
Kiedyś Joanna Szczepkowska powiedziała, że 4 czerwca 1989 zakończył się w Polsce komunizm. 35 lat później, 22 maja w Dublinie zakończyła się wspaniała passa Bayeru Leverkusen. Drużyna Xabiego Alonso dostała bardzo zimny prysznic w finale Ligi Europy od Atalanty. Jednak szybko musi się pozbierać, bo już w sobotni wieczór okazja na rozpoczęcie nowej serii i zgarnięcie drugiego trofeum w tym sezonie. Bayer zagra z Kaiserslautern o Puchar Niemiec. Dla drugoligowca to idealna okazja by przypomnieć się światu o swoim istnieniu, jednak nikt nie daje im żadnych szans!
Trzy wygrane w czterech ostatnich meczach sprawiły, że Kaiserslautern mogło w spokoju pozostać na poziomie 2. Bundesligi. To pokazuje najlepiej, jakim poziomem dysponowały Czerwone Diabły w minionym sezonie. Nie był to kandydat do powrotu na niemiecki szczyt, a zdecydowanie bliżej było kolejnej podróży w dół… Do drugiego Holstein Kielu stracili aż 29 punktów!
Puchacz i spółka
Jeśli nie oglądasz regularnie 2. Bundesligi, to będzie miał problem z poznaniem zawodników finalisty DFB Pokal. Taka jest prawda patrząc na kadrę Czerwonych Diabłów. Fani niemieckiej piłki na pewno będą kojarzyć trenera Friedhelma Funkela. 70-latek przejął zespół w tym roku w… walentynki i od tamtej pory osiągnął średnią punktową 1,5/mecz. Wcześniej miał niemal trzyletnią przerwę, po tym jak prowadził przez kilka miesięcy FC Koln w 2021 roku.
Dla polskich kibiców rzecz jasna najważniejsza będzie obecność w finale jednego z biało-czerwonych. Dla Tymoteusza Puchacza sobotni mecz będzie prawdopodobnie ostatnim w barwach drużyny, do której latem ubiegłego roku został wypożyczony z Unionu Berlin. Trzeba zaznaczyć, że wychowanek Lecha Poznań ma za sobą bardzo udane rozgrywki. Wg danych Transfermarkt strzelił jednego gola i dorzucił aż 13 asyst licząc ligę oraz puchar. Trzy z nich to efekt czterech występów w DFB Pokal. Puchacz znalazł swoje miejsce, gdzie jest podstawowym zawodnikiem i jest doceniany. Dla niego to także szansa na kolejne trofeum, po tym jak dwa lata temu został mistrzem Turcji podczas wypożyczenia do Trabzonsporu.
Znanych nazwisk w jego ekipie jest, jak na lekarstwo. Młody obrońca Nikola Soldo rozegrał w tym sezonie dla przykładu nieco ponad 1000 minut, a wspominam o nim tylko i wyłącznie przez koligacje rodzinne – syn Zvonimira. Zdecydowanie najbardziej imponujące CV ma Almamy Toure. W 2017 roku zmieniał w półfinale Ligi Mistrzów Bernardo Silve w barwach Monaco, gdzie spotkał się z Kamilem Glikiem, Fabinho, Radamelem Falcao czy Kylianem Mbappe. 28-latek jeszcze dwa lata temu świętował zdobycię Ligi Europy w barwach Eintrachtu Frankfurt, z którego odszedł kilka miesięcy temu. Długo pozostawał bez klubu, ale w listopadzie zgłosił się po niego Kaiserslautern, gdzie gra w drugiej części sezonu.
Warto dodać także jeszcze tych, o których najgłośniej w kontekście wykręcanych liczb. Ragnar Ache latem trafił do klubu za milion euro, a w obecnym sezonie strzelił już 17 goli. Na drugim miejscu jest Marlo Ritter, który nie był daleki od wykręcenia double-double – 12 goli i 6 asyst. Podium zamyka właśnie Puchacz oraz Richmon Tachie, u którego jest większa różnorodność – 6 goli i 8 asyst.
Łatwa droga nie zmienia oceny
Obecność drugoligowca w finale krajowego pucharu to zawsze sól futbolu. Oczywiście Kaiserslautern nie będzie faworytem, ale różnica w szacowaniu szans względem chociażby polskiego podwórka będzie nieporównywalna. Pogoń Szczecin była faworytem potyczki z Wisłą Kraków, a później w trakcie meczu można było się zastanawiać, kto właściwie jest w czołówce Ekstraklasy, a kto walczy o awans do niej. Tutaj tego kłopotu raczej nie będzie. Drugoligowiec nieoczekiwanie znalazł się w finale, ale trzeba przyznać, że wykorzystał szansę od losu, jaką była droga w jego kierunku.
W półfinale trzecioligowe Saarbrucken to było chyba najlepsze, co się mogło przydarzyć. Oczywiście nie mogli ich zlekceważyć, skoro tamta ekipa po drodze wyeliminowała Gladbach, Eintracht Frankfurt czy… Bayern na bardzo wczesnym etapie! Z drugiej strony drużyny z niższych lig opanował półfinały. Poza tym duetem, drugi tworzył Bayer oraz inny drugoligowiec – Fortuna Dusseldorf. Warto dodać, że w 1/4 finału Kaiserslautern też trafiło na drużynę ze swojej ligi – ograli Herthę 3:1 na Olympiastadion, na który wrócą po raz trzeci w tym sezonie. Zresztą ligowa potyczka odbyła się nie tak dawno temu, bo 11 maja, ale wtedy to gospodarze okazali się lepsi i wygrali 3:1.
W 1/8 finału ograli Nurnberg 2:0, a na samym początku rozgrywek – 1/32 – to wygrana nad RW Koblenz. Tylko w 1/16 mieli okazje dotychczas mierzyć się z drużyną z Bundesligi. Jednak i tam nie było kłopotów z awansem, gdyż wygrali z Koln 3:2. Warto dodać, że po 65. minutach prowadzili już trzema bramkami i dopiero niezły zryw w końcówce Źrebaków doprowadził do emocji.
***
Bayer po drodze miał także tylko jednego przeciwnika z Bundesligi. Najpierw była Teuttonia Ottensen i wygrana 8:0 jeszcze w sierpniu. Później 5:2 nad Sandhausen, 3:1 z Paderbornem i dopiero w 1/4 finału czekał najtrudniejszy, jak dotąd przeciwnik. Wtedy było jasnym, że trafią albo źle, albo jeszcze gorzej. Z duetu VFB Stuttgart – Borussia Dortmund przyszło zmierzyć się z późniejszym i już aktualnym wicemistrzem kraju. Zaczęło się źle, od 0:2, ale Bayer był wtedy typowym Bayerem, więc dogonił rywali, a decydujący cios zadał Jonathan Tah w samej końcówce na 3:2. Półfinał z Fortuną Dusseldorf był nadto łatwy, bowiem już przed przerwą prowadzili trzema golami, a w drugiej połowie Xabi Alonso mógł zrobić kilka zmian i dać wytchnienie swoim najlepszym piłkarzom, jak Florian Wirtz czy Alejandro Grimaldo.
Jak zareagują po pierwszej porażce?
To pytanie, które już od środowego wieczora zadają sobie kibice Bayeru oraz wszyscy fani Bundesligi. Nie przegrywasz cały sezon, zdobywasz tytuł mistrzowski, a otworem pozostają dwa kolejne trofea. Aż tu nagle dostajesz obuchem w finale Ligi Europy. Na pewno musiało być to bolesne, bowiem krajowe sukcesy były odległe dla Bayeru przez wiele lat, a co dopiero europejskie. Poprzednia okazja na bycie w finale, to przecież rok 2002 i legendarny finał Ligi Mistrzów w Glasgow z Realem Madryt. Teraz w środowy wieczór wyglądali na tle Atalanty po prostu słabo. La Dea była zdecydowanie bardziej konkretna pod bramką, a zwłaszcza Ademola Lookman, który przecież kilka lat temu nie zrobił wielkiej furory w RB Lipsku, a dzisiaj nikt sobie nie wyobraża ataku drużyny z Bergamo. Może i w statystykach goli oczekiwanych Bayer nie był dużo gorszy – 0,79 do 0,77 – ale każdy kto oglądał finałowe spotkanie widział, kto był po prostu lepszy. Nie tylko o strzelane gole, ale także jakość samej gry.
Czy mistrza Niemiec przytłoczyła presja? Być może, bowiem wszyscy nastawiali się na dwa kolejne zwycięstwa ekipy Xabiego Alonso w tym tygodniu i sezon zakończony bez porażki. Już wiadomo, że tak się nie stanie, ale jeśli byli faworytem w środę, to w sobotni wieczór będą nim kilkukrotnie bardziej. Przecież wracają na krajowe podwórko, a ich rywalem jest “tylko i aż” drużyna z końcówki drugiej ligi. Tutaj nie będzie jakiejkolwiek taryfy ulgowej i przebaczenia, jeśli – nie daj boże – mieliby przegrać.
***
Początek sobotniego meczu na Olympiastadion o godzinie 20:00.