Już naprawdę mało kto wśród kibiców Liverpoolu i Tottenhamu wierzy w happy end sezonu 22/23, jakim byłby awans do Ligi Mistrzów. Spurs tracą do czwartego Man Utd aż 6 pkt, przy czym Czerwone Diabły rozegrały aż dwa mecze mniej. Z kolei Liverpool traci 7 pkt, mając jeden rozegrany mecz więcej niż zespół Erika ten Haga. W tej skomplikowanej rozgrywce jest jeszcze Newcastle, które ma 2 punkty więcej niż Man Utd, przy identycznej liczbie spotkań co Liverpool. Dziś o 17:30 starcie The Reds z Kogutami. Zwycięzca może się jeszcze łudzić, przegrany może definitywnie zapomnieć o Champions League.
W poprzedniej kolejce Tottenham pod wodzą Ryana Masona urwał punkty Manchesterowi United, ale remis 2:2 niewiele zmienił w tej układance. Zwłaszcza że to de facto trzeci mecz Tottenhamu bez zwycięstwa w lidze. Liverpool radzi sobie ostatnio lepiej – trzy z rzędu zwycięstwa i pięć kolejnych meczów bez porażki. Straty poniesione na wcześniejszych etapach sezonu są jednak nie do powetowania. Sezon, w którym Jurgen Klopp miał po raz drugi wywalczyć dla Liverpoolu mistrzostwo Premier League, skończy się prawdopodobnie katastrofą, jaką będzie brak kwalifikacji do najbardziej elitarnych rozgrywek europejskich.
W Tottenhamie chyba już mało kto wierzy w pozytywne zakończenie tej kampanii, a nerwowe ruchy na ławce trenerskiej tylko to potwierdzają. Otwarte staje się jednak pytanie, kto przejmie stery w zespole z północnego Londynu od sezonu 23/24. Bukmacherzy faworyta widzą w Julianie Nagelsmannie, ale wysoko stoją też akcje np. Vincenta Kompany’ego, który właśnie wprowadził ponownie na angielskie salony Burnley, w imponującym stylu wygrywając Championship.
W Liverpoolu nikt o zmianie trenera nie mówi – wprawdzie Klopp znów przegrał ze swoim kryzysem siódmego sezonu, ale najprawdopodobniej dostanie szansę, by naprawić ekipę The Reds. W końcu, kto jak nie on? Z całą pewnością nie obędzie się bez transferów, a szczególnie „potrzebowski” Liverpool wydaje się być w tej materii w drugiej linii.
W dzisiejszym meczu gospodarze będą musieli radzić sobie bez Roberto Firmino, Stefana Bajceticia i Calvina Ramsay’a. Niepewny jest występ Naby’ego Keity. Z kolei po stronie Spurs nie zobaczymy Rodrigo Bentancura, Yvesa Bissoumy, Emersona Royal’a, Hugo Llorisa i Ryana Sessegnona. Uwagę skupiać będziemy jednak przede wszystkim na najlepszych strzelcach obu ekip – Mohamedzie Salahu i Harrym Kane. Anglik strzelił już 24 gole i pewnie zdobyłby koronę króla strzelców, gdyby nie fakt, że w lidze jest Erling Haaland. Salah ma nieco gorszy sezon, tak jak cały Liverpool, ale 16 bramek i 7 asyst to też żadna tragedia.
To właśnie Kane i Salah trafiali do siatki w listopadowym pojedynku obu ekip. Salah przed przerwą dał The Reds prowadzenie 2:0. Kane po przerwie zmniejszył stratę, ale to goście wywieźli z Tottenham Hotspur Stadium komplet punktów. Jak będzie dziś? Początek meczu o 17:30. Szanse obu ekip na TOP 4 należy oceniać już w kategoriach matematycznych, ale do odtańczenia jest dziś prestiżowe tango straconych. Straconych nadziei.