Ostatnia kolejka Premier League zapowiada się przepysznie. Na trzech różnych poziomach ligowej tabeli trwają trzy bardzo ważne pojedynki. Można się spodziewać naprawdę niezwykłych dwóch godzin z angielską piłką. Całkowita odwrotność sytuacji w naszej lidze…
O MISTRZA
To jest korespondencyjny pojedynek numer 1 weekendu. Manchester City niespodziewanie stracił punkty w ostatnim meczu z West Hamem i jego przewaga nad drugim Liverpoolem stopniała do jednego punktu. W przypadku trzech oczek byłoby już praktycznie po temacie, bo Citizens mają dużo lepszy bilans bramkowy. W tej sytuacji jednak team Pepa Guardioli po prostu MUSI wygrać ostatni mecz w sezonie, by nie oglądać się na wynik Liverpoolu. Pora więc sprawdzić, z kim grają kandydaci do mistrzostwa.
Manchester City – Aston Villa
Liverpool – Wolves
Patrząc wyłącznie na tabelę, to ciężko zadanie może czekać The Reds. Ale zarówno Aston Villa, jak Wolves, nie grają już o nic. Różnica jest jednak taka, że The Villans są prowadzeni przez Stevena Gerrarda. Komu jak nie wieloletniemu kapitanowi Liverpoolu może bardziej zależeć na pokonaniu Man City? Gerrard jako piłkarz ani razu nie sięgnął po mistrzostwo Anglii z Liverpoolem, ale teraz może przysłużyć się The Reds jako trener innej drużyny. Można więc w ciemno obstawiać, że Aston Villa zagra w tym meczu na 100%.
W tym całym zamieszaniu Guardiolę i Kloppa muszą martwić kontuzje. W ekipie Obywateli jest spory problem z formacją obronną – brakuje Rubena Diasa, Johna Stonesa i Kyle’a Walkera. W meczu z West Hamem duet stoperów tworzyli Aymeric Laporte i Fernandinho. I cóż – było to widać… Z kolei Liverpool musi radzić sobie bez Mohameda Salaha i Virgila van Dijka. Trudno wyobrazić sobie większe osłabienia. Obaj walczą z czasem by wrócić na finał Ligi Mistrzów, więc wydaje się, że finał wyścigu o tytuł odpuszczą. Pokonanie Wolves bez nich nie wydaje się poza zasięgiem możliwości drużyny Kloppa.
Niedawno wspominaliśmy 10. rocznicę niesamowitego finiszu sezonu, kiedy to gol Sergio Aguero w doliczonym czasie gry dał Man City wygraną nad QPR i dzięki temu mistrzostwo Anglii. Czy możemy liczyć na podobny scenariusz i walkę do ostatnich sekund sezonu? To byłoby marzenie dla każdego postronnego kibica. Ci ściskający kciuki za Citizens lub liverpoolską ekipę raczej woleliby uniknąć zawału serca.
Aha, istnieje jeszcze scenariusz, o którym wspominamy tylko w formie żartu. Jeśli Manchester City przegra 0:6, a Liverpool zremisuje 5:5, wówczas obie drużyny będą miały identyczny bilans punktów i bramek, a wtedy o mistrzostwie Anglii przesądzi dodatkowy mecz…
O LIGĘ MISTRZÓW
Arsenal został Pechowcem Brianem z memów. Nieco ponad tydzień temu wydawało się, że ma wszystko, by wrócić do Champions League. Cztery punkty przewagi nad Tottenhamem na trzy kolejki przed finiszem? Gruba zaliczka. Jednak Kanonierzy najpierw wyraźnie przegrali derby z Kogutami, a potem niespodziewanie przegrali również z Newcastle. Sroki w 18 z 19 wcześniejszych meczów przeciwko Arsenalowi przegrywały, a gdy mogły spłatać The Gunners sporego psikusa, to po prostu to zrobiły. Efekt? Na kolejkę przed końcem Arsenal wrócił na 5. miejsce i musi liczyć na cud.
Arsenal – Everton
Norwich – Tottenham
Cóż, w ostatniej kolejce podopieczni Mikela Artety powinni wygrać. Everton w czwartek w dramatycznych okolicznościach zapewnił sobie utrzymanie i nie wiadomo jak długo potrwa świętowanie tego małego sukcesu. Można się spodziewać, że z The Toffees uszło już powietrze i w niedzielę zagrają rozluźnieni. Nawet jeśli Arsenal wygra, to liczenie na wpadkę Tottenhamu byłoby wyrazem niepoprawnego optymizmu. Spurs jadą na stadion ostatniego w tabeli Norwich, które jak zwykle awansowało do Premier League, by zaraz z niej spaść. Koguty i Sroki napsuły Kanonierom krwi i mało realne by inne ptaki – Kanarki – miały być posłańcem dobrych wieści. No chyba, że Tottenham rzutem na taśmę postanowi odebrać Arsenalowi tytuł Pechowca Briana.
O UTRZYMANIE
Jako się rzekło – Everton uciekł katu spod topora i jest już bezpieczny. Jednak 18. pozycja w ligowej tabeli wciąż pozostaje sprawą otwartą. Do czwartku zajmowało ją Burnley, ale The Clarets wywalczyli remis w meczu z Aston Villą, dzięki czemu teraz to Leeds jest pod kreską. Obie drużyny mają tyle samo punktów, ale Pawie mają znacznie bardzie niekorzystny bilans bramkowy. Różnica jest tak duża, że nie da się jej odrobić w jednym meczu. Oznacza to, że jeśli Burnley wygra w ostatniej kolejce, to na pewno zachowa ligowy byt. Leeds musi osiągnąć lepszy wynik niż Burnley, by pozostać w lidze. A kto z kim zagra?
Brentford – Leeds
Burnley – Newcastle
Trudno cokolwiek wyrokować. Brentford i Newcastle to sąsiedzi w ligowej tabeli. Grają już o pietruszkę, ale jedni i drudzy potrafili ostatnio wygrywać i to z na pewno dużo bardziej zdeterminowanymi rywalami. Zdarzyć się tu może absolutnie wszystko. Burnley ma jednak sporą przewagę psychologiczną i czysto matematyczną. Czy to właśnie The Clarets będziemy oglądać w elicie w sezonie 22/23?
BONUS – O KRÓLA STRZELCÓW
To już tak nieco z przymrużeniem oka, bo mało kogo będzie to obchodzić, gdy walka idzie o poważniejsze rzeczy. Ale Mohamed Salah ma już tylko jedną bramkę przewagi nad drugim w klasyfikacji strzelców Sonem. Egipcjanin prawdopodobnie nie zagra, podczas gdy Koreańczyk zagra z najgorszą defensywą w lidze. Przez pół sezonu wydawało się, że Salah w cuglach zdobędzie koronę dla najlepszego snajpera ligi, ale druga część rozgrywek nie była już popisem „Faraona” z Anfield.
BONUS 2 – O LIGĘ EUROPY
Na upartego i z tego można zrobić „story”. Manchester United ma 58 punktów i zajmuje 6. miejsce, dające Ligę Europy. Siódmy West Ham ma tylko dwa punkty mniej i lepszy bilans bramkowy. Młoty mogą więc jeszcze przeskoczyć Czerwone Diabły i zamienić się europejskimi pucharami, spychając drużynę Ralfa Rangnicka (już niebawem Erika ten Haga) do Conference League. Mało to istotne, ale dla formalności:
Crystal Palace – Man Utd
Brighton – West Ham
W takiej sytuacji kompletnie bez znaczenia w ostatniej kolejce będą tylko dwa mecze – Chelsea z Watfordem i Leicester z Southamptonem.