Skip to main content

Chelsea i Tottenham dały sporo emocji w spotkaniu derbowym, ale głośniej mówi się o scysji trenerów. Dwukrotnie prawie doszło do bójki między Thomasem Tuchelem i Antonio Conte.

– Żaden z dwóch goli nie może zostać uznany, absolutnie żaden. Tylko jeden zespół zasłużył dzisiaj na wygraną i jesteśmy to my – powiedział po spotkaniu Thomas Tuchel i tylko powiększył ciekawą statystykę, którą niedawno przygotowało “The Athletic”. Dziennikarze tej prestiżowej i cenionej strony sportowej przejrzeli ponad 500 konferencji prasowych, żeby stworzyć nietypowy ranking… najczęściej obwiniających coś trenerów Premier League. Analiza wypowiedzi Tuchela dała 57.9% (11 na 19 razy zrzucał winę na coś tam innego niż swój zespół). Głównie był to COVID-19 i decyzje sędziowskie, ale zdarzało się, że i jakość boiska na Stamford Bridge, czy ciężki terminarz. Tym razem akurat Niemiec ma pełne prawo do krytyki, bo gol na 2:2 w doliczonym czasie to skandal.

Uścisk dłoni Tuchela i Conte po meczu urósł nawet do rangi mema. Niemiec ścisnął dłoń Włocha, aż tego zabolało. Miał do niego duże pretensje i pokazywał na palcach dwójkę. Sugerował, że obydwa gole dla Tottenhamu były jego zdaniem nieprawidłowe. Obaj trenerzy skoczyli sobie do gardeł i musieli zostać rozdzieleni. Za taką walkę kogucików otrzymali po bezpośredniej czerwonej karce i nie poprowadzą swoich drużyn w kolejnym meczu. W pierwszej akcji można się spierać, czy był faul na Havertzu (zdaniem Tuchela ewidentnie tak i to w sumie logiczne), ale trener powinien raczej skupić się na tym, że jego piłkarz Jorginho zamiast wybić gdzieś piłkę albo próbować rozegrać, próbował się kiwać z dwoma rywalami we własnej szesnastce i po tym padła bramka na 1:1. Conte po golu Hojbjerga zaczął oczywiście okazywać radość przed ławką Chelsea, aż wyskoczył do niego Tuchel. To była scysja numer jeden.

To Chelsea była w tym spotkaniu zespołem lepszym, szczególnie w pierwszej połowie, po której zasłużenie prowadziła 1:0. Idealny debiut na Stamford Bridge zaliczył Kalidou Koulibaly. Senegalczyk wpakował piłkę do siatki po bardzo ładnym woleju, a asystował mu z rzutu rożnego Marc Cucurella. Był to więc stały fragment nowych nabytków. Chelsea kontrolowała mecz, Tottenham nie potrafił zrobić kompletnie nic, był błyskawicznie kasowany, nie pograł sobie ani Son, ani Kane, ani Kulusevski. Sprytny był manewr Tuchela z wystawieniem Reece’a Jamesa na pozycję PŚO, czyli prawego środkowego obrońcy w formacji z wahadłami. Wszystko po to, żeby zneutralizować szybkość Sona, co udało się doskonale.

W drugiej połówce nie było już takiej dominacji. Wystarczyło jednak przesunąć Jamesa na jego ulubione prawe wahadło i pokazał (m.in Havertzowi) jak należy wykańczać akcję, trafiając na 2:1. Wtedy przy linii zaczął biegać z radości Tuchel. Tottenham był już groźniejszy, ale mimo wszystko przegrywał. Tyle, że wyrównał po skandalicznej decyzji… a zrobił to absolutnie bezbarwny tego dnia Harry Kane. Problem jest taki, że Cristian Romero tuż przed finalnym rzutem rożnym szarpnął za włosy Cucurellę i sprowadził go do parteru. Normalny sędzia musi tu zauważyć faul i odgwizdać piłkę dla Chelsea. Faul był nawet sprawdzany pod kątem czerwonej kartki. Arbitrzy uznali, że nie będzie takiej kary, ale akcji już cofnąć nie mogli. Tottenham miał więc rzut rożny, choć chwilę wcześniej był ewidentny faul. Była 96. minuta i właśnie tu padła bramka na 2:2.

Wściekłości Tuchela nie ma się więc co dziwić. Niemiec powiedział nawet, że lepiej, gdyby Anthony Taylor nie sędziował już meczów Chelsea. Obaj trenerzy, pokazując taką pasję, wściekłość i zaangażowanie, tego dnia skradli show na Stamford Bridge.

Related Articles