, kiedy był najbardziej potrzebny. Pod nieobecność Osimhena strzelił dwa takie gole, że ręce składały się same do oklasków. W jednej akcji zabawił się z obrońcami, a w drugiej posłał piłkę technicznym strzałem w okienko zza pola karnego. W ogóle wszystkie gole Napoli były piękne – począwszy od trafienia Piotra Zielińskiego, a skończywszy na tym Fabiana Ruiza.

Napoli pięknie upamiętniło swojego patrona. Wcześniej dodatkowo odsłonięty został pomnik Diego Maradony, a całe to piłkarskie show rozegrane zostało w specjalnych, okolicznościowych białych koszulkach, gdzie na piersi widnieje twarz Argen
tyńczyka. To nie był pierwszy mecz w tych trykotach, ale na pewno to właśnie ten zostanie na zawsze zapamiętany. 4:0 z Lazio i to bez dwóch ważnych liderów. Napoli odskoczyło Milanowi na trzy punkty i jest samodzielnym liderem. Wieczór 28 listopada należał do neapolitańczyków.

Related Articles