Reprezentacja, która typowana była na jedną z niespodzianek, bo straciła tylko trzy bramki w eliminacjach do Euro – na turniej nie dojechała. Turcy po dwóch meczach mają 0 punktów i nie pokazali kompletnie nic ciekawego.
O reprezentacji, która w swojej grupie potrafiła ograć 2:0 mistrzów świata, a później także wywieźć remis 1:1 ze Stade de France można myśleć w taki sposób, że będą niewygodnym przeciwnikiem na turnieju. Turcy w 10 spotkaniach stracili tylko trzy gole w eliminacjach do mistrzostw Europy i dużo mówiło się o ich mocnej defensywie, której filarami są Caglar Soyuncu czy Merih Demiral albo i nawet mistrz Francji z Lille – Zeki Celik. Wiosną jednak pokazali, że nawet przeciętna Łotwa może im wbić trzy gole. Uznano to jednak za wypadek przy pracy, skoro wcześniej postawili się Francuzom. Zresztą po pokonaniu 4:2 Holendrów – znów mówiło się o tym, że Turcy jadą na Euro namieszać.
I rzeczywiście namieszali, ale w negatywnym znaczeniu. Po dwóch meczach mają na koncie 0 punktów, żadnej zdobytej bramki i bilans bramkowy -5. Jeśli mamy gdzieś szukać reprezentacji, która zaprezentowała się bardziej żałośnie niż my, to od razu można wskazać palcem na Turcję, bo wszystkich nas nabrała. Nagle szalejący w Lille Burak Yilmaz pudłuje w prostej sytuacji z kilku metrów, a defensywa zostawia takie dziury, w które z łatwością wbiega Aaron Ramsey. Walijczyk mógł śmiało skompletować hat-tricka po trzech identycznych akcjach, w których Turcy zastawili pułapkę ofsajdową, za którą opieprz zebrałaby drużyna A-Klasy.
Nie da się też zapomnieć o meczu otwarcia z Włochami, na który ostrzyliśmy sobie zęby, a wyszedł zakalec właśnie przez bojaźliwość drużyny typowanej na niespodziankę. Rewelacyjnie spisująca się w eliminacjach kadra nawaliła i tylko wycofywała się na własną połowę, pozwalając Włochom na różne kombinacje w ofensywie. Z kontry także groźni nie byli. Nie zagrozili im nawet w najmniejszym stopniu i zasłużenie przegrali 0:3. Można było pomyśleć zatem, że zrehabilitują się w meczu z Walią, a tutaj mogą się cieszyć, że przegrali tylko 0:2, a nie 0:5, bo przecież Gareth Bale zmarnował rzut karny, a Aaron Ramsey dwie sytuacje sam na sam z Cakirem. Ogólnie Gareth Bale wyglądał na tle obrony Turcji jak jakiś Diego Maradona w peaku. Pozwalali mu naprawdę na wszystko.
Turcja to pierwsza reprezentacja, którą z turnieju możemy już wykreślić, podając za przykład Euro 2016. Tam do dalszej fazy awansowały drużyny z trzecich miejsc, które miały po trzy punkty i zerowy bilans bramkowy. Podopieczni Senola Gunesa musieliby zatem pokonać 5:0 Szwajcarię. Trudno w to uwierzyć, skoro dotychczas na turnieju stworzyli nawet mniej klarownych okazji. Największe rozczarowanie tego turnieju to w tej chwili Turcja i trudno będzie komukolwiek taki występ przebić.