Skip to main content

Czwarta styczniowa środa i po raz trzeci kibice mogą obejrzeć mecz Arsenalu z Chelsea. Zaczęło się od starcia w lidze, które było jednym z najlepszych meczów w sezonie 2017/18, a zakończyło się remisem 2:2. Tydzień później obie drużyny zmierzyły się w pierwszym półfinale Carabao Cup i na Stamford Bridge także padł remis, tym razem 0:0. Dwa tygodnie później dojdzie do rewanżu, który wyłoni drugiego finalistę tych rozgrywek, a co za tym idzie rywala dla Manchesteru City. Dziś atut własnego boiska ma Arsenal.

Arsenal przeżywa ciężki i gorący okres. Straty punktowe w lidze są już dość okazałe i nie chodzi tu wcale o straty do prowadzącego Manchesteru City, bo to akurat dotyczy całego peletonu głównych rywali The Citizens. Arsenal póki co jest daleko za TOP 4, czyli celem podstawowym dla ligowej czołówki, gwarantującym udział w Lidze Mistrzów w kolejnym sezonie. Gdy jednak remisuje się z West Bromwich czy przegrywa z Bournemouth, ciężko marzyć o lepszej sytuacji.

Ostatnie dni tchnęły w serca fanów Kanonierów nieco więcej optymizmu, bo ich klub pokonał praktycznie bezboleśnie drużynę Crystal Palace, a następnie zakończył sagę z odejściem Alexisa Sancheza, które i tak było przesądzone. W ramach wymiany bezgotówkowej na Emirates Stadium trafił Henrikh Mkhitaryan, kapitan reprezentacji Armenii, były zawodnik Borussii Dortmund i ostatnio Manchesteru United, bo to właśnie Czerwone Diabły zagięły parol na Sancheza. Z Jose Mourinho Ormianin ostatnio nie mógł znaleźć wspólnego języka, więc wygląda na to, że jego transfer do północnego Londynu to dobra wiadomość dla wszystkich zainteresowanych. Arsenal zyskuje ciekawego zawodnika, z dużym potencjałem, zastępującego wprawdzie jedną z większych gwiazd ligi, ale jednocześnie gracza, który ostatnio wyraźnie czuł się w Londynie jak więzień.

 

Welcome to #Arsenal, @micki_taryan . . #WeAreTheArsenal #Mkhitaryan

Post udostępniony przez Arsenal Official (@arsenal) Sty 22, 2018 o 10:03 PST

Wynik pierwszego meczu na Stamford Bridge praktycznie nie przybliża do awansu żadnej ze stron. Arsenal wprawdzie przywiózł z wyjazdu remis, ale nie strzelił ani jednej bramki, więc dziś bramkowy remis premiuje Chelsea. Trudno uwierzyć, by zespół o takim potencjale jak The Blues miał nie zdobyć gola przez 180 minut rywalizacji, a jeśli zdobędzie choć jedną bramkę, wówczas Arsenal musi odpowiedzieć minimum dwoma.

W ostatni weekend nie tylko Arsenal pewnie zainkasował trzy punkty, prowadząc 4:0 z Crystal Palace już w pierwszej połowie, a potem tracąc tylko jednego gola. Chelsea z wyjazdowego meczu z Brighton także przywiozła cztery gole, sama nie tracąc żadnego. Świetną formą błysnął Eden Hazard, który gdy tylko pokazuje pełnie możliwości, praktycznie zawsze jest ogromną wartością dodaną The Blues. W przeszłości przekonywał się już o tym m.in. Arsenal. Ostatnio jednak Kanonierzy raczej nie przegrywają z Chelsea – w 2017 wygrali finał Pucharu Anglii, a następnie Tarczę Wspólnoty, by potem zremisować trzy kolejne mecze, w tym dwa wspomniane już w styczniu bieżącego roku. Czy dziś szala przechyli się na jedną ze stron czy znów padnie remis?

Niewątpliwie Arsene Wenger może mieć przekonanie, że to dla niego najłatwiejsza okazja na zdobycie trofeum w tym sezonie. Carabao Cup to może niezbyt prestiżowe rozgrywki, ale na bezrybiu i rak ryba. Arsenal jest jeszcze w grze o Ligę Europy, ale obok Kanonierów walczą tam takie firmy jak Milan, Napoli, Borussia Dortmund czy Atletico Madryt – jest z kim przegrać. Z kolei w Pucharze Ligi Angielskiej ogranie Chelsea oznacza awans do finału na Wembley, gdzie jeden mecz z Manchesterem City zdecyduje o wszystkim. Obywatele na pewno nie są nie do ugryzienia, o czym przekonał ostatnio Liverpool.

Mecz Arsenal – Chelsea oglądaj w Unibet TV

Related Articles