Poczytywana zapewne jako najsłabsza z czterech par ćwierćfinałowych Ligi Mistrzów. Co więcej zwycięzca tego pojedynku wg kibiców pozostałych drużyn byłby idealnym rywalem w półfinale. Dla Atletico Madryt i Borussii Dortmund to jednak nie ma znaczenia, bowiem już teraz mogą powiedzieć o udanej przygodzie w Champions League. Za sześć dni jedni będą mogli ją podsumować, a drudzy z niecierpliwością wyczekiwać półfinałów oraz zacząć liczyć na wizytę w Londynie 1 czerwca w roli uczestnika finału.
Nie ma wątpliwości, że Borussia Dortmund to jeden ze szczęściarzy dotychczasowych losowań fazy pucharowej Ligi Mistrzów. W 1/8 finału dostali PSV Eindhoven, które mimo świetnego sezonu w Eredivisie i niemal zapewnionego mistrzostwa od dłuższego czasu, to nadal nie był rywal z topu. Niemiecka ekipa temat załatwiła u siebie na Signal Iduna Park i wskoczyła do ćwierćfinałów. Mogli dostać Real Madryt, mogli Manchester City oraz pozostałych faworytów do wygranej w rozgrywkach, tymczasem trafili na Atletico. Oczywiście na tym etapie rozgrywek nie ma słabych drużyn, ale Los Colchoneros patrząc przez pryzmat tego sezonu to drużyna, która powinna być łatwiejsza do napoczęcia od pozostałych.
Atletico oczywiście także nie może narzekać. BVB to dla nich również łaskawy los, zatem jedni i drudzy mogą być zadowoleni z losowania. Wcześniej drużyna Cholo Simeone grała z Interem. Gdy losowano w grudniu, wówczas wydawało się, że będą delikatnym faworytem. Gdy dochodziło do dwumeczu mediolańsko-madryckiego, wtedy to przyszły mistrz Włoch miał być zdecydowanym faworytem i… nic z tego nie wyszło. Atletico będąc w teoretycznie największym kryzysie ligowym od początku sezonu, zrobiło swoje i awansowało do 1/4 finału.
Wahania nastrojów w Zagłębiu Ruhry
Wydawało się, że w Dortmundzie mogą być tylko i wyłącznie w dobrych humorach od początku marca. W końcówce lutego bolesna porażka z Hoffenheim przed swoimi kibicami, po której weszli w odpowiednie tory. Pięć kolejnych wygranych, w tym cztery ligowe dawało nadzieję, że wysoka forma przyszła w najważniejszym momencie sezonu. Największe wrażenie zrobiła oczywiście wygrana w Klassikerze. 2:0 nad Bayernem zawsze budzi szacunek, bez względu na formę monachijczyków. Zwłaszcza, że zrobili to na Allianz Arenie i zachowali czyste konto, co przy drużynie strzelającej niemal trzy bramki na spotkanie jest sporą sztuką. Tydzień później, czytaj: tuż przed pierwszym ćwierćfinałem, przyszło kolejne kluczowe spotkanie. Stuttgart był cztery punkty przed nimi, więc pojawiła się nawet szansa na ligowe podium. Porażka zamknęła ten temat, a jednoczesna wygrana RB Lipska sprawiła, że zamiast myśleć o trzecim miejscu, teraz wypadli poza TOP4. Gdyby sezon zakończył się dzisiaj, wówczas BVB znalazłoby się zaledwie w Lidze Europy. Dla nich to “tylko LE”, bowiem mówimy o innej perspektywie finansowej, która wyhamowałaby klub na sezon lub dwa. Znacznie trudniej byłoby wrócić do miejsca z maja ubiegłego roku, gdy byli przecież o krok od mistrzostwa.
Mimo że kluczowy mecz sezonu w Lidze Mistrzów zbliżał się wielkimi krokami, to nie było mowy o jakimkolwiek oszczędzaniu podstawowych zawodników. Edin Terzic rzucił wszystko, co miał najlepsze. Widać także po ostatnich meczach, że podstawową parą stoperów został duet Mats Hummels i Nico Schlotterbeck, którzy trzecie spotkanie z rzędu zagrali razem. Na ławce wylądował Niklas Sule, który po raz ostatni pojawił się na murawie podczas rewanżowego meczu z PSV. Do niedawna trudno było sobie wyobrazić środek defensywy BVB bez niego, ale teraz wiekowy Hummels prawdopodobnie wygryzł go ze składu na kluczowy moment sezonu. Z drugiej strony dla Terzicia to spory komfort, mieć taki “ból głowy”, gdzie trzecim stoperem jest Niklas Sule, a nie ktoś na znacznie niższym poziomie.
***
Sporym kłopotem dla Terzicia jest jednak strata, do której doszło w trakcie przerwy reprezentacyjnej. Donyell Mallen tuż przed nią znajdował się w niezłej formie. Dublet z Freiburgiem, gole z PSV, Hoffenheim czy Werderem. To jednak póki co musi mu wystarczyć, bowiem kontuzja uniemożliwi Holendrowi grę w pierwszym meczu 1/4 finału z Atletico. Dzięki temu raczej pewne miejsce w składzie powinien mieć Karim Adeyemi. Ucierpi na tym siła ofensywna zespołu, bowiem Mallen w tym sezonie już strzelił 11 goli ligowych i razem z Fullkrugiem jest najlepszym strzelcem w Bundeslidze. Jednak w Champions League Holender trafił jedynie przeciwko… byłemu klubowi. W tych rozgrywkach akurat Adeyemi jest skuteczniejszy – dwie bramki.
Koniec kryzysu?
W lutym jedno zwycięstwo i odpadnięcie z Pucharu Króla. Marzec to już dwa triumfy, w tym ten przeciwko Interowi, który dał przepustkę do 1/4 finału. Kwiecień Atletico rozpoczęło od wyjazdowej wygranej w Vila-Real 2:1. Co ciekawe dla Los Colchoneros było to zaledwie drugie zwycięstwo wyjazdowe w tym roku kalendarzowym! Jak na trzy pełne miesiące to słaby wynik w wykonaniu czołówki LaLiga. Podobnie, jak w przypadku BVB, Atletico również jest na granicy czwartego i piątego miejsca w lidze. Różnica jest taka, że LaLiga może doczekać się pięciu miejsc ligowych w przyszłej edycji Ligi Mistrzów, co w zasadzie dałoby kompletny spokój w końcówce sezonu w tym kontekście.
Zresztą Atletico przez dwa ostatnie miesiące nie wygrało aż siedmiu gier! Pięć porażek plus dwa remisy to fatalny wynik, jak na drużynę tego kalibru. Głównym grzechem były oczywiście mecze wyjazdowe. Zresztą dość osobliwie wyglądają liczby osiągane na Civitas Metropolitano a na wyjazdach. 40 do 18 to liczba punktów w relacji dom – wyjazd w LaLiga. Jednak i na Metropolitano nie są nieomylni. Athletic Bilbao przerwał roczną serię niemal samych wygranych, a niedawno Barcelona rozjechała walcem Los Colchoneros. Nadal jednak u siebie Atleti jest niezwykle mocne. Najlepszym dowodem dwumecz z Interem. W Mediolanie byli bezradni, powinni przegrać kilkoma bramkami. Simone Inzaghi i spółka do dzisiaj pewnie żałują, że nie załatwili sprawy na San Siro. 2,33 do 0,66 w xG to była duża przewaga na korzyść włoskiej ekipy. W rewanżu jednak obejrzeliśmy inne Atletico. Prawdopodobnie najlepsze od meczu 1/4 finału Copa del Rey z Realem Madryt. Te dwa spotkania można uznać za najlepsze w 2024 roku, poza oczywistym 5:0 nad Las Palmas. Tyle że klasa najbliższego rywala będzie czymś w okolicach Interu, nieco słabiej od Realu, ale zdecydowanie trudniej, niż z przedstawicielem Wysp Kanaryjskich.
Doświadczenie pucharowe
Dużym atutem drużyny Simeone jest ogranie na tym etapie rozgrywek. W ostatniej dekadzie trzykrotnie byli w finałach Ligi Mistrzów lub Ligi Europy! Dorzućmy do tego Superpuchar Europy 2018, a także półfinały i ćwierćfinały osiągnięte pod wodzą Argentyńczyka. W porównaniu do BVB to przepaść. Niemiecka ekipa była, co prawda w finale LM w 2013 roku, ale od tamtej pory nijak nie może się mierzyć z najbliższym rywalem. Do tego sezonu były to trzy ćwierćfinały Champions League plus jeden w Lidze Europy. Wynik także robiący wrażenie, ale nadal pokazujący różnicę pomiędzy tymi drużynami.
***
W kontekście Atletico sytuacja zdrowotna nieco podobna do Borussii Dortmund. W tym przypadku brakuje dwóch ważnych zawodników. Memphis Depay wypadł po meczu z Villarrealem, ale raczej nie można było się go spodziewać od pierwszej minuty. Inaczej sprawa wygląda w przypadku Mario Hermoso. Stoper doznał kontuzji… gdy celebrował nietrafiony rzut karny przez Lautaro Martineza. Moment szczęścia drużyny okazał się pechowy dla niego samego.
***
Początek środowego meczu w Madrycie o godzinie 21:00.