Kilka kolejek temu Tottenham przewodził tabeli Premier League, będąc jedynym niepokonanym zespołem w stawce. Bilans 8-2-0 robił wrażenie, zwłaszcza że przed sezonem nie brakowało pesymistycznych wizji upadku Kogutów po odejściu Harry’ego Kane’a. O upadku mowy nie ma, ale trzy ostatnie kolejki to trzy porażki. Spurs wylądowali poza TOP 4, a na ich drodze w niedzielę staje Manchester City, co nie zwiastuje niczego dobrego.
Jaka jest prawda o Tottenhamie? Chyba jak w filmie „Dom Zły”. Prawda? Nie ma takiej. Bo ani Tottenham nie był tak mocny, by prowadzić w lidze, notując serię zwycięstw, ani nie jest tak słaby, by przegrywać mecz za meczem. Zapewne rzeczywiste możliwości drużyny Ange Postecoglou nie sięgają mistrzostwa ligi, ale Koguty stać na grę w Lidze Mistrzów. Ale to na razie tylko dywagacje na podstawie 13 kolejek.
Na korzyść drużyny z północnego Londynu na pewno przemawia wolne od europejskich pucharów. Gdy większość czołowych ekip ligi musi dzielić swoją uwagę pomiędzy Premier League, a rozgrywki międzynarodowe, Koguty spokojnie sobie trenują i przygotowują się do kolejnych meczach w lidze, ewentualnie w krajowych pucharach.
Czy ta przewaga uwidoczni się w niedzielę na Etihad Stadium? Niewątpliwie faworytem pozostaje Manchester City, który w tygodniu pokazał charakter i odrobił dwubramkową stratę w meczu z RB Lipsk, by finalnie wygrać 3:2. Ekipa Pepa Guardioli wychodzi więc z grupy na 1. miejscu i wiosną będzie bronić trofeum Champions League. Ostatni mecz grupowy będzie już bez znaczenia.
Warto pamiętać, że w ostatnim czasie Tottenham był bardzo niewygodnym rywalem dla Manchesteru City. Na osiem ostatnich konfrontacji, Spurs wygrali aż 5! Obywatelom za czasów Guardioli tak złe bilanse się po prostu nie zdarzają. Postecoglou nie miał jednak okazji uczestniczyć w żadnym zwycięstwie nad Manchesterem City ani Guardioli. Drogi obydwu panów przetną się w niedzielę po raz pierwszy w oficjalnym meczu. W 2019 Manchester City wygrał sparing z Yokohama F. Marinos prowadzonym wówczas przez greckiego Australijczyka.
Citizens zajmują 2. miejsce w lidze, punkt za plecami Arsenalu. Do oglądania pleców The Gunners drużyna Pepa przyzwyczaiła się już w zeszłym sezonie, kiedy to londyński zespół prowadził przez większą część sezonu, by finalnie i tak uznać wyższość Citizens. Trudno przewidzieć, jaki scenariusz napisze nam kampania 23/24, ale na pewno najwięcej atutów czysto sportowych w ręku ma aktualny mistrz. A tym największym wciąż pozostaje Erling Haaland, którego wyczyny strzeleckie jak spowszedniały wszystkim, że nikt już nie zwraca specjalnie uwagi, że Norweg strzelił jakąś bramkę czy dwie. Na dziś ma 14 trafień w lidze i 3 asysty, zatem strzela częściej niż raz na mecz. Najlepszy w Tottenhamie Son ma 8 bramek i asystę.
W poprzedniej kolejce mistrzowie Anglii „tylko” zremisowali z Liverpoolem 1:1. Przerwali tym samym swoją serię 15. domowych zwycięstw w lidze. Liverpool mógł mówić o dużym szczęściu, bo mecz toczył się pod wyraźne dyktando gospodarzy. Liczy się jednak wynik końcowy, a ten był remisowy. Kolejna strata punktów na swoim stadionie byłaby dla Obywateli mało komfortowa.
Szczególnie biorąc pod uwagę problemy kadrowe Kogutów – poza grą są Rodrigo Bentancur, James Maddison, Ivan Perisić, Richarlison, Cristian Romero, Ryan Sessegnon, Manor Solomon i Micky van de Ven. Po stronie Man City pauzuje tylko dochodzący do zdrowia Kevin De Bruyne. Tylko i aż.
Początek tego szlagierowego meczu w niedzielę o 17:30 czasu polskiego.