Na starcie Realu z Manchesterem City ręce zaciera sobie cała piłkarska Europa. Wszyscy mają świadomość, że to zdecydowanie mocniejsza z półfinałowych par Champions League. Może lepiej byłoby, gdyby te dwie wielkie firmy spotkały się w finale, ale z drugiej strony przed nami wspaniały dwumecz, a nie tylko 90-minutowy spektakl w Stambule. Dziś pierwsza odsłona tej batalii – mecz w Madrycie. W obu ekipach najprawdopodobniej zabraknie filarów linii obrony.
W zespole Królewskich z całą pewnością nie zagra wykartkowany Eder Militao. Brazylijczyk jest niepodważalnym elementem układanki Carlo Ancelottiego. Jego brak może oznaczać kłopoty Realu, szczególnie, gdy po drugiej stronie znajduje się niesamowity Erling Haaland, który strzela bramki średnio częściej niż raz na 90 minut. W Premier League ma już 35 goli, a w Champions Leaugue dorzucił 12. Mnożenie superlatyw pod adresem Norwega nie ma już nawet większego sensu. Napisano i powiedziano o nim wszystko. Defensywę Realu czeka po prostu bardzo trudne zadanie, szczególnie że o najlepszy serwis dla Haalanda dbają piłkarze tacy jak Kevin De Bruyne czy Riyad Mahrez.
Ale i Manchester City ma się kogo obawiać. Przecież ofensywa Realu to przede wszystkim nieprawdopodobny Karim Benzema, który królował w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Francuz ma wsparcie w osobach brazylijskich skrzydłowych – Rodrygo i Viniciusa. Ten pierwszy został bohaterem sobotniego finału Copa del Rey, w którym ustrzelił dublet, walnie przyczyniając się do wygranej Los Blancos nad Osasuną (2:1). O Viniciusu ostatnio więcej pisze się i mówi w kontekście jego boiskowych zachowań, po których często sędziowie oszczędzają reprezentanta Canarinhos. Obawy Citizens mogą być uzasadnione tym bardziej, że prawdopodobnie nie zagra Nathan Ake. Holender niespodziewanie stał się w tym sezonie najważniejszą postacią linii obrony mistrzów Anglii. Ake w ostatnim meczu z Leeds zszedł z boiska przed czasem i miał wyraźny grymas na twarzy. Jego absencja dziś wieczorem nie jest jeszcze przesądzona, ale angielskie media spekulują, że Guardiola nie zaryzykuje i zestawi formację defensywną bez reprezentanta Oranje.
Tak czy inaczej – w zgodnej opinii większości ekspertów to Citizens są faworytem tego dwumeczu. Ekipa Guardioli jest w wybitnej formie – prze od zwycięstwa do zwycięstwa, mecz po meczu. Wszystko wskazuje na to, że znów sięgnie po mistrzostwo kraju, a być może będzie to potrójna korona, bowiem finał Pucharu Anglii już jest udziałem City, a i w Champions League może wreszcie przyjdzie moment chwały klubu z błękitnej części Manchesteru. Wieloletnia pogoń Guardioli za spełnieniem tego celu trwa, ale może z Haalandem na szpicy zakończy się powodzeniem.
Inna sprawa, że już rok i dwa lata temu wydawało się, że drużyna Obywateli wygra Ligę Mistrzów. Przed dwoma laty w finale lepsza okazała się Chelsea – była to niewątpliwa niespodzianka. Rok temu w półfinałowym dwumeczu z Realem doszło do cudu na Santiago Bernabeu. Manchester City wygrał u siebie 4:3. W rewanżu od 73. minuty goście prowadzili 1:0 i wydawało się, że jest po temacie. W 90. minucie Rodrygo zdobył bramkę na 1:1, która nie dawała Realowi nic. Jednak już minutę później Brazylijczyk umieścił piłkę w bramce Edersona po raz drugi! Tym samym doprowadził do dogrywki. Na jej początku madrycki tajfun zadał trzeci cios i zmiótł Man City z powierzchni ziemi. Benzema wykorzystał rzut karny, a 25 minut później Obywatele byli już poza burtą Ligi Mistrzów. Real zaś w finale pokonał Liverpool.
Czy znów w tej półfinałowej parze dostaniemy cuda i dziwy? Czysto teoretycznie więcej atutów piłkarskich w ręku mają Citizens. Jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie zlekceważy Realu Madryt w Lidze Mistrzów. Szczególnie, że zespół Ancelottiego może już poświęcić się wyłącznie grze na tym froncie – w La Liga szans na dogonienie Barcelony już nie ma. Z kolei Man City musi jeszcze martwić się Arsenalem, który odzyskał wigor i chce w końcówce sezonu wrócić na czoło tabeli.
Początek dzisiejszego szlagieru Ligi Mistrzów o 21:00. Liczymy na wybitne widowisko w wykonaniu dwóch wyśmienitych zespołów.