Skip to main content

Mecze o trzecie miejsce w piłce nożnej nie są specjalnie lubiane. Podobnie może być w przypadku spotkania Atletico Madryt z Sevillą. Plany były większe, a skończyć się może maksymalnie na podium.

Temperatura w LaLiga spadła niemal do zera pod kątem emocji. Te największe dotyczą kwestii utrzymania. Na górze znamy mistrza, kwestia wicemistrzostwa też przesądzona. Pucharowicze też niemal w komplecie znani. Krótko mówiąc na wiele emocji nie należy się nastawiać. Jedną z ostatnich niewiadomych jest miejsce na najniższym stopniu podium. Tutaj terminarz przyszedł z pomocą i w niedzielny wieczór obejrzymy bezpośrednie starcie.

Swoją drogą LaLiga wprowadziła sporo zamętu w kontekście terminarza 37. kolejki. Pierwotnie 10 meczów miało się odbyć w niedzielę o 18:30. Potem dwa z nich trafiły na sobotę, ale LaLiga zorientowała się, że tylko Espanyol-Valencia jest starciem o pietruszkę dla obu stron i tylko ten mecz może odbyć się w sobotę. A zatem dziewięć meczów z niedzieli trafiło na… 19:30.

Nie dojechali do końca
Sevilla miała być tym zespołem, który najdłużej będzie utrudniać zdobycie mistrzostwa Realowi. Patrząc na tabelę, trudno w to uwierzyć. Dzisiaj Los Nervionenses są dopiero na czwartym miejscu. Jednak patrząc na ich mecze w ostatnich tygodniach, wszystko staje się jasne. W 2022 roku wygrali zaledwie 6 z 17. meczów! Zresztą poza Betisem w derbach, reszta to wygrane nad dołem tabeli. Udało się pokonać Levante, Granadę, Elche, Getafe i Cadiz. Mnóstwo punktów jednak potrafili w głupi sposób.

W Pampelunie Rakitić nie wykorzystał karnego w doliczonym czasie gry, roztrwonione prowadzenie w meczach z Cadizem czy Realem Madryt, a do tego nie potrafili pokonać u siebie Mallorki, ograć na wyjeździe Alaves i tego wszystkiego się trochę nazbierało. Zresztą nie licząc trzech meczów – Granada, Real i Levante – trudno się ich ogląda. We wspomnianych trzech spotkaniach kibice obejrzeć 16 goli. W pozostałych czternastu ledwie 22. Średnie łatwo wyliczyć i pokazują, że z tej drużyny, którą oglądało się z przyjemnością przed kilkoma sezonami, już nic nie zostało. A to dziwne, skoro mają takich piłkarzy jak Papu Gomez, Lucas Ocampos czy Erik Lamela. Tutaj powinno być ciągłe show, a jest zazwyczaj męczenie buły.

Jedynym plusem tego wszystkie jest defensywa. Najszczelniejsza w lidze. 29 straconych goli robi wrażenie, ale to efekt właśnie postawy, w której często wynik 1:0 jest zadowalający. Nie rzucają się by dobić rywala, ale mają zbyt dużą przewagę jakości, by dać sobie wbić gola. Tak to najczęściej wyglądało i stąd jednak są w czwórce. I chcą w niej pozostać, bo to gwarantuje Ligę Mistrzów. Niby pięć punktów przewagi nad Betisem, ale w zanadrzu mecze z Atletico i Athletikiem, a zatem lekko im nie będzie. Muszą jednak uratować sezon awansem do LM. Wcześniej rozczarowali w rozgrywkach pucharowych. W Copa del Rey odpadnięcie w derbach z Betisem, a w Lidze Europy niespodziewanie lepszy był West Ham. Dla Sevilli to podwójny cios. Nie dość, że ulubione rozgrywki, to jeszcze stracili szansę na finał u siebie.

Nieobroniony tytuł
W przypadku Atletico finisz na podium nie będzie zawodem z perspektywy tego, co się działo w trakcie sezonu. Oczywiście chcieli obronić tytuł, jednak dość szybko zostali pozbawieni złudzeń. Nikt nie oczekiwał bicia rekordu z sezonu 2015/2016, gdy stracili 18 goli, jednak w ostatnich latach zawsze to były liczby poniżej 30 bramek. Ostatni raz ponad 40 – dokładnie 46 goli – stracili w sezonie 2011/2012. Teraz będą bliscy tego wyniku. Już teraz Jan Oblak wpuścił 41 sztuk. Słoweniec rozgrywa zdecydowanie najsłabszy sezon odkąd trafił do Madrytu. Głównie mowa o pierwszej połowie rozgrywek, gdy jego procent obronionych strzałów był jednym z najgorszych w lidze!

Atletico w tym roku zrobiło wiele, by spokojnie awansować do Ligi Mistrzów. Miało jednak też trochę przestojów. Było sześć wygranych z rzędu, ale były też porażki z Levante w Madrycie, na Majorce, w Bilbao czy remis z Granadą. Na drużynach z miejsc 16., 18. i 20 stracili aż osiem punktów. Tylko tymi meczami mogli przecież zapewnić sobie wicemistrzostwo. Zabrakło także skuteczności w pucharach. Głównie mowa o własnym podwórku. W jeden styczniowy tydzień baskijskie ekipy – Athletic i Real Sociedad – pozbawiły ich złudzeń o Superpucharze i Pucharze Hiszpanii. Trudno jednak mieć do ekipy Cholo Simeone o Ligę Mistrzów. Atletico zdecydowanie wycisnęło maksa. Wyeliminowali Manchester United, ale z mocniejszą drużyną z tego miasta już polegli. Nie brakowało wiele, a prawdopodobnie gdyby Felipe i Savić skupili się bardziej na piłce, może udałoby się doprowadzić chociażby do dogrywki. Tutaj jednak wynik odzwierciedla ich obecny potencjał w 100%.

Kadrowo
Po stronie gospodarzy zabraknie zawieszonego Renana Lodiego. Kontuzjowani są Vrsaljko, Lemar i Joao Felix. Goście przyjeżdżają bez wykartkowanego Erika Lameli. Dostępni mają za to być Papu Gomez, Karim Rekik oraz Jesus Navas.

***

Początek meczu na Wanda Metropolitano o godzinie 19:30. Atletico jeśli wygra, zapewni sobie trzecie miejsce w lidze. Z kolei Sevilla wygrywając przeskoczy rywala w walce o podium. Drużynie Julena Lopeteguiego jeden punkt zapewni także awans do Ligi Mistrzów 2022/2023.

Related Articles