Jednym radość, drugim smutek. FC Barcelona pokonała w derbowym pojedynku Espanyol 4:2 i zapewniła sobie mistrzostwo Hiszpanii. Tym samym jednak Espanyol jest o krok od degradacji. Nastroje w stolicy Katalonii są więc zróżnicowane.
Od kilku tygodni mistrzostwo dla FC Barcelony było jedynie kwestią czasu. Zespół Xaviego osiągnął dużą przewagę nad grupą pościgową, która pościgową była tylko z nazwy, bo mniej więcej od wygranego przez Blaugranę El Clasico nikt nie miał już wątpliwości, że tytuł wróci na Camp Nou. Wczorajsze derby były jedynie dopełnieniem formalności na cztery kolejki przed finiszem.
Barca od początku zakasała rękawy do pracy i nie chciała niczego zostawić przypadkowi. W 11. minucie Alejando Balde dograł z lewej strony do Roberta Lewandowski, który z bliskiej odległości wepchnął piłkę do bramki i po chwili świętował swojego 20. gola w sezonie. Nie minęło 10 minut, a Balde do asysty dołożył bramkę, wykorzystując miękką wrzutkę Pedriego. Aż dziw bierze, że młody piłkarz Barcelony zanotował tym samym pierwszą asystę w rozgrywkach. Na pięć minut przed przerwą mecz był w zasadzie rozstrzygnięty. Szybka akcja Barcelony, znów dogranie ze skrzydła – tym razem w wykonaniu Raphinii i Lewandowski skompletował dublet. 3:0 do przerwy.
Jakby tego było mało w 53. minucie kapitalne podanie z głębi pola w wykonaniu Frenkiego de Jonga trafiło na głowę Julesa Kounde, który precyzyjnym strzałem podwyższył na 4:0. Espanyol był na łopatkach, a Barcelona mogła rozpocząć mistrzowską fetę. W końcówce po podopiecznych Xaviego widać było już rozluźnienie. Poskutkowało to sytuacjami pod bramką Marca-Andre ter Stegena i w efekcie dwoma bramkami dla gospodarzy. Bramkami na otarcie łez, bo Espanyol po tej kolejce ma 4 punkty straty do bezpiecznego miejsca i zajmuje przedostatnie miejsce w lidze. Kolejny spadek do Segunda Division staje się niezwykle realny.
Po meczu fetującym mistrzostwo graczom Barcy spokój chcieli zmącić chuligani spod znaku Espanyolu, którzy wtargnęli na murawę. Piłkarze mistrza Hiszpanii musieli szybko uciekać do szatni. Ten incydent pokazuje, że problem stadionowych idiotów cyklicznie powraca pod różnymi szerokościami geograficznymi, a na pewno nie jest tylko sprawą polską.
Sprawą polską jest natomiast Robert Lewandowski, który kolekcjonuje mistrzowskie tytułu. Był mistrzem Polski z Lechem Poznań, wygrywał Bundesligę z Borussią Dortmund i przez wiele lat z Bayernem Monachium, a teraz w pierwszym swoim sezonie w La Liga również zgarnia złoty medal. I prawdopodobnie dołoży do tego koronę króla strzelców, co jego przewaga nad Karimem Benzemą wynosi już cztery gole. Francuz w dodatku jest oszczędzany przez Carlo Ancelottiego na mecze Ligi Mistrzów. Wydaje się więc, że pomimo ewidentnego kryzysu formy w trakcie rozgrywek, Lewandowski będzie mógł mówić o bardzo udanym debiutanckim sezonie w Hiszpanii. Mistrzostwo i koronę króla strzelców wziąłby przed sezonem w ciemno, niezależnie od stylu.
Pamiętać należy też o tym, że podopieczni Xaviego dorzucili w styczniu Superpuchar Hiszpanii. Mogli wygrać wszystkie krajowe trofea, ale polegli w rewanżowym półfinale Copa del Rey, gdzie zostali rozbici przez Real. Cieniem na sezonie 22/23 Barcy kładzie się jednak przede wszystkim występ w Europie. Odpadnięcie z Ligi Mistrzów już w fazie grupowej, a potem również szybkie pożegnanie z Ligą Europy. Będzie nad czym pracować w sezonie 23/24. Być może już z Leo Messim w składzie, ale na pewno bez Sergio Busquetsa, który niedawno ogłosił, że po sezonie opuszcza Dumę Katalonii.