Skip to main content

Gdy ktoś patrzył w terminarz Ekstraklasy tydzień temu i zobaczył mecz Raków – Legia to myślał o pojedynku trenerskim Dawid Szwarga kontra Kosta Runjaić. Niewiele brakowało, a żadnego z nich nie zobaczylibyśmy w sobotni wieczór w Częstochowie! Pierwszy utrzymał się po kolejnym słabym występie mistrza Polski, a drugiego w ekspresowym tempie zastąpił… Goncalo Feio. Plot twist, którego nikt się nie spodziewał. To dodaje mnóstwo pikanterii spotkaniu drużyn chcących ratować sezon.

Dwanaście miesięcy temu trwał wyścig o mistrzostwo Polski. Szybko jednak Marek Papszun i spółka go wygrali. W maju Legia zrewanżowała się na Narodowym w finale Pucharu Polski. Oba zespoły wzięły wszystko, co najcenniejsze w klubowej piłce nad Wisłą. Zresztą jesienią jako jedyne reprezentowały Polskę w europejskich pucharach. Wreszcie nie w kwalifikacjach, ale fazach grupowych. Raków zadebiutował w Lidze Europy, a Legia w Lidze Konferencji. Jesień finalnie lepiej zapamiętali warszawianie, którzy m.in. pokonali w domu Aston Ville, dzięki czemu w lutym mogli grać z Molde. Szybko odpadli, ale i tak pucharowa przygoda została przyjęta za względnie udaną. Tyle że wiosna tego roku jedni i drudzy nie mogą być zadowoleni z miejsca, w którym są. Puchar Polski dawno poszedł w zapomnienie, a w lidze są na granicy europejskich pucharów. Nawet zakładając wygraną Pogoni 2 maja, to tylko maksymalnie czwarte miejsce da przepustkę do Europy. W tym momencie jest tam Raków, ale oba zespoły mają po 45 punktów. Po stronie częstochowian wynik pierwszego bezpośredniego starcia – wygrali 2:1 w Warszawie – oraz bilans bramkowy z całego sezonu: +19 przy +10 Legii. Za ich plecami jednak Pogoń, która w miniony weekend powinna z Poznania wywieźć punkt/y, a w głupi sposób przegrała.

Gra na 30% nic nie daje
Mistrz Polski rozegrał tej wiosny dziewięć ligowych i jedno pucharowe spotkanie. Tylko trzy z nich padły łupem częstochowian! To fatalny wynik, bo dający komplet punktów praktycznie raz w miesiącu. Oczywiście można mówić, że tylko trzy mecze z tego grona mieli okazje rozegrać pod Jasną Górą, ale to nijak ich nie tłumaczy. Tym bardziej że dwa tygodnie temu Ruch Chorzów był w stanie zabrać im punkt przy Limanowskiego. Jednak faktem jest, że gra na wyjazdach to wyjątkowa pięta achillesowa. Najlepszym dowodem liczba punktów zdobywanych w relacji dom – wyjazd. 31 u siebie i 14 w delegacji to największa różnica w skali całej Ekstraklasy! Jeśli kandydat do mistrzostwa ma takie problemy na wyjazdach to coś jest tam nie tak. W tym roku potrafili zwyciężyć jedynie w Kielcach. Na tarczy przyjechali z Grodziska, Gliwic i Radomia, a z jednym oczkiem kończyli wyjazdy do Krakowa (Puszcza) oraz Łodzi (ŁKS). Uczciwie trzeba przyznać, że to nie jest najmocniejszy zestaw. Tym bardziej że najtrudniejsze dopiero przed drużyną Szwargi. Terminarz ostatnich siedmiu gier to naprawdę wyboista droga.

Teraz piąta Legia, potem siódmy Górnik, ósmy Widzew i to na wyjeździe. Chyba nikomu nie trzeba przedstawiać tego, jak RTS punktuje w 2024 roku! Wyjazdy do 11. Zagłębia i 12. Cracovii wyglądają na teoretycznie najłatwiejsze spotkania. Tyle że Pasy są tylko trzy punkty nad strefą spadkową, co może sprawić, że nastawienie drużyny będącej chwilę po zmianie trenera, będzie zupełnie inne. Do tego domowe boje z Pogonią oraz Śląskiem także nie będą łatwe. Zwłaszcza, że mowa o spotkaniach z trzech ostatnich kolejek, co zwiastuje wówczas walkę o upragnione cele na mecie sezonu. Krótko mówiąc trzeba wyciągnąć z szafy nastawienie z meczu z Lechem Poznań, gdy Raków zmiótł Kolejorza z planszy – 4:0.

Sezon (chyba) dokończy. Co dalej ze Szwargą?
Tuż po piątkowej porażce w Radomiu, Michał Świerczewski właściciel Rakowa napisał lakoniczną wiadomość na portalu X o tym, że ewentualne decyzje dotyczące przyszłości drużyny, czytaj: ewentualnej zmiany trenera, zapadną na początku tygodnia. We wtorek jednak okazało się, że żadnej zmiany nie będzie. Przynajmniej w tym momencie. Dawid Szwarga dostał wsparcie od właściciela, a jednocześnie Świerczewski wskazał, że za obecną sytuacje odpowiedzialność ponoszą wszyscy – z piłkarzami włącznie. Mocny przekaz, chociaż zobaczymy, jak długo on wytrzyma. Zwłaszcza w momencie, gdyby Raków miał dalej zawodzić. Wielu ekspertów zawsze powtarza, że w momencie gdy prezes/właściciel wypowiada słowa o pełnym poparciu, trener powinien już się powoli pakować. Z drugiej strony Szwarga i spółka po sporej wpadce w Gliwicach – i także reakcji Świerczewskiego – zareagowali kilka dni później najlepiej jak mogli. Właśnie wtedy rozbili Lecha 4:0. Teraz przeciwnik podobnego kalibru, rozgoryczenie po poprzednim meczu duże, więc i reakcja może będzie podobna.

Oczywiście Szwarga zbiera po głowie najbardziej jako trener. Z drugiej strony zespół traci gole takie, jak w Radomiu, gdy najpierw skompromitowała się defensywa przy aucie Dawida Abramowicza, a później Kacper Bieszczad kilkadziesiąt metrów od własnej bramki nie trafił w piłkę i dał drugiego gola Radomiakowi. Na takie aspekty sztab nie ma wpływu, ale bierze za to odpowiedzialność.

Podwójny powrót furiata
Najpierw Łukasz Olkowicz z Przeglądu Sportowego nieoczekiwanie zakomunikował, że Legia Warszawa zwolniła Kostę Runjaicia. Na potwierdzenie trzeba było chwilę poczekać. Tyle że wraz z jego potwierdzeniem przez klub, gruchnęła kolejna sensacyjna wiadomość. Tomasz Włodarczyk z Meczyków zakomunikował, że w środę nowym trenerem zostanie Goncalo Feio. Portugalczyk faktycznie w środę tuż przed 10 został ogłoszony przez klub jako nowy szkoleniowiec warszawian. Kwadrans później siedział już za konferencyjnym stołem w towarzystwie m.in. dyrektora sportowego Jacka Zielińskiego. Tempo błyskawiczne, ale trudno się dziwić, skoro do zakończenia siedem kolejek, a Legia lada dzień zagra kluczowy mecz o swojej przyszłości. Tak, to nie pomyłka, bowiem brak pucharów to brak sporych wpływów do klubowej kasy. Premie od UEFA, z dni meczowych itd. Ponadto mniej pieniędzy = cięcia. Brak pucharów to także trudności w przekonaniu nowych zawodników do przyjścia na Łazienkowską. Krótko mówiąc same problemy.

Stąd ruch, którego nie przewidział nikt. Goncalo Feio albo potajemnie wykonał pierwsze ruchy w sprawie przyszłości, albo w dobrym momencie zawinął się z Motoru Lublin. Niecały miesiąc temu po przegranym meczu lublinian w Rzeszowie podał się do dymisji, którą szybko Zbigniew Jakubas przyjął. Wiadomość była tyle sensacyjna, co trudna do wytłumaczenia. Jedynym, który zabrał głos był jedynie Jakubas, ale nic wielkiego się wówczas nie dowiedzieliśmy. Feio o tej sytuacji, jak dotąd nie opowiedział. Co więcej, nikt z dziennikarzy na powitalnej konferencji w Legii nie zapytał go o ten temat. Sam lakonicznie podziękował wszystkim z Lublina za półtoraroczną współpracę. Dość osobliwy sposób na zakończenie przygody w klubie, którego chciał być legendą i chciał z nim kiedyś trafić do… Ligi Mistrzów. Tak się wypowiadał jeszcze tydzień przed swoją dymisją. Jak widać czyny nijak się miały do wypowiadanych słów. To zresztą jeden ze znaków rozpoznawczych tego kontrowersyjnego szkoleniowca. Wielokrotnie pisaliśmy o jego ekscesach i jak wyglądała sytuacja, którą sam zainteresowany i kibice lublinian starali się przykrywać. On sam przykrywał ją dodatkowo świetnymi wynikami. O ile zachowanie można krytykować, o tyle praca czysto sportowa była na niesamowitym poziomie w Lublinie. Tyle że przeskok z pierwszoligowego Motoru do Legii, która ma grać o tytuły to będzie wskok na wysokiego konia. Z drugiej strony Goncalo Feio jest żądny sukcesu, jak mało kto i potrafi do niego dojść. Po trupach? Czasem tak, ale w Warszawie pali się, więc chcieli świetnego strażaka, który później na swoich warunkach będzie robił dobrą robotę w dłuższej perspektywie.

***

Feio wraca do Legii po wielu latach. Pracował w niej na samym początku przygody z Polską. Najpierw z dziećmi w akademii, później ze starszymi grupami, by skończyć jako analityk Henninga Berga. Wtedy w sztabie analitycznym współpracował m.in. z Danielem Myśliwcem, dzisiaj trenerem Widzewa. Przygodę w Warszawie zakończył już z trenerem Stanisławem Czerczesowem, któremu… chciał wejść w kompetencje. To nie może dziwić dzisiaj. Feio posturą może nie wygląda, ale to niezwykle mocny charakter. Trudny do okiełznania, o czym wielokrotnie przekonali się w Lublinie. Ponadto to trener, który zawsze dostaje to, co chce. Przynajmniej w swoim przekonaniu ma tak zakodowane. Ciekawić może zatem współpraca z Jackiem Zielińskim, a zwłaszcza relacje z Dariuszem Mioduskim. Ten ostatni prawdopodobnie jeszcze nie wie na co się zgodził…

Dodatkowo Portugalczyk wraca w sobotę na stadion klubu, z którym wygrywał Puchar Polski dwukrotnie. Wtedy był numerem dwa w sztabie, zaraz po Marku Papszunie, a tuż przed… Dawidem Szwargą. Tak wyglądała hierarchia w Rakowie w momencie odejścia – wymuszonego – Feio z klubu. Wtedy poszło o awanturę z kierownikiem drużyny i nic go nie mogło uratować. Gdyby do niej nie doszło, być może Feio w sobotnim meczu prowadziłby Medaliki, a tak poprowadzi Wojskowych w debiucie ekstraklasowym jako pierwszy szkoleniowiec.

Paradoks zwolnienia
Kosta Runjaić nie wyleciał w połowie marca, po porażce z Widzewem, gdy Legia notowała serię sześciu meczów bez wygranej i odpadła chwilę wcześniej z europejskich pucharów. Niemiec pożegnał się z posadą po trzech meczach, w których zdobył siedem punktów. Jedyna strata to remis z… liderem. Moment dość dziwny, ale Runjaić popełnił oczywiście sporo błędów. Takowym było nastawienie na drugą połowę w meczu z Jagiellonią. Defensywa i oczekiwanie na rywala, a także nieudane zmiany – Rosołek za dobrze spisującego się Guala – sprawiły, że Jaga finalnie wyrównała. Szerokim echem odbił się także wywiad szkoleniowca w Lidze+Extra. Wspominał w nim, że nie do końca udało się załatać luki po Bartoszu Sliszu i Erneście Mucim. Tutaj już po zwolnieniu nieco piłeczkę odbił Zieliński, który niejako został wywołany do tablicy, skoro jest dyrektorem sportowym i bezpośrednio odpowiada za te ruchy. Sprzedaż Albańczyka za gigantyczną – w skali naszej ligi – kwotę była konieczna, a Gual wiosną robi lepsze liczby od Muciego. Tyle że Runjaić poleciał mocniej. – Jeśli tracisz reprezentanta kraju pokroju Bartosza Slisza, który z Walią rozegrał niesamowite spotkanie, nie da się zastąpić takiego piłkarza graczem, który przychodzi z takiego poziomu jak Zyba. To oczywiste. Wy to wiecie, on to wie, każdy to wie – powiedział były już trener warszawian. Trochę uderzenie w nowego piłkarza, trochę w swojego bezpośredniego przełożonego. Jedni i drudzy tego nie lubią. Wydaje się, że to finalnie przekreśliło dalszą współpracę z trenerem, którego nowa umowa wiązała z klubem jeszcze przez… dwa lata. Krótko mówiąc tradycyjny ruch polskiego klubu. W sukcesie przedłużamy kontrakt, potem wyrzucamy i mamy problem, bo trzeba będzie płacić dwóm ludziom, a pracuje tylko jeden.

***

Początek sobotniego meczu o godzinie 20:00.

Related Articles